Rozdział 3, IV.

466 18 0
                                    

- Vivian! - poczułam mocne szturchnięcie.
Spojrzałam w bok, widząc zdziwionego i zaniepokojonego Liama. Trochę za bardzo wczułam się w medytację, która pozwoliła lepiej poznać tragiczną historię Feniksa, który zresztą został stworzony jako drugi, dlatego strażnik światów zlitował się nad nim. Nią, jeśli patrząc, że to część mnie. 
- Hm? - wstałam z podłogi, czując jak zdrętwiały mi nogi. 
- Ktoś cię mógł zobaczyć. - patrzył na mnie z wyrzutami. - Oczy ci świeciły.
- Mhm. 
Wzięłam do ręki kubek z sokiem, ignorując obecność Liama. Jeszcze nie przebolałam to, jak mnie potraktował i do tego czasu wolałam milczeć. Wlepiłam wzrok w podłogę, ale wciąż dostrzegłam mały uśmiech na twarzy blondyna. 
- Wiem, że cię zraniłem i dlatego się zdystansowałaś. - podszedł bliżej, przez co sama się odsunęłam. - Ale musisz zrozumieć, że gram jak ślepy kangur i nie musisz nic robić, by mnie pocieszyć. - nie przestawał się zbliżać. 
- Liam. - traciłam miejsce, w które mogłabym się odsunąć. 
- Widziałem jak spięta ostatnio chodzisz. - z ręki zabrał mi kubek i postawił na parapecie. - Chyba mam na to znacznie lepszy sposób niż medytacja.
Przyznam, że kręciła mnie jego dominacja, ale kurczę jestem kobietą, powinnam się obrazić czy coś. Wzięłam głęboki oddech, patrząc mu w oczy.
- Chodź, nie bój się. - zaprowadził mnie na łóżko, gdzie kazał usiąść.
- To mnie tylko stresuje. - poinformowałam go, gdy za mną zasiadł.
- Vivian. - zaśmiał się. - Więcej zaufania. - zbliżył się do mojego ucha. - Nie zamierzam zrobić nic złego.
Patrzyłam ponownie na odbicie w telewizorze, obserwując uśmiechniętego Liama. Swoje dłonie owinął wokół mojego brzucha i położył głowę na moim ramieniu. O dziwo stres opadł, przez co zamknęłam oczy, ale tylko na chwilę.
- Liam.
Chłopak nic nie powiedział. Oderwał się ode mnie i patrzył na mnie w odbiciu.
- Twoje tętno zmalało. - uradował się. - Niedawno szalało jak głupie. - zaczął masować moje barki.

- Czuję dotyk Czarnego Feniksa.

Zmarszczyłam brwi, ale słuchałam to, co Feniks miał do powiedzenia wobec Liama.

- Jego zapach jest przepiękny.

Wciągnęłam powietrze do nosa, nasycając się wonią pięknych perfum Dunbara. Sam on zauważył, co robię, dlatego się przybliżył.
- Zapanuj nad tym co w tobie siedzi. - wyszeptał.

- Głos chropowaty, niczym księcia z bajki.

Liam złożył pocałunek na mojej szyi, zmuszając moje ciało do niewielkich dreszczy.

- Czuły.

Delikatny.

- Ostrożny.

Namiętny.

- Nie przestawaj Liam.
Cichy śmiech wydobył się z jego ust. Pomimo, że ja i moja własna chimera kochałyśmy inne osoby, opisywałyśmy je w ten sam sposób, co tylko nas do siebie zbliżyło. Jednak nie chciałam, żeby wydarzyło się coś więcej. W takich momentach uwielbiałam mieć Liama tylko dla siebie. Głowę przechyliłam do tyłu, usadzając ją na klatce piersiowej chłopaka. Przejechał kciukiem po mojej skórze, po czym przybliżył usta do mojej szczęki i niewiele się zastanawiając, składał na niej małe pocałunki. W ten sposób pomagał mi zwalczyć podłą naturę, a najlepsze było to, że działało. Znalazłam jego dłoń i splotłam nasze palce, jakby to była nasza ostatnia chwila wspólnie spędzona. Mój oddech przyspieszył tempa i adrenalina w moim ciele lekko skoczyła, ale wiedziałam, że właśnie to mnie rozluźniało najbardziej.
- Brakowało mi twojej bliskości. - powiedział, zostawiając fioletowe ślady na dole mojej szyi.
- Faktycznie nie byłam sobą. - uśmiechnęłam się, odwracając się w jego stronę. - Ale teraz powróciłam. - pogłaskałam go po policzkach, jakbyśmy się zobaczyli po raz pierwszy od trzystu lat.
Liam mnie pocałował i w końcu sam się rozpalił, gdy przypomniał sobie, że od dawien dawna nie mieliśmy czasu tylko dla siebie. Natychmiast zdjął koszulkę, ale pozostał delikatny, jeśli chodziło o mnie. Uśmiechnęłam się, widząc jego pragnienie. Pchnęłam go na łóżko, by móc usiąść na nim okrakiem. Miałam zamiar ściągnąć swoją koszulkę, gdy nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałam na Liama zrezygnowana, a on na mnie, węstchnąwszy głośno z niecierpliwością i erekcją w spodniach. To wywołało u mnie cichy śmiech.
- Kochani, jesteśmy! - krzyknęła mama Liama.
Zeszłam z chłopaka, ogarniając nieco roztrzepane włosy. On założył to, co miał pod ręką i stanął na równe nogi.
- Nie myśl sobie, że to koniec. - szepnął mi na ucho, wychodząc z pokoju.
- Mam nadzieję, że nie. - przez moje ciało przeszło gorąco.
Poprawiłam parę kosmyków i podeszłam do parapetu, gdzie stał mój sok. Los jednak ciągle mnie testował i strąciłam go swoją ręką. Zaczęłam głośniej oddychać, mocno zaciskając zęby. Miałam ochotę rozwalić biały przedmiot na kawałki albo rzucać czym popadnie.
- Słońce. - zaczęłam nerwowa. - Księżyc. Prawda. - uklęknęłam, kierując głowę na podłogę. - Słońce. Księżyc. Prawda.
Pomogło mi to utrzymać gniew na wodzy i przy okazji przypomniałam sobie dotyk Liama, który dodawał mi ukojenia.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now