XXI.

141 8 0
                                    

Siedziałam jeszcze chwilę na podłodze, patrząc na plamę krwi, która rozciągała się już w większej części salonu. Do tego dochodził mój koc i poduszka. Będę musiała je spalić i kupić coś nowego. Ale to już nie w tym miejscu. W zaledwie ułamku sekundy podjęłam decyzję, że się stąd wyprowadzam. Spędziłam tutaj już wystarczająco zbyt wiele czasu. Najpierw jednak tutaj posprzątam, spakuję się i poczekam na Tima. Chcę się z nim pożegnać i poprosić żeby zawiózł mnie na najbliższy peron. Zawsze chciałam zamieszkać w Kanadzie. Ukryję się w małej chatce w środku lasu i moim jedynym zmartwieniem będzie łoś jedzący moje jabłka z pobliskiej jabłonki. Zostanę sama, bez problemów i zmartwień. Nie będę mieć obok siebie ani Tima, ani Briana. Kagekao mnie nie odnajdzie, tak jak reszta. Nikt nie wie gdzie się zaszyłam i będę mieć święty spokój. Will... 

Podniosłam się z ziemi i podeszłam do stolika, stając gołymi stopami w krwi. Powoli schyliłam się po leżący na stole smartphone. Chwyciłam go w drżące dłonie i wybrałam ostatni numer. Po tej rozmowie wyciągnę kartę i wrzucę do gasnącego kominka.

-Weronika?- Lekko zaspany głos Willa sprawił, że poczułam gulę w gardle. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Dlaczego pożegnania są tak trudne?- Coś się stało, że dzwonisz? Jest już po dwudziestej trzeciej.

-J-ja...- Wyjąkałam, a następnie skarciłam się za to w głowie. Byłam w stanie zacząć z nim znajomość, a nie potrafię jej zakończyć? Jak słabym trzeba być?- Przepraszam, że dzwonię, ale nie mogę tak dłużej.

-Co masz na myśl?- Zapytał, a w jego głosie rozległ się smutek. Przecież ja tego nie zrobię...

-Nie jestem tym, kim myślisz.- Spuściłam wzrok, wbijając go w swoje zakrwawione stopy.- Okłamywałam cię w zbyt wielu sprawach, żebyś mógł mi wybaczyć.

-Weronika...- Zaczął, jednak po chwili zamilkł. Słyszałam jak bierze kilka głębszych oddechów i prawdopodobnie siada na łóżku.- Porozmawiajmy o tym po sesji. Spotkamy się i powiesz mi o wszystkim. 

-Ja nie mogę Will.- Przerwałam mu, kładąc wolną dłoń na swoim sercu. Biło coraz szybciej, a ja zaczynałam czuć ciepło. Pierwszy raz od dawna byłam w stanie poczuć tak ludzką reakcję.- Wyjeżdżam dzisiaj. Po telefonie do ciebie znikam stąd i nigdy nie wrócę. 

-O czym ty mówisz...

-Muszę zniknąć. Wtedy każdemu będzie łatwiej. Brian nie będzie więcej musiał znosić mojej hipokryzji, Jason pozbędzie się mojej obecności, a ty nigdy nie usłyszysz kłamstw. Kage... on nie będzie miał niepotrzebnego bagażu. Usunę mu się z drogi...

-Proszę przestań.- Powiedział ostro, a ja zamilkłam. Nadal jednak cała drżałam, a moje ciało wypełniało ciepło, które nie należało do przyjemnych.- Co tam się dzieje?- Spytał jakby sam siebie. Ja jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. Musiałam to teraz zakończyć.

-William posłuchaj mnie. To naprawdę nie ma sensu. Dopóki będziesz miał ze mną kontakt, grozi tobie niebezpieczeństwo. To nie chodzi o mnie, ale o ludzi którzy są wokół mnie. Są dla ciebie zagrożeniem, a ja nie mogę na to pozwolić. Will ja cię...

-Co to kurwa za dźwięki?- Chłopak przerwał mi w najważniejszym momencie. Zacisnęłam dłoń w pięść, czując jak moje serce na powrót spowalnia. Zagryzłam wargę, powstrzymując płacz.

-O co chodzi?- Spytałam łamiącym się głosem.

-Jest jakieś zamieszanie na korytarzy, chyba robią imprezę czy...- Nagle zamilkł, kiedy w jego słuchawce rozległ się krzyk. Skamieniałam, wstrzymując na chwilę oddech.- Muszę iść to sprawdzić. Oddzwonię.

-Nie idź tam...- Wyszeptałam, ale on zdążył się rozłączyć. 

Od razu wypuściłam z dłoni telefon i podeszłam do drzwi, zakładając na stopy tenisówki. Dłonią chwyciłam kluczyki do samochodu i wyszłam na zewnątrz. Na nocnym niebie pomiędzy burzowymi, czarnymi chmurami, słabo wyłaniał się księżyc. Wsiadłam do auta, starają się nie panikować i ruszyłam przed siebie. W duchu dziękowałam, że droga w lesie nie należała do najgorszych i po chwili znalazłam się na twardej drodze. Samochód jednak nie potrafił jechać tak szybko jak tego oczekiwałam i pomimo, że droga była pusta, czas płynął zbyt szybko. Liczyła się każda sekunda, a ja traciłam je zbyt szybko. W radiu leciały same radosne utwory, jednak ja nie potrafiłam się skupić na ich brzmieniu. Nadal słyszałam ten krzyk, a przed oczami miałam obraz Jasona. Był spokojny i uśmiechnięty. Ten błysk w jego oku... On nie ogłosił remisu. Znalazł idealny moment na odniesienie zwycięstwa i zniszczenie mnie.

I Fear No DeathDove le storie prendono vita. Scoprilo ora