I.

335 22 0
                                    

-Proszę zrób coś!- Histeryczny krzyk wysokiego mężczyzny sprawił, że stojący przy stole czarnowłosy cicho warknął. Nie lubił, kiedy musiał pracować w pośpiechu, a już w szczególności na oczach zleceniodawcy, który stał za jego plecami, wywierając na nim presję.- Pomóż mi... ja nie chciałem jej skrzywdzić. Ona jest taka delikatna.- Czerwonowłosy mężczyzna złapał dziewczynę za jej bladą i zimną dłoń, delikatnie gładzą jej wierzch.- Wygląda jakby spała, prawda? Przepraszam...

-Odsuń się do cholery!- Rozkazujący ton czarnowłosego sprawił, że tulący dłoń dziewczyny do policzka mężczyzna, odsunął się od jej chłodnego ciała.- Skoro mam jej pomóc, to pozwól mi pracować.- Powiedział tym razem już spokojniej i ciszej, pochylając się nad leżącą bez życia brunetką.

Ciemne pomieszczenie wypełniły złoty błysk, który wydobywał się z jego oczu. Siedzący pod ścianą czerwonowłosy mężczyzna spoglądał na jego ruchy, jednak swoją uwagę w większej mierze skupiał na nieoddychającej dziewczynie. Jej ciało powoli oplatały złote sznurki, zmierzając przez mięśnie do dziury w klatce piersiowej. Widział jak jej ciało zaczyna delikatnie się poruszać. Drżała. Chciał do niej podejść i ukryć ją w swoich ramionach. Po jej policzku zaczynały spływać powoli łzy. Czuł jaj jego martwe serce zaczyna bić coraz szybciej. Mimowolnie zaczął zbliżać się do metalowego stołu pokrytego zaschniętą krwią. Omijał porozrzucane niedbale części jego ostatniej laleczki. Teraz liczyła się Weronika. Kiedy dotarł do jej twarzy, mógł dokładnie się jej przyjrzeć. Jej ciemne oczy wyraźnie poruszały się pod sinymi powiekami. Otulił jej twarz swoimi dłońmi, wpatrując się w nią miodowymi źrenicami.

Nagle ciało brunetki drgnęło, a jej wargi się otworzyły. W pomieszczeniu rozległ się jej przeraźliwy krzyk. Czarnowłosy odsunął się w kąt, gdzie nie padały słabe promienie starej jarzeniówki, oświetlające stół chirurgiczny. Kiedy w całości ukrył się w cieniu, z którego było widać jedynie jego złote oczy, ukłonił się teatralnie i uśmiechnął, przez co jego usta również rozbłysnęły złotym błyskiem.

-Polecam się na przyszłość.

Moim ciałem wstrząsnęło nagłe uderzenie. Mocno drgnęłam, otwierając oczy. Nade mną pojawił się Tim, który ze strachem wymalowanym na twarzy wpatrywał się we mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale czułam taką suchość w gardle, że nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. Zdaję sobie sprawę, że musiałam krzyczeć przez sen, stąd przerażenie Tima.

-W-weronika...- Wyszeptał, podając mi butelkę wody, którą opróżniłam do dna.- Wszystko w porządku?

-Tak.- Odparłam cicho, jednak widziałam, że to go nie przekonało.- Nie martw się Tim, to tylko zły sen.- Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do bliźniaka. Następnie najzwyczajniej w świecie go ominęłam i wysiadłam z samochodu. Dotarł do mnie jedynie cichy śmiech Briana.

-Zły sen się dopiero zacznie.- Jego głos uderzył we mnie jak metalowy obuch.

Mimowolnie złapałam się za dach samochodu, zaciskając dłoń w pięści. Miałam ochotę krzyczeć, ale otaczający mnie las skutecznie wszystko zakamufluje i powstanie z tego co najwyżej ryk wkurzonego jelenia. A ja już nawet nie byłam wkurzona. Ja po prostu straciłam wszelką siłę. Nie miałam nawet ochoty podnosić wzroku, który utkwiony miałam w butach. Wiedziałam co mnie tam spotka. Wysoka, dwupiętrowa posiadłość, która lata świetności miała już dawno za sobą. Jej wiktoriański styl w środku lasu wzbudza wyłącznie strach i tylko takie zranione przez życie jednostki, które nie posiadają oczu, są w stanie docenić jej kunszt. No i ja. Pomimo, że nienawidzę tego miejsca na równi z rodzinnym domem, jest piękne. Wysokie, ręcznie zdobione okna i drewniane ornamenty na ganku sprawiały, że moja wewnętrzna dusza artysty rozpływała się nad ich wykonaniem. Ale teraz to nie miało znaczenia.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now