XV.

35 1 0
                                    

Przebudziłam się w momencie, kiedy rżenie koni było na tyle uciążliwe, że nie pozwoliło mi skupić myśli. Po cichu spojrzałam na nogę, na której oprócz wypukłej blizny, koloru średnio dojrzałej śliwki, nie było dziury z pociskiem w środku. Ten uciskał mnie akurat w tylniej kieszeni spodni.

Powoli wykopał się z siana i spojrzałam na dolne piętro. Stał tam nie kto inny jak Elska, który starał się nieudolnie jedną ręką wrzucić zwierzętom świeże siano do boksów. Słyszałam rozmowy przed stajnią, ale nie były to znajome męskie głosy. Podeszłam do małego okienka i rozejrzałam się po okolicy. W stronę stajni zbliżała się grupka nastolatków. Każdy w niebieskiej koszulce, z uśmiechami na twarzach. Skoro są tutaj ludzie, a nie mordercy, musi być bezpiecznie. Najciszej jak potrafiłam podeszłam do drabiny i w kilku sprawnych ruchach znalazłam się na dole. Widziałam przerazenie w jasnych oczach mężczyzny. Bez słowa zaczęłam iść w jego stronę, a ten skierował widły w moją stronę.

-N- nie podchodź.- Wyjąkał, a ja się tylko uśmiechnęłam.

-Witaj Elska, wracam dokończyć naszą rozmowę.

Mężczyzna zaczął iść w moją stronę, kiedy drzwi stajni się uchyliły, a do środka weszła grupka młodzieży. Wszyscy od razu zamilkli, a ja nadal z delikatnym uśmiechem patrzyłam się na mężczyznę.

-Przyszliśmy pomóc z końmi. Pan Bruks mówił, że dał Panu znać.- Jeden z chłopców wyszedł przed szereg i skierowal swój wzrok najpierw na mnie, a później na blondyna. Ten pokiwał tylko głową i odłożył widły.

-Tak, mówił.- Odparł, a jego przerażony wyraz twarzy zamienił się w spokojny. Odwrócił się do wolontariuszy i uśmiechnął.- Dziękuję, że jesteście bo ja z tą ręką, na niewiele się zdam.- Dodał, pokazując na gips.- Wiecie co macie robić, a ja wam ufam, więc zostawię was samych, a sam z moją... koleżanką pójdę do domu i pozwolę sobie chwilę odpocząć.

-Nie ma problemu panie Ruth.- Jakaś niska brunetka szeroko się uśmiechnęła i zasalutowała. Widziałam jej rozmarzony wzrok i to jak stara się ukryć pożądanie względem blondyna.

-Wyprowadzimy je na łąkę i zmienimi podłoże. Pan niech odpocznie.- Tym razem do ciemny blondyn uśmiechnął się i ruszył po widły, który Elska przed chwilą odłożył.

-To idziemy porozmawiać Elska.- Mruknęłam i ruszyłam, a za mną poszedł mężczyzna. Kiedy tylko weszliśmy do domu, popchnęłam go do ściany i przycisnęłam.- Oddaj telefon.

Mężczyzna starał się coś wymamrotać, ale moje dłonie na jego szyi skutecznie mu to uniemożliwiły. Zdrową ręką sięgnął do spodni I wyrzucił smartphone na podłogę. Od razu go puściłam i chwyciłam urządzenie, aby je wyłączyć o schować do swojej kieszeni.

-I super.- Mruknęłam, udając się do salonu. Brunet powoli szedł za mną. Rozsiadłam się na kanapie, a on zasiadł przy blacie w kuchni.- To możesz powiesz mi, co to była za akcja.

-Wiedziałem, że ciebie szukają, a Slenderman...

-Operator.- Przerwałam mu w połowie zdania, jednak on się tym nie przejął i kontynuował.

- Pomaga mi ukryć to co powinno być ukryte. Poza tym pomógł mi na początku mojej historii, więc mam u niego dług wdzięczności.

-Czyli ja daruje ci życie, łamię tylko rękę, pozwalam jechać do szpitala, a ty wystawiasz im mnie jak na tacy. Wiedziałeś, że chcą mnie zabić? W sumie zabicie to mało, pewnie najpierw uznaliby za słuszne torturowanie mnie i czekanie do momentu aż będę błagać ich o śmierć, żeby wspaniałomyślnie mnie rozczłonkować.

-Ten wysoki nie wyglądał na takiego, z resztą słyszałem, że coś was łączyło.

-On już nie jest tym samym człowiekiem, Operator wypiera z nich człowieczeństwo.- Zamilkliśmy, a ja głośno westchnęłam, przecierając dłońmi oczy. - Jeżeli odejdę skontaktujesz się z nimi?- Zapytałam, patrząc się w jego jasne oczy.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now