Socjopatyczne uroki idealną pułapką na korony

60 8 12
                                    

PEAHEN*

   Teriza długo przyglądała się potrawom z ladą. Imponująca różnorodność smakołyków i cudowny zapach świeżo przyrządzonych dań wpływały na dziewczynę, powodując wzmożoną produkcję śliny i powiększenie źrenic na myśl o sutym podwieczorku, który po prostu się jej należał. Czarnowłosa długo wpatrywała się w wymyślne ciasta i torty, aż ostatecznie zdecydowała się na sowicie oblaną czekoladą wuzetkę. Śliczna sprzedawczyni z uśmiechem podała jej talerzyk i Teriza już miała odejść, gdy jej nozdrza zarejestrowały słoną woń. Rzuciła wzrokiem w tamtą stronę i ujrzała garść ryb. Nie wiedziała, z jakiego gatunku pochodziły te istoty, ale to teraz nie miało znaczenia. Zapragnęła ich skosztować. 

Entschuldigung... - zaczepiła rudowłosą kobietę z burzą loków - Co to jest? - wskazała na ryby.

- To są śledzie. Mamy porcję w oleju, część jest w occie, a niektóre są w zalewie po katolicku. Tam dalej leżą wykwintne i delikatne łososie połączone z pastą z awokado oraz... - dama miała jeszcze coś powiedzieć, jednak Teriza przerwała jej kiwnięciem głowy.

- Dobrze, dobrze. A nie macie może tych śledzi po żydowsku? - zainteresowała się, gdyż na myśl momentalnie przyszło jej wspomnienie cudownie rozpływające się rybki z rodzynkami.

- Niestety nie, skończyły się. 

- Rozumiem, to niech pani będzie tak miła i nałoży mi tego katolika - oznajmiła dziewczyna, szukając w kieszeni żakietu pieniędzy, którymi mogłaby zapłacić.

   Sprzedawczyni spojrzała się niepewnie na Terizę, ale nic nie mówiąc, przyjęła banknoty i podała klientce drugi talerz. Mimo wszystko, jej jadeitowe tęczówki wskazywały na to, że nie pochwala łączenie jedzenia w tak zaskakujące kombinacje.

   Teriza jednak nie przejmowała się zdziwionych spojrzeniom innych ludzi znajdujących się przy stołach. Większość z nich żywiła się homarami, rakami czy podobnymi ostrygami popijając to wszystko trzema rodzajami wina. Ciara wolała jednak swą wuzetkę z dodatkiem śledzi.

- Zaskakujące połączenie... - usłyszała nad sobą twardy jak kamień, na który natrafiła kosa, głos.

- Z łaski swojej... Niech się pani czepi własnego talerza. To chyba niekulturalne zaglądać komuś w jedzenie - westchnęła Teriza, odkładając widelczyk, który dopiero co pochwyciła.

- Naturalnie, przepraszam panno Long.

 Ciara uniosła głowę i ujrzała równie elegancką kobietę, co sprzedawczyni, jednak ta była jeszcze piękniejsza. Nosiła na sobie czarny kombinezon ze skromnym dekoltem i równie ciemne buty. Brązowe włosy spływały jej na ramiona kaskadami, a twarz ozdobiona została niemalże niewidocznym makijażem. 

- To chyba niekulturalnie gapić się tak długo na nieznaną sobie osobę, prawda? - spytała po chwili czarnulka - Nazywam się Kassandra Whitaker i zostałam poproszona przez pana Menendeza, aby przyprowadzić do jego gabinetu niejaką Terizę Ciarę Long. Radziłabym więc pośpieszyć się z posiłkiem, gdyż pan Menendez nie lubi czekać. 

- Oczywiście, zaraz przyjdę - mruknęła lekko skwaszona Teriza, łapiąc za sztuciec i dziobiąc ciastko.

   Whitaker, najprawdopodobniej sekretarka, asystentka czy inna zastępczyni Menendeza, przysiadła naprzeciwko Żydówki i z uwagą obserwowała ją w trakcie jedzenia. Teriza czuła na sobie jej ciężki wzrok i szczerze powiedziawszy, nie podobało się jej to. Z chęcią by cisnęła w kobietę śledziem, ale przecież za niego zapłaciła z myślą o spożyciu, a nie o użyciu go jako broni.

- Pochodzi pani z Izraela... - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale i tak ton ciemnowłosej zadrżał od ironii i prowokacji. 

- Tak. To ma coś do rzeczy? - spytała Ciara, zerkając na Whitaker z pewnością siebie i wpychając sobie do ust kawałek rybki - Ja się za to nie czepiam faktu, iż pochodzi szanowna z Nowej Zelandii. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz