IRBIS*
Czarny Kot siedział spokojnie na dachu Ratusza, machając nogami jak rusałka nad brzegiem stawu i nucąc pod nosem piosenkę. Podeszłam do niego cichutko, po czym przysiadłam się obok.
- Co śpiewasz? - zapytałam, patrząc w dal.
- Kołysankę. Mama zawsze mnie nią usypiała - odparł, wciąż bujając nogami.
- Ładna - uśmiechnęłam się delikatnie - Podaj rękę.
- Po co? - zapytał zaskoczony, ale mimo wszystko wystawił zranioną dłoń, po której wciąż spływała krew.
Ściągnęłam powoli czarną, skórzaną rękawicę i kilkukrotnie obwiązałam krwawiące miejsce bandażem. Blondyn lekko skrzywił się na kontakt rany ze spirytusem, ale dzielnie zacisnął zęby i bez szemrania poddał się całemu zabiegowi. Po wszystkim ponownie założyłam chłopakowi jego rękawicę.
- Jak myślisz? Do czego Aigle była potrzebna nasza krew? - zagadnęłam niezobowiązująco.
- Nie wiem i naprawdę nie chcę wiedzieć - westchnął ciężko - Zresztą, mam jej serdecznie dość...
- Co takiego ci zrobiła, że się na nią wkurzyłeś? - zerknęłam na niego ukradkiem.
Na twarzy nastolatka malowała się bezgraniczna nostalgia wymieszana z melancholią, jak gdyby Kotek obmyślał nową teorię filozoficzną.
- To co zawsze robi... Ukrywa istotne fakty, nie dbając o to, że inni pragną je poznać najbardziej na świecie.
- Wybacz, ale niewiele zrozumiałam...
- Wiedziała, co się stało z moją matką... - szepnął.
- Jeżeli chcesz, możesz mi o tym opowiedzieć. Chętnie wysłucham, a tobie trochę zelży ból - zaproponowałam, chociaż do końca nie wierzyłam w to, że Czarny się przede mną otworzy.
- Jesteś pewna? To niezbyt przyjemny temat na święta...
- Błagam... Jesteśmy bohaterami, tak? Co może być jeszcze bardziej nieprzyjemne od walki z papierem toaletowym?
- Aigle powiedziała mi, że moja matka nie żyje - wyrzucił na jednym wydechu.
- Oh... - wyrwało mi się niechcący.
- Wystarczająco nieprzyjemne?! - warknął gniewnie.
- Przepraszam... Wyrzuć z siebie wszystko, dobrze?
- Nie... To ja przepraszam. Wyżywam się na tobie, a ty wyciągasz do mnie pomocną łapę...
- Nie zwracaj na mnie uwagi, Kocie. Mów wszystko - położyłam mu dłoń na zabandażowanej ręce.
- Dzięki... Więc... - po jego policzku spłynęła łza - Lata temu moja matka wyjechała do Tybetu, aby nagrać jakiś film. Nigdy już nie wróciła. Została uznana za zaginioną, tak przynajmniej mówił mi mój ojciec. Żyłem przez ten czas w całkowitej niewiedzy... Bez żadnej informacji. Ani jednej pogłoski, ani strzępka! Nagle przylatuje sobie taka Aigle i ni z gruszki, ni z pietruszki twierdzi, że moja matka została zamordowana! I jeszcze wie przez kogo! Ba! Dokładnie zna miejsce pobytu mordercy! - wrzasnął ze złością, a z jego oczu spłynęła kolejna kropla.
- I ukrywała to wszystko przed tobą? Niemożliwe... Gdyby to była prawda, Aigle wszystko by powiedziała. Ona nie umie trzymać języka za zębami - mruknęłam.
- Ale tego nie zrobiła! Milczała! Tak jak z tym, że wiedziała, kim jestem! I, że ona to... - przerwał szybko - Nie. Nie zachowam się jak ona i nie wyjawię jej tożsamości.
CZYTASZ
Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)
FanfictionNadrzędnym celem Biedronki i Czarnego Kota jest bezpieczeństwo Paryża, które mogą osiągnąć poprzez pokonanie Władcy Ciem, Peahen i ich zdesperowanych akum. Jednak, co jeśli w mieście żyje znacznie groźniejszy posiadacz miraculum, który na swą zemstę...