II.

297 14 1
                                    

-Czym ja jestem?- Jej cichy głos sprawił, że zadrżała. Był taki nieludzki, taki nie jej... Spoglądała na swoje blade dłonie, których opuszki poczerniały. Z jej twarzy spadały kolejne łzy, których nie była w stanie powstrzymać.- C-co wy mi zrobiliście?

-Tak bardzo przepraszam.- Czerwonowłosy mężczyzna podszedł do brunetki i objął jej drżące ciało w swoje ramiona.- Nie chciałem... Jonathan mi pomógł, dzięki niemu żyjesz.- Jego usta dotknęły jej zimnego czoła, co spowodowało, że dziewczyna znieruchomiała. Patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, czując jak jej wszystkie mięśnie się spinają.

-Nie dotykaj mnie.- Wyszeptała cicho, a po jej twarzy opadające łzy zamieniły się w krew, brudząc jasną koszulę.- Proszę, nie dotykaj mnie.- Do tej pory przytulony do niej mężczyzna odsunął się od brunetki i spojrzał na nią z kamienną maską na twarzy. Zapewne nie spodziewał się takiego przywitania.

-Nie mogłem pozwolić żebyś umarła.

-To ty mnie zabiłeś...- Powiedziała raczej sama do siebie, wstając na trzęsących się nogach ze stołu. Podeszła do lustra w rogu pokoju, wspomagając się ścianami. 

W pierwszej sekundzie zamknęła powieki, nie wierząc to co zobaczyła w odbiciu. Wzięła kilka głębszych oddechów i otworzyła szeroko oczy, wydając z siebie cichy jęk. Dłonią zasłoniła usta, brudząc ją przez to krwią wypływającą spod powiek. Wolną dłonią przejechała po całkowicie białych włosach, które błyszczały jakby były posypane brokatem. Jednak największym szokiem były jej oczy. Srebro które rozświetlało ciemność wokół. To dzięki nim tak dobrze widziała się w lustrze. 

-Zabiłem cię, ale tego nie chciałem.- Melodyjny głos Lalkarza sprawił, że na chwilę oderwała się od rzeczywistości i wtopiła w jego miękkość.- Teraz jesteś moją laleczką.- Jego dłoń gładziła jej włosy, a druga ręka oplotła się wokół jej talii. Pochylił się do jej ucha, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- Kocham cię.

-Kłamiesz.- Początkowe omamienie minęło, a ona nadal wpatrując się w lustro, owinęła swoje palce na jego przedramieniu. Z jej poczerniałych opuszków zaczęły wydobywać się srebrne nicie, które powoli zaczęły wbijać się w ciało Lalkarza.- Nigdy mnie nie kochałeś.- W odbiciu widziała jak jego miodowe oczy stają się jadowicie zielone, a dotąd czerwone włosy bieleją u nasady.- Takie potwory jak ty nie potrafią kochać.- Jego ucisk z każdą chwilą stawał się mocniejszy, a kosmyki stały się całkowicie białe.- Ja ciebie też nie kochałam. Dawałeś mi po prostu bezpieczeństwo.

Ostatnią rzeczą jaką udało jej się zarejestrować po jej słowach, była jego czarna, gnijąca dłoń i szpony, które wbijały się w klatkę piersiową. Po raz kolejny dzisiejszej nocy poczuła ten rozrywający ból, a po nim nastał błogosławiony spokój. Jej umysł otulił się w przyjemnej ciszy, która była zapowiedzią bezpieczeństwa.

-Naprawdę moja praca poszła na marne?- Prychnięcie stojącego w kącie Puppeteera sprawiło, że Jason cicho się zaśmiał.

-Ale mam gwarancję, prawda?- Zażartował czerwonowłosy.

-Nie dotyczy uszkodzeń mechanicznych.

Otworzyłam swoje powieki, a na skórze niezmiennie czułam jego szorstkie macki, które podrażniały moją bladą skórę. Już chyba wolałam nacisk szponów Jasona na swojej klatce piersiowej. To było dużo bardziej przyjemne niż ten papier ścierny na moich przedramionach.

-Dzień dobry Slendermanie.- Powiedziałam z dziwnie radosnym głosem. Musiałam się chronić swoją dziecinnością i szaleństwem, którego na dobrą sprawę było we mnie niewiele.- Ale z drugiej strony też do widzenia. Właśnie uciekam stąd na jakiś czas.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now