Rozdział 36, II.

859 49 2
                                    

Szłam powoli do Eichen House. Wszystkie swoje emocje chciałam wyładować na Theo. Idąc, na szczęście nikogo nie spotkałam. Zero przechodniów, turystów, a nawet aut, tak jakby anioł stróż nade mną czuwał. Gdy znalazłam się przed, wszystkim oczywiście znanym, wariatkowem, po prostu pchnęłam bramę. Była otwarta, a oświetlenie nie działało, co oznaczało, że wysiadło zasilanie, a to dało naszym chimerom przewagę. Na terenie Eichen moje emocje, a najbardziej gniew, wzrastały z każdym krokiem. Do środka budynku również weszłam jak do siebie, ale nie frontowymi drzwiami, gdyż tam zauważyłam pielęgniarza, stojącego przy recepcji. Weszłam od tyłu, nie bojąc się, że ktoś mnie zauważy. Z tego co było mi wiadomo to psychiatryk dla stworzeń nadprzyrodzonych znajdował się w piwnicy. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie leżała Liliana, dlatego postanowiłam improwizować i zajrzeć w każdy zakamarek. Interesowała mnie tylko zemsta oraz zdrowie Liliany. Pragnęłam by ona oraz Lydia były całe i zdrowe, a Theo martwy. Na początku nie wiedziałam gdzie mam zacząć szukać obu banshee. Szłam przed siebie i dzięki wytężeniu słuchu usłyszałam Valacka, raz gadającego do Lydii, a raz do Liliany. Były na skraju wytrzymałości, a w ich głowach musiało się mnóstwo dziać. Gdy kierowałam się w stronę dźwięku, zauważyłam chowającego się Stilesa, który na mój widok mocno zmarszczył brwi.
- Vivian? - zapytał szeptem.
Nie umiałam mu odpowiedzieć, a raczej nie chciałam. 
- Po co chimerom banshee? - zapytał Valack. 
- Nie chcę banshee, tylko Piekielnego Ogara. - usłyszałam odpowiedź Theo. 
Stanęłam przy drugim końcu krat, tak samo jak Piekielny Ogar, łapiąc za nie i topiąc, póki nie miałam możliwości przejścia. 
- Szukaliście Piekielnego Ogara? - Valack poczuł się zdumiony. - No to macie nawet dwa. 
Kraty pode mną roztopiły się, spadając na brudną podłogę. Przekroczyłam próg z górskiego popiołu, wypalając go. 
- Vivian, cokolwiek zamierzasz zrobić, odsuń się. - rozkazał Raeken. 
Nie miałam zamiaru się posłuchać. Jeśli chciał mnie powstrzymać to musiał ze mną zawalczyć. 
- Dobrze więc. - patrzył na mnie pewnie. - Tracy. - wskazał na mnie głową. 
Dziewczyna rzuciła się w moją stronę, pazurami usiłując mnie sparaliżować. Jednak jedyne co zrobiła to utknęła nimi w mojej skórze, a ja zmusiłam ogień do wzrośnięcia do najwyższej temperatury, co spowodowało, że pazury w zaskakującym tempie jej się stapiały. Chwyciłam ją za szyję i rzuciłam o ścianę, nie mając ochoty bawić się z jednym z kundli. Josh zaatakował Parrisha, ale nawet mnóstwo tysięcy woltów nic mu nie zrobiły. Tak się nie walczy z żywiołami. 
- Theo, nie damy rady! - powiedział chłopak, zauważając, że gniew Ogara również wzrastał. 
Miałam zamiar spalić własnym ogniem Raekena, ale zatrzymałam się tuż przy Parrishu, widząc, że brunet trzyma pazury przy obu rudowłosych. Na całe szczęście Valack powstrzymał Theo, robiąc mu na nodze ranę wiertarką. 
- Wybacz Theo, jeszcze z nimi nie skończyłem.
Miałam zamiar dobić Tracy z powodu narastającej złości, ale poczułam jak ktoś łapie za moją rękę. Spojrzałam na Coreya, który poza byciem kameleonem nic nie potrafił i postanowiłam dać mu nauczkę za lekkomyślność. Emitowałam ogień na całą długość swojego ciała, pozwalając Coreyowi się w nim spalać niczym szaszłykowi na grillu. Przez ogromne uderzenie ognia wylądował na Stilesie, który zdecydował się wyłonić z kryjówki. Spojrzeliśmy na siebie z Parrishem i oboje zdecydowaliśmy się ratować należące do nas banshee. Niestety Theo zdążył wstać z ziemi i cisnął metalowym prętem, który wylądował w Parrishu. To powaliło go na ziemię i spowodowało, że powrócił do człowieczej formy. Jednak zostałam jeszcze ja.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now