Cierpienia młodej akumy Aliny ( Romantica cz. 1)

36 6 20
                                    

LA VOLPE* 

   Ześlizgnęłam się po ścianach między dwoma budynkami, lądując w przykucu w tym samym momencie, w którym mój naszyjnik wydał ostatnie ostrzegawcze piknięcie, aby zaraz potem wypluć z siebie Trixxa. Kwami zawirowało z radosnym piskiem i zmaterializowało się tuż obok Eegala, który po drobnym nakłonieniu przez moją iluzję i groźbie sprzedania na Allegro wreszcie przestał strzelać fochy. Po moim epickim lądowaniu wyprostowałam się i otrzepałam ubranie z kurzu. Było diablo zimno, wszędzie leżał śnieg, a ja miałam na sobie spódnicę... Coraz gorzej było u mnie z myśleniem.

- Gry ci się już na głowę rzuciły - oznajmił orzełek, podlatując bliżej - Ale widzę postępy. To było coś szybszego niż chód, ale biegiem bym jeszcze tego nie nazwał. 

- La Volpe to nie Aigle - uśmiechnęłam się, pocierając ramiona, aby choć trochę się ogrzać - Mimo wszystko, dziękuję za uznanie mojego stroju. Trixx bardzo się starał, abym wyglądała tajemniczo. 

- Osobiście powiem, że ujdzie, ale zdradź mi... Cokolwiek widzisz w tym kapturze? Masz go naciągnięty na sam nos! 

- Ezio Auditore też tak miał i widział - mrugnęłam porozumiewawczo do ptaszka - Nie mogę być gorsza od jakiegoś włoskiego amanta.

- Oczywiście, że nie. Ty jesteś przecież francuską femme fatale.

- Humor ci chyba wrócił. Nie gniewasz się już na mnie za Lilę?

- Jeżeli kupisz mi wszystkie książki ze "Wspaniałego stulecia" to będę skłonny ci wybaczyć.

- Masz to jak w banku - zaśmiałam się - To może zróbmy teraz coś, czego nie robiłam od kilku dobrych tygodni? Eegal, rozwiń skrzydła!

BLACKWOOD*

- Jakim cudem czytasz tę książkę, skoro masz kaptur naciągnięty na nos? - spytałem od niechcenia, starając się nie wybuchnąć płaczem przy La Volpe, mimo iż ta nie mogła spod kaptura zauważyć mojego markotnego wyrazu twarzy.

   Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że Peahen wyszła za mąż... Kassandra miała rację, nie powinienem był się przywiązywać do Terizy, wiedząc, że nosiła pod sercem dziecko innego, ale gdy zjawiła się we Wiedniu w ciemnofioletowej sukni z odkrytymi plecami, mój zdrowy rozsądek wziął niespodziewanie L4 i przestał istnieć. Poczułem się wtedy jak romantyczny bohater książki... Miałem przed sobą moją piękną Lottę zaręczoną z Albertem, anielską twarzyczkę Julii, nowej Heloizy, puch marny Marylę, gotową porzucić mnie dla bogatszego, śmiejącą się ze mnie Laurę... Byłem ucieleśnieniem Wertera, Kordiana i Gustawa w każdej chwili gotowym strzelić sobie w łeb dla drwiącej ze mnie wybranki, która ostatecznie i tak wzięła moją miłość i przerobiła ją na mozaikę. To tak bolało... Zbójeckie książki spaczające obraz uczucia...

- Znam tę lekturę na pamięć. Kocham klasyki - Lisica uśmiechnęła się leciutko, unosząc do góry kąciki pomarańczowych usteczek - Posłuchaj tego... Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna, boś ty w istocie nie Montekim dla mnie. Jestże Monteki choćby tylko ręką, ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek częścią człowieka? O! Weź inną nazwę! Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą, pod inną nazwą równie by pachniało.

- Tak i Romeo bez nazwy Romea przecież by całą swą wartość zatrzymał. Romeo! Porzuć tę nazwę, a w zamian za to, co nawet cząstką ciebie nie jest, weź mię! Ach! Całą! - dokończyłem słynną wypowiedź Julii w równie słynnej scenie balkonowej. 

- Widzę, że znasz dzieło życia Szekspira - powiedziała jakby z nutką zdumienia w głosie.

- Omawiałem w szkole "Romeo i Julię". Nie uważam tej lektury za jakąś niesamowicie przydatną czy piękną, bo opowiada głównie o dorosłym facecie, który omotał dziewczynkę i zaciągnął ją przed ołtarz tylko dlatego, że inaczej by jej nie przeleciał. Ciekawszy i bardziej sensowny wydaje się być "Hamlet" z tragedią biednej Ofelii, która tonie niedługo po porzuceniu przez ukochanego.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz