Rozdział 5.

1.9K 119 5
                                    

Po długich i męczących lekcjach mieliśmy trening. Liliana wraz z Masonem stwierdzili, że usiądą na trybunach, by nam kibicować.
- Słuchać słabiaki! - krzyknął trener, gdy stanęliśmy w rzędzie. - Macie w drużynie nowego uczestnika. - zawiesił się. - Nową uczestniczkę. - poprawił się. - Prawdopodobnie jest ona lepsza niż wy i naprawdę mnie to nie zdziwi. Macie się bać, kiedy usłyszycie.. - spojrzał na mnie
- Vivian Griffin.
- Lilian Griffin! - uśmiechnął się.
- Vivian! - krzyknęłam na tyle głośno, że usłyszał.
- Co za różnica? - machnął ręką.
Spojrzałam na chłopaka obok mnie, który zapewne grał dłużej niż ja.
- Nie przejmuj się. On tak zawsze. - zapewnił mnie.
Westchnęłam głośno. Będę musiała się do tego przyzwyczaić.
- Teraz marsz na boisko! Chcę zobaczyć jak przegrywacie z dziewczyną, frajerzy. - zaśmiał się Finstock.
Jego poczucie humoru było w jakiś sposób specyficzne, ale do zniesienia. Nie czekając jednak dłużej na to, aż mnie opluje, wzięłam kij do lacrosse'a, a także kask. Stanęłam przed Scottem i Stilesem, po czym mierzyłam uważnie wzrokiem każdy ich ruch. Ludzie są strasznie łatwi do odczytania, dlatego wiedziałam, że Stiles miał zamiar zaatakować centralnie w bok, bym upadła. Natomiast Scott. No cóż, byłam zbyt zdezorientowana faktem, że był nadprzyrodzoną istotą. Czy jego kolega wiedział?
Nie mając dłużej czasu na myślenie, wyruszyłam przed siebie. Tak jak wcześniej stwierdziłam, tak też Stiles zrobił. Niestety na jego nieszczęście udało mi się go wyminąć. Scott chciał zrobił ze mną dokładnie to samo co z Liamem na wczorajszym treningu. Pech chciał, żebym go popchnęła na ziemię i tym samym mogła trafić do bramki. Nie powiedziałam, że to mój pech.
- Brawo Vivian! - rozniósł się głos Liliany.
- Zuch dziewczyna! - krzyknął trener. - Tak trzymaj, Griffin!
Zdjęłam kask i spojrzałam się złośliwie na McCalla. Powinien się cieszyć, że nie użyłam tojadu.
Stanęłam na końcu kolejki i patrzyłam uważnie na Liama, którego była teraz kolej. Jemu także udało się trafić do bramki. Podszedł do mnie, zdejmując swój kask przy okazji uśmiechając się.
- Cały i zdrowy. - powiedział.
- Jeszcze. - uniosłam lekko jedną brew. - To dopiero początek. W tym czasie zdążą ci złamać nos albo skręcić nogę.
Liam zaśmiał się, doskonale wiedząc, że nawiązywałam do wczorajszego incydentu.
- Griffin! - zwrócił mi uwagę Finstock. - To nie czas na spanie!
Spojrzałam przed siebie i dopiero wtedy zrozumiałam, że ponownie moja kolej. Chwyciłam piłkę w kij i ruszyłam. Stiles upadł, uderzając plecami o twardą ziemię. Natomiast będąc nieopodal Scotta, usłyszałam jego warknięcie. To bardziej przekonało mnie do tego, że był istotą nadprzyrodzoną. Bóg chciał, że jego uderzenie z ogromną siłą mnie trafiło. Jednak już czując, że lecę na plecy, szybko upadłam na nogi, tym samym wstając i biegnąc dalej.
- To było coś! - uradował się trener.
Zamachnęłam się, przez co piłka zaczęła lecieć prosto do bramki. Kolejny punkt należał do mnie. Odwróciłam się w stronę bruneta, a gdy wracałam do kolejki, przystanęłam przy nim. Nie spoglądając na niego rzekłam.
- Uważaj, komu próbujesz wyrządzić krzywdę, Scotty. - westchnęłam cicho. - Wiem, co potrafisz zrobić i jaką siłą się posługujesz. Jest dziwnie nadnaturalna. - tym razem obdarzyłam go wzrokiem.
Doskonale widziałam jego zdezorientowaną twarz. Nie wiedział co powiedzieć. Właściwie to nie umiał wykonać nawet najmniejszego ruchu. Czując malutkie zwycięstwo udałam się do kolejki. Jeden z chłopaków odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic. Po prostu zareagował zbyt agresywnie. - wzruszyłam ramionami.
- Podszkolisz się, to wtedy ty będziesz reagować agresywnie. - puścił mi oczko. - Jestem Garrett. - podał mi rękę.
- Vivian. - uścisnęłam jego dłoń.
Nie lubiłam poznawać nowych osób, ale w drużynie chyba musiałam poznać członków. Byłoby dziwnie, gdybym krzyknęła ,,Hej 9! Podaj mi!"
Tak. W tym przypadku 9 to Liam.
- Vivian. - podszedł wcześniej wymieniony chłopak. - Stiles po raz kolejny zaliczył glebę. - wyszczerzył się.
- Dunbar. - zaczęłam poważnie. - Który raz?
Blondyn zaśmiał się, analizując moją twarz.
- Założę się, że dwutysięczny setny.
- Dwutysięczny sto pierwszy. - wskazałam palcem na bruneta, który ponownie leżał na ziemi.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a następnie spojrzałam na trenera, który gwizdnął w gwizdek.
- Słuchajcie wszyscy! Niedługo czeka nas mecz i oczekuję od was większego zaangażowania niż dzisiaj czy kiedykolwiek indziej. A teraz idźcie pod prysznic, bo strasznie cuchniecie.
Wzięliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do szatni. Oczywiście ja do damskiej, a chłopcy do męskiej.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Onde histórias criam vida. Descubra agora