Rozdział 46, III.

476 22 1
                                    

Beacon Hills ponownie wróciło do stanu pierwotnego, ludzie wydawali się nie przypominać, że właśnie mieli zostać całkowicie zapomnieni i wymazani z obiegu historii miasta. Było to tylko ułatwieniem. Jedynie kogo musiałam się pozbyć to Cassandra, która stała mi na drodze do osiągnięcia pełni mocy. Sama takowej używała, a mnie jakimś cudem ograniczała. Scott zaproponował spokojną rozmowę w jego domu i niewiele myśląc, zgodziliśmy się. Opierałam się o kuchenną wyspę, mierząc wzrokiem brunetkę. 
- Powoli. - Scott stanął nieopodal mnie. - Co się dzieje z Vivian? 
- Wierzga. - powiedziała najprościej, jak umiała. - Wy przez ten czas nawet sobie sprawy nie zdawaliście, jak wielką tykającą bombę macie obok siebie.
- Chyba nie nadążam. - Liam usiadł na krześle. - Sądzisz, że moja dziewczyna - wskazał na mnie. - może zasiać zniszczenie, bo? 
- Bo przekazany jej Feniks oddziałuje na nią swoimi emocjami. Narodziła się w niej żądza zemsty.
Zaraz jej przywalę. 
- Vivian? 
Wpatrywałam się jeszcze przez parę sekund w dziewczynę, po czym spojrzałam na Scotta niezrozumiale. Wskazał na moje zaciśnięte wokół wyspy ręce, które przez nacisk siły zaczęły krwawić. 
- Tak, racja. - wytarłam krew w chusteczki, które leżały na blacie. 
- Widzicie teraz o czym mówię? Ile ci trzeba zanim stracisz nad sobą panowanie? 
Kilka sekund, jeśli będziesz chciała. 
- Ja uważam, że przesadzasz. - odwróciłam się z powrotem do reszty towarzystwa, starając się zachować pozory. - Umiem siebie kontrolować i wiem jak używać mocy.
- Pomogła nam wiele razy. - wtrąciła Malia. 
- Dzięki niej i Lydii wyszedłem ze świata widmo. - dodał Stiles.
- Walczyła z bestią. - Lydia dołączyła do bronienia mnie.
Jak ja im byłam za to wdzięczna. Niestety Cassandrę nie przekonały słowa moich przyjaciół, gorzko się zaśmiała, na co się skrzywiłam.
- Mogę was prosić na zewnątrz? Najlepiej na tyły.
Scott w pełni mi ufając, zgodził się. Wyszliśmy za tył jego domu. Cassandra kazała mi stanąć naprzeciwko siebie, mając w zanadrzu plan, który na bank mnie zdemaskuje. Bałam się, mocno licząc na pohamowanie od siebie samej. Czułam jak serce mi wali w klatce piersiowej, ale zachowałam kamienną twarz. 
- Pokażesz nam jak świeci? - zażartowała wrednie Malia. - Już niejednokrotnie widzieliśmy, jak się przemienia. 
- Tak, ale widzieliście jej prawdziwą naturę? - Cassandra uniosła brwi. - Do tej pory daję głowę, że zaobserwowaliście unoszący się z niej ogień, jak ten z Ogara. - słusznie zauważyła.
- No dobra, ale co próbujesz zrobić? - zadał istotne pytanie Scott. 
- Feniks waszej ukochanej Vivian do tej pory nie osiągnął pełnej mocy, bo by to zrobić, musiałby mieć dostęp do świata, w którym się urodził. - patrzyła ciągle na mnie. - Ja mu ten dostęp blokuję. 
- Możesz tak? - zmarszczyłam brwi. 
- Jestem strażnikiem światów. Mogę znacznie więcej.

- Kontroluje cię.
- Kto mnie kontroluje? 
- Nie dopuszcza mnie do pełni mocy.
- Ale kto?
- Obserwuje cię.

