XXXI.

94 5 0
                                    

W mojej głowie rozbrzmiał niski głos, który kazał mi uciekać. Wiedziałam, że mogę mu ufać, dlatego bez słowa ruszyłam przed siebie, przedzierając się przez las. Od zawsze to miejsce budziło we nie zarówno poczucie bezpieczeństwa, jak i zagrożenia. Teraz musiałam się z niego wydostać. Jednak jak na złość co chwilę potykałam się o wystające korzenie, przez co raniłam sobie dłonie, starając się złapać równowagę o pobliskie drzewa. Nie wiedziałam co mnie goniło, ale czułam, że jest niebezpieczne. Dlatego kierowałam się w stronę światła, które wyłaniało się pośród coraz rzadszych gałęzi. Wyciągnęłam ręce do przodu, czując przyjemny, orzeźwiający podmuch, który dotarł do mnie z tamtego miejsca. Nagle poczułam jak tracę czucie w nogach i upadam na twarde, kamieniste podłoże.

Syknęłam z bólu, powoli podnosząc się na proste nogi. Zagrożenie minęło. Byłam na kostce brukowej, która ociekała krwią. Skrzywiłam się i szybko zerwałam z ziemi, rozglądając się wokół. Byłam na dziedzińcu jakiegoś budynku, a wokół mnie leżały dziesiątki zmasakrowanych ciał. Od razu zasłoniłam dłonią usta, starając się wygłuszyć jęk, który opuścił moje usta. Byłam przerażona. To było nieludzkie. Nad zwłokami latały muchy, a ostry odór krwi sprawiał, że w mój żołądek zaczynał odmawiać posłuszeństwa. Wiem, że to koszmar, tylko zły sen, ale mimo to poczułam jak zaczyna robić mi się gorąco ze strachu. Opuściłam dłonie, a na nich zobaczyłam krew, która skapywała na bruk wokół mnie, tworząc szkarłatną kałużę. Moje wszystkie mięśnie się napięły, a ja marzyłam o tym, żeby wybudzić się z tego koszmaru.

-Pamiętasz jak obiecałaś mi, że nigdy mnie nie skrzywdzisz?- Drgnęłam, kiedy usłyszałam męski głos obok swojego ucha. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę, ale zastałam pustkę.- Obiecałaś mnie chronić przed sobą i nimi.- Spojrzałam przed siebie, gdzie kilka metrów dalej stał chłopak. Miał piękne, błękitne oczy, które na myśl przywodziły mi czyste, wiosenne niebo. Od razu podniosłam wzrok do góry, ale jedyne co ujrzałam to czarno-czerwone barwy, które na myśl przywodziły burzowe chmury.

-Will...- Wyszeptałam, czując ucisk w miejscu serca. To imię było mi tak bliskie i tłumione przez tak długi czas w sobie. Po moich polikach zaczęły spadać chłodne łzy.- Ja starałam się dotrzymać danego ci słowa. Kochałam cię- Dodałam, starając się powstrzymać płacz. W moim gardle pojawiła się blokada, przez co nie mogłam wydać żadnego dźwięku.- Chłopak uśmiechnął się smutno i podszedł do mnie, ocierając kciukiem moją łzę. Miał ciepłą dłoń, a jego dotyk sprawił, że po moim ciele rozniosło się przyjemne ciepło. Na chwilę pozwoliłam sobie przymknąć powieki i westchnąć.

-Ale...- Wyszeptał chłopak, pochylając się nad moim uchem. Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi.- Takie potwory jak ty nie potrafią kochać.

Wraz z tymi słowami, poczułam jak na mojej szyi oplatają się czyjeś czarne szpony. Byłam ciągnięta do tyłu, aż w końcu potknęłam się o jedno z ciał i upadłam w kałużę krwi, łapiąc się za szyję. Przede mną nadal stał William, ze smutnym uśmiechem na twarzy. Teraz jednak miał dłoń wyciągniętą przed siebie i wpatrywał się w jej zawartość. Przez moment poczułam jak w moim wnętrzu wszystkie wnętrzności się ściskają, kiedy zrozumiałam co trzymał. Między jego palcami spoczywało bijące serce, które nadal pompowało krew, opadającą na ziemię. Poczułam zawroty głowy, było ze mną coraz gorzej. Do tego chłopak zaczął obracać się w moją stronę, przez co widziałam zmasakrowaną klatkę piersiową, z której zwisały płaty skóry i rozerwane mięso. Chłopak wsadził w dziurę swoje serce i spoważniał, mierząc mnie niebieskimi tęczówkami. Za jego plecami pojawiła się postać z mojego dzieciństwa. Slenderman. Mężczyzna bez twarzy, który podążał za mną całe życie. Spojrzałam na niego z nienawiścią. Pomimo braku ust, byłam pewna że miałby je teraz wykrzywione w uśmiechu.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now