VIII.

181 11 2
                                    

Z słodką przyjemnością otworzyłam drzwi od czarnego samochodu. Smród zgnilizny i lasu przyjemnie mnie otulił, dzięki czemu nie musiałam wąchać tych słodkich perfum, od których mnie mdliło. Wyciągnęłam swoją walizkę z bagażnika, a następnie bez żadnego pożegnania ruszyłam w kierunku drzwi. Usłyszałam tylko śmiech Jasona, a potem odjeżdżający samochód i na powrót nastała cisza. Chociaż cisza to pojęcie względne. Wokół szumiał wiatr, pękały jakieś gałązki, a niebezpiecznie blisko słyszałam warczenie, które należało zapewne do Rake'a. Było już późno, bo zegarek w samochodzie pokazywał prawie północ. W domu jednak wyraźnie świeciło się światło. Miałam jednak nadzieję, że moi bracia smacznie śpią, a ja ukryję się w swojej sypialni i spotkam się z nimi jak będę przygotowana. Moja nadzieja prysnęła równo z pchnięciem drzwi.

W kominku palił się ogień, a w salonie było nadzwyczaj ciepło. Na kanapie siedział E.J., który na uszach miał słuchawki, najwidoczniej musiał odpłynąć do krainy Morfeusza. Ben grał na swoim nieśmiertelnym laptopie, a obok niego spała mała Sally. Helen siedział przy stole z Brianem, rysując coś w szkicowniku. Mój brat z ciekawością przyglądał się jego ruchom. On zawsze był wrażliwy na sztukę. Tim i Toby rozmawiali o czymś zawzięcie, gestykulując mocno. Pośród stałych bywalców tego bagna brakowało dwóch, a w zasadzie trzech lokatorów. Brak Killera i Slendermana był dla mnie oczywisty, ale nieobecność Nathana sprawiła, że mój i tak dość dobry humor się pogorszył. Liczę na to, że właśnie teraz śpi i nie mam się o co martwić. Ale chyba czas się w końcu zebrać i dać o sobie znać?

-Witam wszystkich!- Krzyknęłam szczęśliwa, podnosząc ręce do góry. Oni jednak spojrzeli na mnie przelotnie, wracając do swoich czynności. Cicho westchnęłam i zabierając swój bagaż, ruszyłam do góry. Weszłam do pierwszego pokoju po lewej. Kiedyś prawdopodobnie był czyimś gabinetem, ale teraz stało tam dalej to samo łóżko, szafa bez drzwi i wielkie okno w ścianie, które składało się z dwudziestu mniejszych okienek.- Witaj pokoiku.- Mruknęłam i rzuciłam walizkę na łóżko, samej opierając się o ścianę. 

Rezydencja, o ile tak to mogę nazwać, wcale nie była taka cudowna na jaką wyglądała. Dom był wielki, ale jego jakość miała wiele do życzenia. Nie wspomnę już o położeniu, bo w najbliższej okolicy mieliśmy las, las, las i uwaga! Las! Żeby gdziekolwiek dojść potrzebny był samochód, albo błąkaliśmy się przez pięć godzin, aby dojść do jakiejś podrzędnej drogi. Slenderman postarał się z znalezieniem "bezpiecznej ostoi" dla podwładnych marionetek. Z tego powodu też tak bardzo zaczęłam cenić Jasona. On potrafił żyć wśród ludzi, nie wzbudzając większych podejrzeń. Może i musiał zmieniać swoje miejsce co rok, czy dwa lata, ale zawsze żył obok cywilizacji, nie mając przymusu ukrywania się w środku puszczy. Jednak żeby nie było mało, wokół kręcił się zazwyczaj Rake, który w przerwach od polowania, "patrolował" okolice. 

Złapałam się za głowę cicho jęcząc. Nie miałam ochoty na rozmowę z braćmi, ale muszę zrobić to teraz. Chwyciłam w dłoń opakowania z ich prezentami i zbiegłam po schodach stając na środku salonu. 

-Timothy, Brian.- Zaczęłam stanowczo, a ci spojrzeli na mnie z obojętnością. Cudownie.- Chodźcie pogadać na zewnątrz.

-Rozmawiam z Toby'm.- Odparł od razu Tim, na co przewróciłam oczami. Blondyn bez problemu wstał od stołu i wyszedł na zewnątrz. Wiedziałam, że z nim będzie najłatwiej.

-Tim proszę. Toby się chyba nie obrazi.- Zaczęłam, a mój bliźniak już chciał coś dodać, jednak chłopak szybko mu przerwał.

-Pogadaj z Weroniką.- Powiedział brunet wstając z kanapy i ziewając.- Ja i tak już idę spać.

Mój bliźniak parsknął i ruszył w kierunku drzwi, popychając mnie ramieniem. Westchnęłam tylko na jego zachowanie i poszłam za nim na ganek. Tam stał już oparty o balustradę Brian. Tim za to usiadł na parapecie i odpalił papierosa. Przeszłam obok nich i ostrożnie usadowiłam się na wiklinowym fotelu, który lata świetności miał już daleko za sobą.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now