To by wyjaśniało czemu za mną leciała przez ten czas. I czemu tak nagle pojawiła się w tej bibliotece.
- Udowodnię wam, jak groźny może być ogień. - wzięła głęboki oddech. 
- Co zamierzasz? - zaciekawił się Liam.
- Dostanie dostęp na przedostanie się do świata, w którym Feniks powstał. 
Serce znacznie szybciej mi zabiło, przez panującą adrenalinę w moim organizmie. Uważnie patrzyłam na Cassandrę, której oczy zaświeciły się na niebiesko, a po twarzy przebiegły jej niewielkie błyskawice. Poczułam jak moje ciało się nagrzewa, jakbym osiągała temperaturę wrzącej lawy. 

Nie mogłam się podnieść ze względu na ból w brzuchu. Miałam wrażenie, że wycinają mi po kolei organy bez znieczulenia.

- W grze liczy się praca zespołowa. Schodzisz, Griffin.

Moi rodzice zabili Scarlett.

Szłam powoli do Eichen House. Wszystkie swoje emocje chciałam wyładować na Theo.

Zabiłam wszystkich, których kochałam.

- Nie możesz mu pomóc.
- A właśnie, że mogę!

Moje serce właśnie pękło na milion kawałków. Spojrzałam w dół, widząc że mój własny chłopak trzyma kogoś innego za rękę.

Jedyne co mogło mnie ostudzić to przecież gniew. Ten prawdziwy, mocny gniew, który mnie nakręcał.

- Zatańczmy w tym ogniu.

- Zabij ich.

Nie wytrzymałam i gdy usłyszałam jednego za drzwiami kostnicy, wyszłam i wybuchnęłam. Dosłownie ogień ze mnie uleciał, jak głodny wilk, żądający czegoś do zjedzenia. 

Ruszyłam na Jeźdźców, nie przejmując się zniknięciem które było jedynym ogromnym niebezpieczeństwem. 

- Wiem przez co przeszłaś. Wiem, jak bardzo kochasz Scarlett. Ale ja kocham ją bardziej. Mimo Dzikiego Łowu, jakoś wślizgnęłaś się z powrotem do jej pamięci.
- To moja specjalność.
- Dlatego musisz odejść.

- Cassandra.
- Wściekły ptak.

Przez cały ten czas napędzał mnie gniew, złość, poirytowanie, smutek. W ogóle wszelka negatywna emocja. To było moim paliwem, a najgorszy był fakt, że nie miałam nic przeciwko. Poczułam w ciele przepływającą siłę. Ogromna moc, jaka mną zawładnęła była.. przepiękna. Uniosłam pięść do góry, przez co ogień we mnie uformował się w ptaka. 
- Vivian? - usłyszałam ciche zdziwienie, które wypełzło z ust Liama.
Nawet na niego nie patrzyłam. Czułam się potężna. 
- O tym mówiłam. - Cassandra patrzyła jak powoli kształt Feniksa znika, ale sam ogień nie. - Jesteś zagrożeniem dla wszystkich wokół. 
Cassandra wycelowała we mnie niebieski ogień, ale to na nic się nie zdało. Zaraz zmienił kolor w czerwony, a że było tego całkiem sporo, wchłonęłam to w siebie. Natychmiast zmarszczyła brwi. 
- Jeszcze nie rozumiesz? - przemawiałam za Feniksa, a także siebie.
- Vivian, przez żądzę ptaka stracisz przyjaciół. - spojrzała na Liama. - I chłopaka.
Przez wizję utracenia ukochanego, emitowany ze mnie ogień jak najprędzej wchłonęłam do ciała, co było lada wyzwaniem, przez upierającą się chimerę. Upadłam na kolana, rozumiejąc co się działo. 
- Przepraszam. - uniosłam wzrok na Cassandrę. - Ucz mnie kontroli, proszę. 
Poklepała mnie po ramieniu, szeroko się uśmiechając. 
- Zrobię to. 
- Liam, strasznie mi przykro. - podbiegłam do chłopaka, chcąc się przytulić. 
Beta zamknął mnie w ciepłym uścisku, głaszcząc kojąco po plecach. 
- Wszystko będzie dobrze. Kocham cię. 
Uśmiechnęłam się szeroko. Nie przez słowa Liama, a przez to, że uwierzyli w tę szopkę.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora