Last Heaven

119 5 0
                                    

Pamiętam te poranki, kiedy budziłam się obok niego. Zawsze było kilka minut przed wschodem słońca, przez co w naszej sypialni panował półmrok. Nie wiem dlaczego akurat wtedy mój organizm decydował na wybudzenie mnie ze snu. Nigdy jednak wtedy nie narzekałam. Uwielbiałam na niego spoglądać, kiedy spał. Był wtedy tak idealny i piękny. Jego ciało leżało w bezruchu, czerwone włosy opadały bezwładnie na białą pościel, tworząc fale. Jego klatka piersiowa delikatnie unosiła się do góry, wręcz niewidocznie. Nie wydawał z siebie też żadnych dźwięków, a raczej to ja nie potrafiłam niczego dosłyszeć. Był dla mnie tak perfekcyjny, że nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Po prostu leżałam obok niego, bojąc się dotknąć jego jedwabnej skóry. Bałam się go skrzywdzić i pobrudzić swoją osobą. Byłam cała mokra, przez nocne koszmary które nękały mnie co noc. Czułam jak włosy lepią mi się do czoła, a ja mimo gorąca które wypełniało moje ciało, bałam się odkryć kołdry. Nie wiem sama dlaczego, ale wypełniało mnie do strachem. Prawie tak samo wielkim, że będę mogła skazić Jasona. Czułam wręcz jak moje serce staje, kiedy mężczyzna poruszył się nagle, rozchylił powieki, a jego miodowe tęczówki złączyły się z moimi, czarnymi.

-Znowu koszmary?- Spytał cicho, a jego zachrypnięty głos sprawił, że mimowolnie po moim ciele przeszedł dreszcz.

-Tak.- Mruknęłam cicho, odwracając moi wzrok. Bałam się połączyć nasze spojrzenia. Byłam taka nieidealna, tak wręcz obrzydliwa i brudna.

Mężczyzna tylko westchnął i przysunął mnie do siebie, obejmując ramieniem. Zamknęłam oczy, czując jego delikatny zapach, ciepło i czystość. Poczułam zawstydzenie, bo byłam cała mokra od potu i śmierdziałam jakbym od dawna nie widziała prysznica. On jednak wyglądał tak jak zawsze. Nie przejmował się moim stanem, tak jak z resztą zawsze. A po chwili już znowu spał, a ja usypiałam zaraz no nim.

Nigdy nie zrozumiałam dlaczego wtedy nie potrafiłam dostrzec tego,  jak bardzo był nieludzki. Byłam w nim zakochana bez pamięci i nie widziałam niczego poza miłością do niego. A może to by mnie oderwało od tego wszystkiego. Może uciekłabym od mojej własnej zagłady. Może udałoby mi się wieść normalne życie, na ile pozwalała na to moja przeszłość. A dawał mi on tyle znaków... Chłodny dotyk, blada skóra, te jadowicie zielone przebłyski w oczach, włosy które nigdy nie traciły swoje szkarłatnego koloru, planowane i delikatne ruchy, śnieżnobiały uśmiech i perlisty śmiech. A najgorszy był jego zapach. Pachniał jak wino i róże, innego dnia jak świeżo ścięte drzewo i chemikalia, następnego poranka za to czułam czekoladę i truskawki. Tłumaczyłam to jego pracą, chociaż było to tak bardzo nieludzkie. Ale go kochałam... tak bardzo kochałam jego obecność w moim życiu, że bez niego czułam się martwa.

Tak samo martwa czułam się w miejscu, które było moim więzieniem. Codziennie przeglądałam się w wiszącym naprzeciwko mnie lustrze i szukałam w swoim odbiciu zmiany. Ich jednak nie było. Nadal byłam wręcz biała i tyle moje sine palce wyróżniały się na tle mojej sylwetki.

-Policz do dziesięciu.- Wyszeptałam pewnego dnia bądź nocy, jakby chcąc wmówić sobie, że to tylko zły sen, a ja po dojściu do dziesięciu się wybudzę. To jednak nie naszło.- Policz do stu.- Dodałam i wróciłam do liczenia, nie odrywając wzroku od swojego spojrzenia. Jednak wraz z wypowiedzeniem w myślach końcowej liczby, magicznie nie obudziłam się u boku Jasona. 

