Rozdział 20.

1.4K 83 7
                                    

- Scarlett? Scarlett!  

Widząc ciało swojej ledwo żywej siostry szybko zareagowałam. Podbiegłam do dziewczyny nie rozumiejąc co mogło jej się stać. 

- Vivian. - ledwo wydusiła. - Cokolwiek się stanie, nie możesz pokazać, że się boisz 

- Scarlett nie mów, jakbyś miała umrzeć, dobra? - mówiłam z wyrzutami. - Wyjdziesz z tego. 

- Nie wyjdę. Zaatakował mnie wilkołak. - mocno trzymała się za brzuch. - Nawet jeśli wyzdrowieję to prędzej czy później i tak zginę. Rodzina Griffin nienawidzi stworzeń nadnaturalnych. 
- O Jezu. - usłyszałam za sobą głos. 

Spojrzałam do tyłu widząc dwóch znajomych mi ze szkoły chłopców. Stiles Stilinski i Scott McCall zamiast pomóc mojej umierającej siostrze po prostu patrzyli, jak na show w telewizji. Powróciłam do Scarlett, ale.. ale jej klatka piersiowa przestała się unosić, a oczy martwo wpatrywały się w moją twarz.

- Scarlett? - nie potrafiłam pogodzić się z tą informacją. - Scarlett! Scarlett, nie możesz! Nie zostawiaj mnie! - po policzkach płynęły mi łzy. - Scarlett. - już nie umiałam krzyczeć. 

Czułam żal, ale i jednocześnie gorycz. Dlaczego to przydarzyło się akurat mnie i mojej rodzinie? Ona nie zasłużyła na taki los. 

- Czemu nic nie zrobiliście?! - uderzyłam w klatkę piersiową Stilinskiego. - Mogliście pomóc!

- Rozumiem twoją złość - zaczął McCall. - ale to sprawa dla policji i dla sanitariuszy.

Według mnie to była zwykła wymówka,  by nie pomóc umierającej. Obiecuję Ci, Scarlett, że zabiję każdą nadprzyrodzoną istotę w Beacon Hills. Pomszczę cię.

Jak na złość złamałam swoją obietnicę. 

- Vivian, skup się. - szturchnął mnie Stiles. 

- Skupić się na czym? - zmarszczyłam brwi. - Nie mamy nic. Scott gdzieś poszedł z Argentem, Malia z Derekiem i nie wiemy co z Liamem. Co takiego więc wy możecie mieć? 

- Wiemy, że dwa poprzednie hasła to imiona zmarłych osób. - oznajmił spokojny brunet. 

- Sprawdziliśmy wszystkich, którzy nie żyją. - dodała Lydia. 

- Wracam do lasu. - westchnęłam głośno. 

Będąc przy drzwiach czyjaś ręka natychmiastowo mnie zatrzymała. Był to nie kto inny niż Stiles. 

- Nie jestem wilkołakiem, banshee też nie, ale wiesz co? - mówił stanowczo. - Jakoś nie napawa mnie myśl, że mogę wyjść z domu i dać się zabić.

- Garret jest martwy. - splunęłam z jadem. - Nie umrę tam. A przynajmniej nie przez Garretta. - wyrwałam się z uścisku Stilinskiego. - Liam potrzebuje pomocy, a siedząc tutaj mu nie pomogę. No i drobna rada, zamiast wpisywać imiona zmarłych, spróbujcie wpisać kogoś z żywych.

Wyszłam jak najszybciej się dało. Doskonale znałam hasło do trzeciej listy, ale jakoś czułam, że sami muszą zadziałać. Truchtem biegłam po lesie już trzeci raz tego dnia. Tak strasznie się bałam i sama nie do końca byłam pewna czego. Lilianę wysłałam do domu tylko ze względu na to, że dość martwych ciał się naoglądała i jeśli stało się najgorsze Dunbarowi to nie chcę, by zobaczyła następne. 

- Nie możesz pokazać, że się boisz. - przypomniałam sobie słowa siostry. - Nie możesz pokazać, że się boisz. Nie możesz pokazać, że się boisz.

Powtarzałam te słowa w kółko, jak modlitwę. Trwało to tak długo, póki nie zobaczyłam Scotta spieszącego się dokądś. 

- Vivian! - spojrzał na mnie. - Wiem, gdzie jest Liam! 

Ciężar, który dotąd czułam na swoich barkach tak jakby zniknął. Oboje przyspieszyliśmy i zapewne wyglądaliśmy, jak wyjęci z pożaru. Przed sobą zobaczyliśmy studnie, a przez ułamane w poszczególnych miejscach deski mogłam się domyślić, że studnia nie była płytka. Przystanęliśmy przy dziurze, która umożliwiła widok na dno i wtedy go zobaczyłam. Liam ledwo trzymał się wbudowanych kamieni i gdyby nie Scott, wpadłby z powrotem do wody. Pomogłam chłopakowi go wyciągnąć, bo naprawdę ciężko było to zrobić zwłaszcza, że beta miał w swoim organizmie żółty tojad. 

- Jesteś bezpieczny, Dunbar. - spojrzałam mu w oczy. 

Liam zamiast cokolwiek powiedzieć po prostu mnie przytulił. Głaskałam go delikatnie po plecach dając mu tym samym znak, że nigdy go nie zawiodę. 

  ➖🕒➖  

- Nie ma czasu do stracenia.

Wyjęłam z nogawki sztylet i po prostu rozcięłam Liamowi klatkę piersiową, by żółty tojad wyparował z jego organizmu. 

- Naprawdę nie mogłaś zaczekać? - zapytał Deaton. - Brałem skalpel.

- Zwlekałeś. - wzruszyłam ramionami. 

Spojrzałam na Liama, który miał zamknięte oczy. Wyglądał, jakby poczuł się lepiej. 

...

Co to w ogóle za słowa. Oczywiście, że poczuł się lepiej. Miał w sobie ogromnie trujący tojad. Scott westchnął lekko przejęty, po czym rzekł:

- Nie chcę, żeby ludzie umierali.

- Nie masz na to wpływu. - stwierdziłam. 

- Może mam. - popatrzył na mnie. 

- To ogromny ciężar. - wtrącił Deaton. 

- Nieważne. - mówił zdecydowany McCall. - Nikt więcej nie umrze. Nikt z listy. Żaden wendigo, wilkołak czy ktokolwiek inny. Uratuję wszystkich.

- Czuję się jak w jakiejś Drużynie Wolnej Woli. - westchnęłam głośno. - Scott, cokolwiek postanowisz, masz moje wsparcie
Brunet uśmiechnął się w moją stronę, co odebrałam jako podziękowanie. 

Mała informacja! 

Jeśli znajdę czas na napisanie rozdziału to z wielką przyjemnością to zrobię. 

Pozdrowienia! :D 

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now