VI.

222 10 6
                                    

Potężny ból głowy sprawił, że głośno jęknęłam, obracając się na lewy bok w ucieczce przed cholernym słońcem. Oprócz bolesnej jasności miało do zaoferowania mi gorąc, przez który zaczynałam powoli się dusić. Powoli zeszłam z łóżka i wyszłam na korytarz, idąc w kierunku kuchni. Jeżeli moje uszy kompletnie nie zwariowały, ktoś na dole rozmawiał, a ja potrzebowałam rozmowy. Z drugiej strony, gdyby przywitał mnie czerwony łeb, z tym swoim firmowym uśmieszkiem uwodziciela, postarałabym się o to, żeby na nowo urwał mi się film.

-Nie wydaje mi się, żeby to się udało.- Po usłyszeniu głosu Jonathana, z mojego serca spadł kamień. Był jedną z niewielu osób w moim towarzystwie, z którą mogłam porozmawiać.

-Dzień dobry.- Pomachałam w jego stronę, opierając się o blat z szerokim uśmiechem na twarzy. On jednak tylko kiwnął głową i wrócił do rzeźbienia. Najwidoczniej jego rozmówcą był kawałek drewna.-Jak mi minęła noc?

-Tobie?- Mężczyzna nie odrywając wzroku od dłuta, uśmiechnął się pod nosem.- Najpierw trzasnęłaś słuchawką, a potem się zabiłaś.

-Czyli nie dane mi życie wieczne.- Prychnęłam, a do kubka nalałam soku pomarańczowego. Od razu wypiłam całą jego zawartość. Brakowało mi cukru.- Może tak jak kot mam dziewięć żyć i jestem coraz bliżej końca?

-Nie widzę w tym powodu do żartów.- Chłodny głos Jasona przerwał mi moją karuzelę zabawy. Cicho mruknęłam z niezadowoleniem, patrząc się na jego sylwetkę, która powoli schodziła ze schodów.- Ty nie robisz już krzywdy tylko sobie, a nam.

-Przecież ty też jesteś nieśmiertelny.- Prychnęłam, obracając się całym ciałem w jego stronę.- Nie zrobi ci to różnicy.

-Ale nie chcę się użerać z twoimi sznurkami.- Delikatnie mnie popchnął, kiedy przechodził obok mnie. Zignorowałam to jednak i ponownie spojrzałam na Jonathana.

-Co mam z tym zrobić?

-Słucham?- Mężczyzna oderwał się od marionetki i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Bez tej swojej całej otoczki ducha-mordercy, miał piękne czekoladowe oczy. Były nadzwyczaj ludzkie. Rzadko można go było spotkać w takiej formie.

-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. To ty mi to zrobiłeś.- Wysyczałam, patrząc się na niego z mordem w oczach. Jego wzrok jednak nadal był pusty. Cicho westchnęłam i starałam się poskromić złość. Przecież to nie jego wina...- Jak mam kontrolować sznurki?- Spytałam tym razem już łagodniej.

-Reagujesz na dotyk Jasona.- Powiedział szybko, wbijając wzrok w spoczywającą w jego dłoniach małą, drewnianą rączkę. Ja za to spuściłam wzrok, próbując powstrzymać uczucie, bycia obserwowaną przez Lalkarza.- Ale on nie zawsze jest obok, więc najlepiej jakbyś śpiewała.

-Co?

-To już zależy od ciebie.- Odparł i kompletnie ignorując moje zdziwienie, wstał z krzesła i odszedł w kierunku swojej sypialni.

-Dzięki za pomoc.- Mruknęłam i idąc jego śladem, zaczęłam wędrówkę do swojego pokoju z myślą wykąpania się i jak najszybszego przygotowania do wyjścia z Williamem. Miałam niecałe dwie godziny, a znając moje tempo kąpieli, one szybko upłyną.

-A ty gdzie idziesz?- Zatrzymałam się w połowie schodów, biorąc głęboki oddech. Tylko nie zrób mu krzywdy Weronika. Jedyne co ma, to ładna twarz.

-Tam, gdzie nie powinno ciebie być.

Ruszyłam w dalszą podróż pod prysznic, ignorując jego śmiech, który towarzyszył mi przez całą kąpiel i ubieranie. Jednak w momencie, kiedy rozczesywałam włosy usłyszałam trzaskanie głównymi drzwiami i nastała błogosławiona cisza. Chociaż słowo cisza jest dość mocno naciągane. Ktoś siedział w salonie, oglądając francuskie programy kulinarne, bo parę razy dosłyszałam znane słówka owoców. Za ścianą natomiast dochodziło do mnie ciche nucenie Jonathana. Mi za to zostało tylko wrzucenie portfela do kieszeni i gotowe!

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now