Adrien i jego kariera szperacza w starożytnych gramofonach

34 6 4
                                    

ADRIEN*

   Kurczowo ściskałem w dłoniach karteczkę z adresem od Aigle, jakby od tego kawałka papieru zależało moje życie. Miałem ogromną nadzieję, że nie pomyliłem żadnego numeru ani nazwy ulicy, gdyż wtedy nigdy nie spełniłbym obietnicy danej burmistrzowi, a reputacja Czarnego Kota zostałaby zbrukana, jakbym przypadkowo dotknął ją Kotaklizmem. Ze zdenerwowania przełknąłem głośno ślinę i poprawiłem błękitny szalik, który dostałem od ojca z okazji urodzin. Musiałem wyglądać najlepiej jak się dało, aby zrobić dobre wrażenie na Mistrzu. Niby już go znałem, ale jednak nie wypadało przychodzić w wydaniu "żul - wersja nowoczesna", aby czasem nie zrazić do siebie starca. Chociaż... Ten odwiedził mnie w domu, będąc w czerwonej, hawajskiej koszuli i rybaczkach. Zapewne miał świadomość tego, że wchodził na teren znanego projektanta mody, jednak ten fakt zupełnie nie zrobił na nim wrażenia, ale mimo wszystko trochę bałem się tej wizyty, zwłaszcza, że mu się nie zapowiedziałem. 

   Zerknąłem zaniepokojony do tyłu. Mój ochroniarz dalej siedział nieruchomo w samochodzie, patrząc na tylko sobie wiadomy przedmiot. W najbliższym otoczeniu nie było żywego ducha, więc mógł równie dobrze badać wzrokiem kosz na śmieci, jak i zasypaną śniegiem doniczkę. Zaczerpnąłem gwałtownie powietrze i uniosłem pięść do góry, aby zapukać. Po krótkiej chwili wahania ostatecznie zakołatałem. 

   Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Już po kilku sekundach drzwi lekko się uchyliły, a w nich ujrzałem wysoką, czarnowłosą kobietę w długiej, granatowej sukni, która nieznacznie skrzywiła się na mój widok, ja zaś szeroko otworzyłem oczy. To była ta sama dama, która kiedyś wyrzuciła mnie na deszcz z powodu mej aryjskiej urody. Nie miałem zielonego pojęcia, że była w jakiś sposób skoligacona z Mistrzem Fu. Jeśli oni się znali, to miałem porządnie przegwizdane, a moje słowo dane ojcu Chloé było już nieaktualne.

- To ty... - mruknęła kobieta, mrużąc podejrzliwie oczy, jakbym miał zamiar sprzedać jej niepotrzebny zestaw garnków lub wcisnąć rachunek za prąd. 

- To ja - szepnąłem cicho - Czy mógłbym wejść?

- Czy to jest coś ważnego? - spytała, będąc wyraźnie sceptycznie do mnie nastawiona. 

- Tak - kiwnąłem skwapliwie głową - To jest bardzo, ale to bardzo ważne. Koniecznie muszę porozmawiać z M... - zacząłem, na co ta syknęła uciszająco.

- ... moim dziadkiem - dokończyła - Wchodź i nie gadaj zbyt dużo - warknęła, rozglądając się z niepokojem po ulicy, jakby ktoś podsłuchiwał całą naszą rozmowę.

   Wszedłem prędko do sieni wypełnionej regałami, karminową, wytartą kanapą, małym stoliczkiem oraz koszykiem z gazetami. Czarnowłosa prędko zamknęła drzwi na wszystkie możliwe zamki i spojrzała na mnie jak na intruza.

- Co jest takiego ważnego, że przerywasz ludziom spokojny wieczór, Czarny Kocie? - spytała, zakładając ręce na piersiach.

- Skąd pani wie, że jestem Czarnym Kotem? - mimo iż było to niegrzeczne, odpowiedziałem na jej pytanie pytaniem, ale zszokowała mnie rozpoznaniem mojej tożsamości.

- Masz sygnet na palcu - odparła wymijająco - Co prawda, nie jest czarny tylko srebrny, ale...

- CZARNY KOT? - zawołał jakiś nowy głos, a już po chwili drzwi prowadzące do dalszych izb otworzyły się z hukiem.

   Ukazała się w nich sylwetka nastolatki lub młodej dziewczyny, czego do końca nie mogłem być pewien. Speszony odwróciłem wzrok, ale zdążyłem zarejestrować burzę błękitnych kosmyków, które wręcz podskoczyły do góry, jakby ich właścicielka zerwała się zburzona z miejsca. Po chwili jednak ktoś brutalnie chwycił mnie za podbródek i odwrócił mnie ku sobie. Przed oczami stanęła mi twarz napastniczki nieskalana nawet śladem makijażu. Najwidoczniej ta dama nie miała żadnego powodu do wstydu, mimo iż zdawało się, iż paradowała jedynie w białym topie i czerwonych spodenkach. Najpewniej wierzyła, że bardzo ciemne tęczówki i rozliczne piegi skutecznie odwracały uwagę od jej kształtów.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz