Rozdział 6, IV.

466 22 0
                                    

Wyminęłam ukochaną trójkę uroczych pupilków i poszłam na boisko, oczywiście dlatego, bo mi kazali, a nie dlatego, bo chciałam. Na miejscu trener od razu wyzwał mnie od nierobów i mówił, że nic ze mnie nie będzie, jeśli zamierzam wszystko olewać. Oczywiście.. olałam go. Poszłam na swoją pozycję i gdy zauważyłam, że Diaz próbuje strzelić do bramki, przejęłam piłkę, nie pozwalając mu na to. Zaraz ruszyłam na przeciwną bramkę, omijając szerokim łukiem każdego atakującego. 
Tylko nie daj się zdenerwować. Tylko nie daj się zdenerwować. Tylko nie daj się zdenerwować. - powtarzałam sobie w głowie, skupiając uwagę na agresywnych graczach. 
Zamachnęłam się i wycelowałam w siatkę, gdzie nie było możliwości złapania piłki, ale oczywiście ktoś ją powstrzymał. Był to Dunbar, który postanowił się ze mną zabawić. 
- I tak się gra w lacrosse'a, McCall. - uradował się trener. 
Ruszyłam za Liamem, chcąc z nim konkurować i jednocześnie nie odebrać mu szansy na zostanie ponownie kapitanem. Jednak będąc nieopodal połowy boiska zostałam staranowana. Przysięgłabym, że poczułabym jak mi się kość w ręce łamie, gdyby nie fakt, że wypełniała mnie złość. Wstałam na równe nogi, nic nie mówiąc. Zaraz po swoim ekstremalnym wyczynie widziałam, jak Liam zostaje powalony na ziemię. Alarm mi zawył gdzieś z tyłu głowy, ale miałam wrażenie, że zostałam sparaliżowana. Spojrzałam na trybuny, gdzie siedziała Cassandra z popcornem. Dosłownie miała popcorn i jadła, jakby nic się nie działo. Scott nagle zaczął dmuchać w gwizdek jak opętany, biegnąc do Liama. To był ten alarm. Liama oczy świeciły na żółto. 
- McCall, co to miało być? - trener, łącznie z drużyną, stanęli obok obojga nastolatków. - To nie faul, to wygrywanie. 
Nagle wszyscy spoważnieli i spojrzeli za mnie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co im chodziło. Odwróciłam się, widząc wilka, który również obdarowywał mnie wzrokiem. Ściągnęłam kask, nie do końca wiedząc, czy miałam uciekać, atakować czy może stać w miejscu. Agresywne stworzenie wyszczerzyło na mnie swoje zęby i powoli zaczęło iść w moją stronę. 
- Cofnijcie się. - rozkazał Scott. - Vivian. Vivian, wszystko okej? Co robisz? 
Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Jedyne na co miałam ochotę to walka z nieoswojonym wilkiem. Odechciało mi się go torturować, gdy w jego oczach ujrzałam nie chęć mordu, a strach. Prawdopodobnie zwariowałam, ale widziałam błaganie o pomoc. Scott stanął obok mnie i by odstraszyć zwierzę, zaświecił swoimi czerwonymi oczami. Patrzyłam jak odchodzi zrezygnowany i wpadłam na ''genialny'' pomysł pójścia za nim. 
- Vivian czekaj. 
Liam i Scott ruszyli za mną, na co wskazywały dźwięki kroków. Głowiłam się czy był to wilk, czy człowiek, umiejący zmieniać formę. Przekonałam się, że było to zwyczajne zwierzę, gdy zobaczyłam go martwego naprzeciwko mnie. Podeszłam bliżej, ale zaskoczyły mnie pająki, które wychodziły z wnętrza martwego wilka. Jakie było moje zdziwienie, gdy nieopodal leżało znacznie więcej wilków i to w dodatku w takim stanie, jak nasz agresor. 
- Chłopcy. - zwróciłam ich uwagę na masową śmierć.
Spokój nigdy nie wchodził w grę, jeśli chodziło o Beacon Hills.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Kde žijí příběhy. Začni objevovat