Rozdział 17, IV.

312 15 0
                                    

Dzień się kończył, co również oznaczało wykonanie planu Monroe. Siedziałam w ukryciu, obserwując Talbota, który zamierzał wrócić do domu. Spakował torbę z rzeczami do bagażnika i w tym samym czasie wkroczyła nasza ukochana tropicielka. 
- Coś ci upadło. - uśmiechnęła się niewinnie, pokazując piłkę, w której był tojad. 
Ręce mi drżały, a w mojej głowie powstała walka między mną a.. mną. 
- Widziałam jak grasz. - kontynuowała. - Jesteś wyjątkowy. 
- Powiedzmy. - Talbot się zaśmiał. 
Monroe rzuciła mu piłkę, którą od razu złapał. Gdy ścisnął ją w dłoni, prochy tojadu wydostały się na zewnątrz zatruwając chłopaka. Pod wpływem trucizny upadł na ziemię. 
- Wybacz, mogłam cię uprzedzić. To mordownik. Nic do ciebie nie mam. - podniosła kij do lacrosse'a, by następnie złamać jego głowę. - Ale nie zasługujesz na taką moc. - powiedziała groźnie, mierząc do niego z ostrej końcówki. - Nie wolno straszyć ludzi. - zbliżyła się do niego i w końcu przebiła mu płuco, po czym walnęła w twarz. - Nie do wiary. - pozytywnie zaskoczona obserwowała, jak znikają mu rany w szybkim tempie. - Nikt nie powinien tak umieć. - wyciągnęła nóż. 
Brett w końcu przeszedł na tryb ofensywny i uderzył kobietę w twarz z buta. Gdy się zbierała, on zdążył uciec, dlatego mogłam wyjść z ukrycia. Westchnęłam ciężko patrząc na nią z zażenowaniem. 
- Idź za nim i nie pozwól mu uciec. - powiedziała groźnie. 
- Dobra. - wzruszyłam ramionami. 
Poszłam śladami Bretta w głąb lasu. Doskonale wiedziałam, co zamierza zrobić. Będzie się bronił, jak tylko to będzie możliwe. Choćby miał zabić mnie czy Monroe, nie odpuści. W pewnym momencie usłyszałam szelest liści drzewa. Wiatr nie wiał mocno, praktycznie w ogóle, dlatego spojrzałam w górę, by za chwilę zobaczyć zeskakującego Talbota. Odsunęłam się parę kroków w tył, patrząc czy Monroe nie idzie. 
- Spokojnie. - powiedziałam. 
- Spokojnie? Ta wariatka próbuje mnie zabić. 
- Wiem, wszystko widziałam. - przyznałam. - Robiłam wiele rzeczy, zabijałam kogo popadnie, ale mordować nastolatków przez ich naturę to według mnie przesada. Co zamierzasz zrobić? Musisz stąd uciec. 
- A jak ty się tu znalazłaś? 
Patrzyłam na niego ukrywając prawdziwe zamiary. 
- Liam został jeszcze w szkole. Mieliśmy razem wrócić do domu, ale zauważyłam was na parkingu. Dotarły do mnie informacje, że jest łowcą. - wzięłam głęboki oddech wiedząc, że ryzykuję, ale musiałam zdobyć jego zaufanie. 
- Dobra. - wyglądał, jakby mi odpuścił wszelkie podejrzenia. - Co robimy? Nie mamy jak uciec z lasu, musielibyśmy stanąć twarzą w twarz z tą psycholką. W sumie nas jest dwóch. 
- Ich też. - spojrzałam na wyświetlacz telefonu widząc SMSa od Monroe, w którym pisała, że Gerard pomoże tropić Bretta. - Gerard Argent dołączył do zabawy. 
- Skąd wiesz? 
- Mam dostęp do zapisu kamer ze szkoły. - skłamałam. 
- Cholera. - wkurzył się. - Masz jakiś plan? 
Chciałam coś powiedzieć, ale zobaczyłam strzałę, która wylądowała w nastolatku. Szczęka mi lekko opadła, ale udało mi się kontrolować napływ emocji. 
- Uciekamy. - rozkazałam. 
Chłopak zaczął biec, a ja spojrzałam na Monroe z lekkim uśmiechem. Kiwnęła głową, więc pobiegłam za Brettem. Gerard dołączył do niej później, dlatego mnie nie widział. Dobrze, bo jakbyśmy zetknęli się twarzą w twarz to on swoją by stracił. Nienawidziłam dziada.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now