Rozdział 39, II.

891 50 1
                                    

Pomimo bolesnej straty, nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Chciałam pożegnać się w lepszy sposób z Lilianą na pogrzebie, który odbędzie w weekend. Nie musiałam tłumaczyć co się z nią stało, bo rodzice mojej przyjaciółki od razu oskarżyli Eichen House o niekompetentność i kilka dni po pogrzebie miała również się odbyć sprawa sądowa. Ciekawe jak się wytłumaczą z tego, że próbowali wyciągnąć wspomnienia z obu banshee za pomocą wiertarki, wiercąc im dziury w głowach i doprowadzając do skraju szaleństwa. Tak czy inaczej, stado Scotta zaczęło podejrzewać, że nie jestem Piekielnym Ogarem, więc sprawa tego czym byłam też jest nie do końca wyjaśniona. Jednak nie stracili do mnie zaufania, mimo że przez jakiś czas znalazłam się pod kluczem Theo. Wzięli mnie nawet na akcję śledzenia Piekielnego Ogara, w co wmieszany również był Argent. Potrzebowałam tego.
- Idzie do szkoły. - poinformował nas Scott, czytając SMSa.
- Co ciągnie tam Parrisha? - zapytał Liam.
- Teraz jest Piekielnym Ogarem. - spojrzałam na chłopaka. - Parrish nie wie co się dzieje.
- No dobra to.. Co robi w szkole Piekielny Pies?
Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc ,,Piekielny Pies''.
- Chce się dokształcić. - rzucił sarkastycznie Stiles. - Liam, idzie do szkoły, więc jedziemy za nim, dobra? Cicho już bądź.
Stiles dorzucił do biegu, co pozwoliło nam być nieco szybciej na miejscu. Z tego co mi powiedziano to Potworni Doktorzy już zdążyli stworzyć dzieło idealne. Niby jest nim jeden z nastolatków, ale nie było żadnego dodatkowego nazwiska na liście chimer.
- Hej, Vivian. - przykuł moją uwagę Scott. - Nie powinnaś, tak jak Parrish, iść w stronę szkoły?
- Już chyba omówiliśmy, że jest możliwość, że nie jestem Piekielnym Ogarem. Kiedy szłam do Eichen House byłam świadoma tego co robię, a on po prostu działał.
- Poplotkujemy sobie innym razem. Wysiadajcie. - Stiles wysiadł z samochodu jako pierwszy.
Przewróciłam oczami i również wyszłam na zewnątrz pojazdu. Patrzyłam na szkołę, gdy nagle usłyszałam głośny huk za sobą. Odwróciłam się, obserwując Liama, którego również obserwowali dwaj moi towarzysze.
- Przepraszam. - poczuł się głupio.
Zdecydowaliśmy się po prostu to zignorować i szliśmy wzdłuż terytorium szkoły. W którymś momencie styknęliśmy się z Argentem.
- Gdzie Parrish? - zapytał Scott.
- Zgubiłem go. - przyznał mężczyzna. - Był za szybki.
- Ludzie? - Liam zabrzmiał, jakby się zmartwił. - Tam leży człowiek.
Spojrzeliśmy w bok, gdzie faktycznie ktoś leżał. Ruszyliśmy naprzód, co nie przekonało zbytnio Stilesa, ale żyje się raz, więc nie miał wyboru. Ciałem okazał się nastolatek, który umarł w brutalny sposób. Jednak w oddali zauważyliśmy drugie ciało i tam się kierowaliśmy. Dwa trupy doprowadziły nas do całej masy trupów. Chłopak, który ledwo dychał, spojrzał na nas i wyciągnął rękę.
- Pomóżcie mi. - ledwo powiedział.
Zrobiłam pierwszy krok w przód, ale już wtedy mnie powstrzymano.
- To pułapka. - na przeszkodzie stanął mi Piekielny Ogar, patrząc do środka autobusu pełnego martwych ciał.
- Proszę. - chłopak naprawdę cierpiał.
Postanowiłam iść, na przekór Piekielnemu Ogarowi, ale ten spojrzał na mnie, nie dając mi przejść.
- Nie możesz mu pomóc.
- A właśnie, że mogę! - ogień wydobył się ze mnie niczym z zapałki.
- Vivian! - Liam złapał mnie za rękę, ale szybko ją zabrał z powodu poparzenia.
- Nie możesz. - ciągle upierał się Ogar.
Spojrzałam w stronę autobusu, słysząc głośne warknięcie. Ciało nastolatka, który prosił o pomoc zostało wyrzucone z autobusu i dopiero teraz zobaczyłam, że zostały mu wyrwane nogi. Z cienia wyłoniła się czarna bestia, obserwując mnie i Parrisha.
- Vivian, wycofaj się. - rozkazał Scott. - Vi, nie wiadomo czy jesteś Piekielnym Ogarem.
- Vivian, posłuchaj Scotta. - błagał Liam.
Miałam wrażenie, że przestałam panować nad swoim własnym ciałem i coś przejęło pałeczkę. Nie byłam nawet w stanie powiedzieć, że nie wiem co się dzieje. Byłam.. obserwatorem.
- Zwą mnie symbolem Słońca, co ma się stać, niech się stanie. - rzekło coś, co mną zawładnęło.
Parrish, tak jak chimera we mnie, emitowały ogromną ilość ognia, jakby bez słowa ze sobą współpracowały. Ruszyli na bestię, która wychodziła z kryjówki, a raczej z niej uciekała, najprawdopodobniej nie chcąc walczyć. Ja błagałam gdzieś w głębi ducha, by nie skończyć marnie, na przykład dwa metry pod ziemią.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now