Czy się stoi, czy się leży, 2 000 się należy

39 5 1
                                    

AIGLE*

   Zamarłam, czując czyjś dotyk na ramieniu. Miałam już dość... Jeśli Sairan planowała dokończyć to, co zaczęła, przerywając z niewiadomych przyczyn, to chciałam, aby zrobiła to szybko... Pragnęłam mieć wszystko za sobą. Jedyne, czego chciałam, to wrócić do domu. 

- Clar? - zapytał ponownie tajemniczy właściciel dłoni, zabierając ostatecznie rękę z mojego ramienia - Halo! Ziemia do Aigle! - powiedział trochę głośniej, próbując zwrócić na siebie moją uwagę.

   Czułam się... Mniej więcej tak, jakbym wpadła w odrętwienie. Od opadającej adrenaliny świat zataczał kręgi, w ustach panowała pustynia, krew buzująca w uszach zniekształcała wszystkie dźwięki w taki sposób, jakbym znajdowała się pod wodą. Ten głos brzmiał jednak inaczej... Miał odmienną barwę od wcześniejszego, który czasem zakradał się do mych koszmarów, aby zatruwać sny. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, abym uderzyła tego kogoś z łokcia w brzuch i zwiewała jak najdalej od tego strasznego miejsca, ale ciężko jest uciekać, kiedy nie potrafi się biec. Postanowiłam więc pójść trochę za jego radami, a trochę za własną intuicją i odwróciłam się. Nie stała tam jednak Sairan.

- Mad? - spytałam zaskoczona. 

   Kogo jak kogo, ale jej akurat się nie spodziewałam. Przerzuciłam w głowie kalendarz, zastanawiając się, czy czasem nie zapomniałam o jakimś spotkaniu z nią, ale nie... Ze spontaniczności dziewczyna też raczej nie słynęła, to ja byłam znana z tego, że w środku nocy potrafiłam wbić komuś do mieszkania i zorganizować imprezę. 

- Wszystko dobrze? - Mad zmarszczyła brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.

- Skąd... Skąd się tu wzięłaś? - zadałam pytanie najciszej jak się tylko dało z obawy, że głos załamie mi się przy mówieniu. 

- Długa historia... - mruknęła Amerykanka, wyciągając ku mnie dłoń schowaną w czarnej rękawiczce z trzema palcami. 

   Spojrzałam niepewnie na Mad, nadal ściskając w garści miraculum. Podanie jej ręki przekraczało moje możliwości. Nie ważne, jak bardzo bym z tym walczyła, po prostu nie potrafiłam się do niej zbliżyć. Klęczałam dalej w śnieżnej zaspie, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Maddie musiała to zauważyć, gdyż westchnęła jak męczennica, którą właśnie skazano na łamanie kołem i kucnęła tak, aby widzieć moją twarz. 

   Nie wiem, co zobaczyła na moim obliczu, ale ja spostrzegłam, że zmieniła makijaż. Wcześniej na jej oczach królowała czerń z czerwienią, a tym razem dolne powieki błyszczały jej złotem, natomiast górne nadal wyglądały jakbym pomazane czernidłem. Podejrzewałam, że wszystko podkreśliła czarnym eyelinerem, ale pewności nie miałam w tej ciemnicy. Usta jak zwykle pomalowała szminką tak karminową, że rozbudziłaby miłość każdego wampira oraz wściekłość każdego byka.

- Wszystko dobrze, Ptaszyno? - zapytała, przekrzywiając głowę w lewo jak mały piesek.

- Ta-tak - szepnęłam i uśmiechnęłam się na potwierdzenie tych słów. 

- Yhmm... Widzę... 

- Naprawdę - podniosłam się. 

   Nogi miałam jak z galarety. Byłam pewna, że widać jak cała się trzęsę. Pytanie czy ze strachu, z emocji czy z zimna? Mad tymczasem również się podniosła i ściągnęła z siebie bordową marynarkę, którą z namaszczeniem zarzuciła mi na plecy, po czym delikatnie zgarnęła mi włosy, pod którymi chciałam zakryć twarz. 

- Nie wsadzaj tylko dłoni do kieszeni, bo nie mam zielonego pojęcia co się w nich znajduje - oznajmiła z uśmiechem, poprawiając czarną koszulę.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz