I.

167 3 2
                                    

-Co ty tutaj robisz?- Zapytałam zachrypniętym głosem, nie mogąc nadal zrozumieć jakim cudem mężczyzna spotkał mnie na tak właściwie końcu świata. Off lubił podróżować i w porównaniu do Slendermana nie bał się tego, że świat ciągle się rozwijał. Wręcz przeciwnie. Chciał z tego korzystać i rozwijać się razem z nim, a w wolnych chwilach pozbawić kogoś niegodnego życia.

-Którą wybierasz?- Zapytał, kompletnie ignorując moje pytanie, a do tego wyciągnął przed siebie dwie róże, w które wbiłam spojrzenie.- Niebieską, podkreślającą twoje sine usta i palce, czy czerwoną, która współgra z plamami krwi na twoich ubraniach?

-Żadnej.- Odpowiedziałam przed oczami mając obraz kobiet, które zdecydowały się na przyjęcie podarunku. Mężczyzna na moje słowa pokręciło tylko głową z niezadowoleniem i oparł się o ścianę, mierząc mnie wzrokiem. A raczej mogłam się tego tylko domyślić, bo jak reszta jego braci nie posiadał oczu. Podobno tylko jeden z nich miał i przypominał klauna. Ale o tym wiem od Jeffa, a jak wiadomo jego informacje nie zawsze są rzetelne.

-Nie potrafisz się bawić.- Mruknął, a potem uśmiechnął się w moją stronę zgryźliwie, ukazując rządek ostrych jak brzytwy zębów. Czasami się zastanawiałam, czy Smiley nie inspirował się jego wyglądem.- Ani być wdzięczną za wyrwanie z tego więzienia.- Dodał, a ja zmrużyłam delikatnie oczy.

-O czym mówisz?- Zapytałam, widząc jak kręci głową z dezaprobatą i wzdycha.

-Myślisz, że przypadkowo wyburzono tamte bloki? Jeżeli tak, to jesteś nad wyraz głupia, a myślałem, że jest w tobie odrobina inteligencji nabyta przez życie obok Jasona.

-Bardzo przepraszam, że siedziałam w jebanym bunkrze, gdzie jedyną formą rozrywki było wielkie lustro, pokazujące mi jak martwa jestem.- Wysyczałam, na co mężczyzna zaśmiał się cicho i złączył nasze "spojrzenia".

-Slenderman zamknął cię w miejscu, które należało do pewnej bardzo starej kobiety, która w testamencie zastrzegła sobie, że zburzone może zostać dopiero sto lat po jej śmierci. Miała co do niego sentyment, bo wychowywała się tam zanim wyszła za milionera. Czasami jednak ludzie zmieniają zdanie, a w chwili ich śmierci testament zmienia w całości swoją zawartość. I w takich przypadkach zostają uwolnieni tacy jak ty. Ofiary losu, skazane za nieposłuszeństwo mojemu braciszkowi. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

-Dlaczego jesteś takim dupkiem?- Zapytałam, na co mężczyzna znowu wyszczerzył swoje kły.- A no tak, wszyscy dobrze znamy na to odpowiedź. Żadna zdrowa na umyśle kobieta dobrowolnie nie da ci się zruchać.- Dokończyłam, a z twarzy Off'a zniknął uśmiech. W dosłownie ułamku sekundy mężczyzna przycisnął mnie do ściany. Jedna z jego dłoni trzymała mnie za szyję, a druga dotykała wewnętrznej części uda. Po moim ciele przeszedł dreszcz, ale nie ten przyjemności, a strachu. Od razu poczułam jak moje oczy zaczynają mnie piec, a w moim ciele rozwijają się nici, gotowe zaatakować go w każdym momencie.

-Dobrze wiesz, że lepiej działa na mnie kiedy kobieta się opiera i błaga mnie żebym przestał. Dlaczego więc mnie drażnisz? Brakuje ci czegoś?- Zapytał, a jego dłoń wbiła się w moje uda, powodując że pod naciskiem jego palców z mojego ciała zaczęła wypływać czarna ciecz, która jeszcze do niedawna była krwią.

-Skończyłeś już?- Wychrypiałam, ledwo co nadając swojemu bełkotowi sensu. Jego dłoń mocno zaciskała się na mojej szyi, przez co nie mogłam złapać oddechu.

-Dopiero się rozgrzewam.- Wyszeptał wprost do mojego ucha i puścił moje ciało, przez co od razu złapałam się za szyję, rozmasowujac obolałą i siną bardziej niż zazwyczaj skórę.

-To fajnie, ale nie mam na to czasu. Szukam kogoś.- Wymamrotałam, czując potrzebę wypicia co najmniej pięciu litrów wody na raz. I zjedzenia czegoś. Ile bym dała za zwykłą ciepłą zupę czy kawałek kurczaka.

I Fear No DeathWo Geschichten leben. Entdecke jetzt