Rozdział 52.

932 55 6
                                    

Otworzyłam gwałtownie oczy, marszcząc brwi. Takich snów to nawet pijana osoba nie ma. Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. 
- Co jest? - zapytałam. 
- Vivian. - usłyszałam obok. 
Spojrzałam na Liama, który wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Kamień mu spadł z serca, a jego błysku w oczach nie dało się opisać.
- Hej Liam. - uśmiechnęłam się. 
- Jak się czujesz? 
Właśnie po tym pytaniu poczułam ogromny ból w okolicach brzucha. 
- Obolała. 
- Poczekaj, zawiadomię tatę. - wyszedł z sali wesoły. 
Po jakimś czasie wrócił z czarnoskórym lekarzem. Z tego co pamiętałam to był to ojczym Liama. Wyglądał na bardzo sympatycznego, co okazało się także prawdą. 
- Vivian, jak się miewasz? Boli cię coś? - zapytał na wstępie. 
- Brzuch. 
- Za chwilkę kroplówka powinna zadziałać. - uśmiechnął się do mnie. - Właśnie przeszłaś poważną operację i zalecam, bardzo zalecam, dużo odpoczywać. Musisz też bardzo uważać. Następne dźgnięcie w brzuch i możesz tego nie przeżyć. - usiadł po mojej prawej stronie na krześle. - Vivian, szeryf Stilinski ma też ci do przekazania istotną wiadomość. Nie rób niczego gwałtownego. - posmutniał, co mnie lekko przestraszyło. - Jesteś silna, a to dobrze. - spojrzał na Liama i się uśmiechnął. 
Lekarz wyszedł, zostawiając mnie zdezorientowaną i również niczego nie rozumiejącego Liama.
- Liam? - zmarszczyłam brwi, patrząc w niebieskie oczy chłopaka. 
- Vivian, przysięgam, że nie wiem co się dzieje. - złapał mnie za rękę, próbując pocieszyć. 
Do sali wszedł szeryf Stilinski wraz ze Stilesem. Szeryf spojrzał na syna pytająco.
- No co? Chcę przy tym być.
- Aha. - mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na mnie. - Vivian, mam ci do przekazania wiadomość, niestety smutną. - usiadł na tym samym krześle, na którym siedział wcześniej lekarz. - Twój dom zapłonął. Nasi technicy zbadali przyczynę. Pozostawiony czajnik na gazie. Twoi rodzice najprawdopodobniej o nim zapomnieli, co spowodowało pożar. Sami nie zdołali uciec. 
Nie wiedziałam, w którym momencie otworzyłam buzię. Byłam zszokowana, w jakimś stopniu wściekła, ale w ogóle nie zła. To karma za wyrządzone krzywdy niewinnym osobom. To karma za bycie okropnymi rodzicami. Należała im się kara. Jednakże wraz z nimi znikły moje wspomnienia i rzeczy. Wraz z rzeczami, które należały do Scarlett. No i moje bronie. 
- Vivian? - podszedł do łóżka Stiles. - Wiedz, że wszyscy cię wspiera.. 
- Czyżby? - spojrzałam na chłopaka z wyrzutem. - Bo jeszcze niedawno myślałeś, że zabiję ci wszystkich przyjaciół. 
Nie miałam zamiaru zostać w szpitalu. Zaczęłam odłączać od siebie wszelkie kable. 
- Vivian, co ty robisz? - zapytał szeryf. - Musisz tu leżeć. 
A kto mi zabroni wyjść? - pomyślałam. - Rodzice? 
Stanęłam na nieprzyjemnie zimnej podłodze, czego pożałowałam. Złapałam się za bolący żołądek i łzy natychmiast poleciały mi z oczu. Dlaczego płakałam? Bo bolała mnie utrata rodziców? Bo zostałam sierotą? Bo już nie miałam żadnej rodziny? Tak. Odpowiedź po prostu brzmi tak. 
- Vivian. - Liam mnie przytulił. 
- Lepiej wyjdźmy. - szeryf zabrał Stilesa na korytarz. 
- Już nawet wyrodnych rodziców nie mam. - ścisnęłam w ręce jego pięknie wyprasowane ciuchy.
- Wszystko się ułoży. - mocniej mnie zamknął w swoich ramionach. - Obiecuję ci to, choćbym miał się rozczłonkować.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now