III.

223 15 0
                                    

Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, spoglądając w nieskazitelnie biały sufit. Do Francji dotarliśmy nad ranem. Przypłynęliśmy promem, ku niezadowoleniu Candy'ego, bo włosy opadły mu przez nadmiar soli w powietrzu. Grupka moich "przyjaciół" wywołała niemałe zamieszanie. Jason przyciągał do siebie każdą kobietę. W końcu bez tego makijażu był wysokim, wysportowanym mężczyzną z nienagannymi manierami i tym błyskiem w morderczych oczach. Do Candy'ego za to lgnęły dzieci. O ile czerwone włosy Lalkarza nie wzbudzały takiej ciekawości, tak niebieskie kosmyki Błazna były prawdziwą gratką. Do tego dochodziła jego wręcz biała cera i uśmiech pełen idealnie naostrzonych zębów. Jonathan stał z boku, tworząc w dłoniach kolejną marionetkę. Trzymał jej niewielką głowę między palcami, a na jej twarzy rzeźbił zmarszczki. Laughing Jack nadal siedział w pozytywce, której nie wypuszczałam z dłoni na dużej niż minutę. Ona intrygowała, a raczej doprowadzała do czerwoności okoliczne psy. Tłumaczyłam to tym, że w środku mam prochy mojego skremowanego kota, z którym nie mogę się pożegnać, jednak w momencie, kiedy nawet koty zaczęły na nie syczeć, wrzuciłam ją do torebki.

Niestety i ja nie uniknęłam uwagi fanów tych chodzących demonów. Jako, że wyglądałam na normalniejszą, zostałam uznana za ich menadżera. W sumie dostałam trzy oferty pracy dla świętej trójcy i jeszcze więcej próśb o numer Jasona. Nie ukrywam, że bardzo mnie to denerwowało. Ta, denerwowało... Dostawałam białej gorączki, kiedy kolejna plastikowa dziwka z wypchanymi do przodu cyckami, pindrzyła się przed jego pełnym fałszywego uwielbienia spojrzeniem. A żadna z nich nie miała u niego szans nawet na zostanie kolejną lalką. On wolał dziewczyny o delikatnej urodzie. Takie filigranowe lolity z okładek dla mangozjebów. Tylko, że on był mordercą, a one zamiast waifu, miały stać się trupami.

-Masz zamiar siedzieć tak cały dzień?- Nad moją twarzą pojawiła się biało- czarna sylwetka Klauna. Posłałam w jego stronę szeroki uśmiech i przeciągnęłam się cicho stękając.

-Nie, zaraz się zbiorę, a właściwie to teraz.- Zeskoczyłam z kanapy i stanęłam przed Jackiem. Był ode mnie wyższy o ponad dwie głowy. Sama do niskich nie należę, a on i tak przewyższał mnie o kilkadziesiąt centymetrów.- Masz jakieś miejsce godne polecenia?

-Naszą piwnicę.

-Chyba nie skorzystam.- Poklepałam go po torsie i wyminęłam idąc do drzwi.- Wrócę wieczorem, to może obejrzymy jakiś film? Kupię chipsy, piwo...

-Wyglądam ci na kogoś, kogo to interesuje?- Przerwał mi w połowie, a jego głos był tak jak zwykle chłodny i pozbawiony emocji. Tylko kiedy mordował, stawał się pełnym podniecenia.

-Chciałam po prostu zacieśnić więzi.- Prychnęłam i nie pozwalając mu na kolejne zdanie ociekające sarkazmem, chwyciłam portfel leżący na szafce i wyszłam trzaskając drzwiami.

Zeskoczyłam z trzech schodków i z gracją połamanej baletnicy opadłam na bruk. Spojrzałam się na domek z którego wyszłam, w głowie notując jego numer i wygląd. Jason postarał się o to, żebyśmy żyli jak królowie. Sama z resztą nie wiem po co. Zaraz po zostawieniu bagaży, które jedynie w przypadku Lalkarza nie były dla zachowania pozorów, wyszli i głos o nich zaginął. Candy poprosił mnie tylko o to, żebym przygotowała mu na kolację galaretkę. Sklep był zaraz dwa budynki za mną, więc bez problemu to załatwiłam. Potem po prostu się wykąpałam, przebrałam i leżałam, starając się pokonać lęk społeczny. Do tego nigdy nie byłam największą fanką zwiedzania w samotności. W obcym miejscy czułam się nieswojo i wolałam mieć kogoś znajomego obok. Nie mogłam jednak liczyć na żadnego z wielkiej czwórki, więc zostałam skazana na samotne przemierzanie obrzeży Paryża.

Temperatura powietrza przekroczyła już dawno znośne dla mnie wielkości, dlatego starałam się chodzić jak najbardziej bocznymi ścieżkami, omijając uczęszczane i śmierdzące potem ulice. Może nie najlepszym pomysłem było branie samych czarnych ubrań i wychodzenia w czarnej bluzie z kapturem i w długich spodniach. Na szczęście miałam nieśmiertelne okulary przeciwsłoneczne, które odgradzały mnie od świata zewnętrznego. Miałam też portfel i kilka euro w nim, dlatego demokratycznie zadecydowałam, że kupię sobie mrożoną kawę. Kobieta przy kasie jak to bywa, miała na twarzy sztuczny uśmiech, którym miała umilić mi dzień. Zepsuła go jednak kompletnie, kiedy zaczęła proponować mi bitą śmietanę, polewę, posypkę, owoce, gałki lodów... Jakby nie rozumiała, że mrożona kawa, to po prostu mrożona kawa. Na szczęście mój optymizm kierowany do ludzi sprawił, że w miarę szybko dała mi spokój i po życzeniu smacznego, mogłam ponownie wyjść na ulicę, tym razem z afrodyzjakiem w dłoni. W oddali widziałam zarysy wieży Eiffla, ale nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Wolałam chyba siedzieć w niewielkim parku na murku, popijając mrożoną kawę, w kapturze i przeciwsłonecznych okularach. Gdybym mogła powiedzieć jak ma moje życie wyglądać już na zawsze, to bezapelacyjnie wybrałabym właśnie to. Chociaż sernikiem obok bym nie pogardziła. Przymknęłam szczęśliwa powieki, uśmiechając się pod nosem, kiedy chłodny wiaterek rozwiał moje nieliczne włosy wystające spod kaptura. Moja chwila ekstazy trwałaby dłużej, gdyby nie nagły błysk, który zauważyłam nawet spod okularów przeciwsłonecznych. Od razu się skrzywiłam na to i uważnie przyjrzałam mojemu problemowi.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now