IV.

210 15 1
                                    

Gdybym w życiu mogła cofać czas, zapewne zrobiłabym to zbyt wiele razy i w końcu powstałaby jakaś czarna dziura, wsysając mnie do środka. A że podobno jestem nieśmiertelna,  kręciłabym się w kółko, aż zwróciłabym wszystkie wnętrzności. Teraz jednak o tym nie myślałam. Słuchałam historii Williama. Zaczynałam tęsknić za studiami, chociaż w życiu nawet o nich nie pomyślałam. Nigdy nie zgodziłabym się na to, żeby ktoś cofnął czas. A co jakbym go nie poznała? Może i nasza znajomość będzie trwała tylko ten jeden dzień, ale nie zapomnę go do końca życia.  Brzmię ckliwie? I bardzo dobrze. Od dawna nie spędzałam tak dobrze czasu.

-Skończyło się na odsiadce w izbie wytrzeźwień.- Dokończył William, pochłaniając zaraz po tym duży kęs steku.

-Nie wierzę.- Zaśmiałam się cicho, połykając ostatnie kawałki smażonego sera.- Przecież to tylko obrzucenie akademika papierem.

-I napaść na sklep z bronią w ręku.- Dodał, z tym swoim pięknym uśmiechem na twarzy.

-To był sztuczny pistolet.

-Ale Ian naprawdę wyglądał wiarygodnie.

-Ale był pijany.

-A mój tato jest naprawdę podłym policjantem, kiedy grupka nastolatków jest pod wpływem alkoholu.- Znowu się zaśmiałam zatapiając spojrzenie w niebieskich oczach Williama. Były tak bardzo różne od miodowych tęczówek Jasona.

-Czyli mam unikać konfliktów z prawem.- Podsumowałam, pijąc następnie łyka zimnej herbaty. Była niczym zbawienie na moje rozpalone od słońca ciało.

-Twoi przyjaciele też mają takie przygody?- Zapytał blondyn, na co ja zamilkłam patrząc, się w parę siedząca za plecami blondyna.

W gruncie rzeczy miałam z nimi kilka przygód, ale większość kończyła się morderstwem, rzucaniem nożami, bądź ucieczka przed wściekłym Slendermanem.

-To był Sylwester tego roku.- Powiedziałam z wzrokiem utkwionym w przestrzeni. William cicho gwizdnął z uznaniem, a ja mimowolnie się zaśmiałam.- Jeff zawsze lubował się w alkoholu i załatwił nam go więcej, niż zazwyczaj mieliśmy w zwyczaju pić.- Nie musiał wiedzieć, że kiedy jego spokojniejsza strona bierze nad nim kontrolę, Killer zalewa się w trupa, żeby nie odtwarzać nocy z nieudanej próby zabicia brata.- Początkowo było spokojnie. Było nas... Ośmiu. Jeżeli się nie mylę... Nick już wtedy się wyprowadził, a Smiley... No to było nas dziewięciu.- Blondyn ponownie parsknął śmiechem, kiedy zobaczył moją konsternację. Na mojej twarzy także pojawił się uśmiech.- Początkowo po prostu piliśmy, ale potem do naszego domu wpadli znajomi z którymi tutaj jestem. Zobaczyłam się z nimi wtedy po raz pierwszy od... Czterech miesięcy. Rozstaliśmy się w kłótni, ale procenty w mojej krwi sprawiły, że rzuciłam im się na szyję. No i oni zaczęli pić z nami.

-Czyli ilu was w sumie było?

-Trzynastu.

-No to już wiemy, dlaczego skończy się to źle.- Parsknęłam śmiechem po raz kolejny. Sama bym w życiu o tym nie pomyślała.

-Jak wiesz, najpopularniejszą grą jest butelka.

-W szczególności w opowiadaniach napalonych trzynastolatek.- Ponownie zaśmiałam się cicho, a chłopak mi zawtórował.

-No, ale ja mam dwadzieścia lat więc nie graliśmy w nic. Po prostu Jack i Jeff nagle zniknęli, a następnego dnia na dole jego pleców znajdował się wielki napis "Jack tu był".

-Nie powiesz mi...- Zaczął, ale ja szybko mu przerwałam.

- To był marker permanentny, a ja zmazywałam mu to przez tydzień pumeksem. Jeff nic nie pamiętał, był zalany w trupa. Starałam się podpytać Jack'a na ten temat, ale on tylko się śmiał. Mój brat też próbował, ale zareagował tak samo.

I Fear No DeathWhere stories live. Discover now