Zamknęłam swoje powieki, wstałam i podeszłam do lustra, ostatni raz przyglądając się swojej osobie. Już w następnej sekundzie na ziemi leżały setki kawałków szkła, a z mojej dłoni pociekła czarna ciecz, która prawdopodobnie kiedyś była krwią. Ja jednak milczałam. Nie czułam bólu, chłodu czy cieczy spływającej po moim ciele. Zaczynałam za to czuć coraz większą złość i rozgoryczenie. Takie życie w niemocy sprawiało, że cała się aż trzęsłam.

-Będzie dobrze.- Wyszeptałam żeby dodać sobie otuchy, a wtedy wokół mnie rozległ się potężny huk. Mimowolnie w odruchu obronnym skuliłam się i cicho zaklęłam. Czułam jak opadają na mnie kawałki stropu, a po chwili na skórze poczułam powiew wiatru.

Niepewnie wstałam na nogi i spojrzałam przed siebie, gdzie w jednej z ścian pojawiła się dziura. Zaczęłam iść powoli do przodu, nie przejmując się tym, że zimny śnieg opadał na moje polika. Kiedy doszłam do wyrwy oparłam się dłonią o jedną ze ścian i dokładnie rozejrzałam się wokół. Byłam w jakimś gruzowisku, w oddali widziałam ludzi w jaskrawych kamizelkach. Wyglądali jakby rozbierali jakiś budynek. Do tego dochodził śnieg, który zasłaniał mi większą część świata. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok do przodu, stawiając stopę na niewielkiej, białej zaspie, którą w większej części pokrywał szary pył. Milcząc zaczęłam iść przed siebie. W oddali widziałam wysokie budynki, które nie przypominały mi żadnych znanych budowli. Powolnym krokiem zbliżyłam się do robotników, którzy spojrzeli na mnie i zaczęli mówić coś w bliżej nieznanym mi języku. Jeden z nich nawet zarzucił na moje gołe ramiona swoją kurtkę i zaczął prowadzić w kierunku furgonetki. W ciszy wykonałam jego prośbę i usiadłam na miejscu pasażera, a on ruszył i zaczął jechać ze mną w kierunku miasta, dzwoniąc do kogoś i energicznie mu coś tłumacząc. Jedyne czego mogłam się po tym domyśleć było to, że jestem gdzieś w Azji. Wszyscy otaczający mnie do tej pory pracownicy mieli skośne oczy, a napisy w samochodzie były jakimiś znakami. Siedzący za kierownicą mężczyzna także na klawiaturze miał same znaki i pisał do kogoś wiadomość. 

Cicho westchnęłam myśląc o tym, że będę musiała go zabić. Na razie jednak przeciągałam jego życie do momentu aż zostanę dowieziona do miasta, a do niego było coraz bliżej. Już po chwili staliśmy w jednym z korków, a ja wbiłam swój wzrok w jego osobę. Mężczyzna niepewnie obrócił się w moją stronę i posłał mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam, a w tym samym momencie moje srebrne sznurki wbiły się w jego ciało. Jego ciało bezwładnie opadło na kierownicę, a ja wyszłam z samochodu, jak gdyby nigdy nic wchodząc na chodnik i idąc przed siebie. Ludzie nie zwracali na mnie uwagi, wszyscy byli wpatrzeni w swoje własne życie i sprawy. Zazdrościłam im tego, ja miałam tendencję do zbyt wielkiej potrzeby niesienia pomocy innym, przez co kończyłam samotnie.

Teraz jednak starałam się o tym nie myśleć i weszłam w jedną z bocznych uliczek, która wyglądała jakby prowadziła do jakiegoś starego osiedla. Tam mogłabym się włamać, przebrać, zdobyć gotówkę i zacząć nieżycie od nowa. Coś jednak podpowiadało mi, żebym skręciła na najbliższym zakręcie w lewo, a tam...

-Offenderman?- Zapytała zachrypniętym głosem, nie wierzą w to, że praktycznie na drugim końcu świata, w tak wielkim mieście spotkałam znaną mi osobę. A nawet nie osobę, a humanoidalną istotę. 

-No witaj Kwiatuszku.- Powiedział tym swoim uwodzicielskim głosem, na którego dźwięk kiedyś bym zwróciła obiad, a teraz zaczynałam czuć radość.- Nie spodziewałaś się mnie tutaj, co nie?


(Hejka, tutaj ja, aŁtorka. Dodaje wam prolog. Nie wiem kiedy pojawią się następne rozdziały, ale na pewno się pojawią. Trzymajcie kciuki ^^)

I Fear No Deathजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें