Traumatyczny Wiedeń rozbija się o mury Nursen (Olszynka cz. 1)

44 6 6
                                    

LA VOLPE DA TIVOLI*

   Władca Ciem był bardzo zdesperowany, to mu trzeba było przyznać. Nigdy nie miał aż tak szybkiego tempa w tworzeniu nowych super-złoczyńców jak ostatnio. Jeszcze Paryż nie zdążył otrząsnąć się po zielonym Pontonie, wyglądającym jak kalka Hulka, to zaraz po nim pojawili się Doktor Smutek przedstawiający się jak załamany lekarz, któremu nie powiodła się operacja, Stresówka, która źle znosiła terapię zastosowaną przez jej psychologa, Amerykanka, która po uwolnieniu spod władzy akumy stała się siwowłosym dziadkiem z USA tak słabo mówiącym po francusku, że aż strach brał, zwłaszcza, gdy okazało się, że staruszek wypowiadał "r" jako "ł". Tym razem mieli do czynienia z Olszynką.

   Olszynka, jak się okazało, był bratem Daniela Aulna, dawnego kolegi z klasy Aigle, który kiedyś terroryzował miasto pod postacią Zapomnianego. Oczywiście, nikt już o tym nie pamiętał, bo i sam Zapomniany otrzymał od Władcy Ciem bardzo mało czasu antenowego, będąc jednocześnie zdominowanym przez Smutnooką, która płakała cały dzień i której ogólnie było bardzo przykro z powodu swego istnienia. Jedynym sukcesem Zapomnianego, zanim wszyscy o nim zapomnieli, było wykasowanie z czasoprzestrzeni Czarnego Kota, Aigle oraz Władcy Ciem, których zamknął w wymiarze zwanym przez bywalców jako "Miejsce X". 

   Teraz za to biedny Daniel biegał za opętanym bratem, próbując go przekonać do zmiany zdania i stania się na powrót zwykłym Michelem. La Volpe doszła do słusznego wniosku, że chłopak musiał być zdrowo trzepnięty, gdyż nie bał się złoczyńcy, który prezentował się dość upiornie. Wyglądał prawie jak stary, wyświechtany mundur nałożony na szkielet, ale nie to było najgorsze. Zbir wiódł za sobą taką samą jak on, armię umarłych żołnierzy, co od razu przywodziło na myśl Wikię i wskrzeszenie przez nią Napoleona Bonaparte, Kartezjusza oraz Robespierre'a. W dodatku za całą uroczą gromadką umarlaków na złamanie karku pędzili zwyczajowo Biedronka i Czarny Kot. No i Aquila. To na niej szczególnie zależało Lisicy z Tivoli.

   Przez ostanie akcje szlachetna Włoszka nie pojawiła się ani razu, jakby z obawy, że ktoś obwini ją za sabotaż w czasie batalii z Pontonem. Niby nic się wtedy takiego nie stało, bo antagonista i tak został pokonany, ale jej głupi pomysł zdecydowanie opóźnił zwycięstwo. Jednak teraz się pojawiła, roztaczając wokół siebie atmosferę pewności siebie i przebojowości. Całkiem jak prawdziwa Aigle. Jedyną różnicę stanowiło to, że Aigle była właśnie prawdziwa, a Aquila stanowiła jej marną kopię. Nawet kostiumu nie miała oryginalnego.

   Na strój Aquili składało się niemalże identyczne przebranie jak to Orlicy, jej lateks miał taki sam kolor jasnego brązu. Ręce aż do łokci i nogi aż do samych kolan zdobiły ciemnobrązowe wstawki, które miały zastępować rękawiczki oraz buty. Na brzuchu nie zabrakło również charakterystycznego okręgu, ale tym razem przybrał on jednolicie czarną barwę. Wszystko, co nosiła Aquila było zwyczajnym kopiuj-klej Aigle, w którym leniwy autor po prostu lekko zmienił kolorystykę, aby nikt za szybko nie zorientował się w jego niewybaczalnym recyklingu projektów. Z drugiej strony... Może to Eegal był tym niekreatywnym ogniwem, które nie mogło wpaść na nic lepszego od Aigle? Albo to właśnie sama italska dziewczyna zapragnęła upodobnić się do najlepszej osoby, którą znała w swym krótkim życiu? Nie ważne, efekt mówił sam za siebie. Macie do czynienia z kimś, kto podszywa się pod coś, co już było. Aquila była jak beznadziejny, netflixowy czarodziej z ulubionego serialu Orlicy, który stanął obok książkowego lub growego magika albo filmowym Thorem z pierwszych części, a Thorem z ostatnich. Niby to samo, ale jednak nie. 

   La Volpe uważnie obserwowała emocjonujący teleturniej "bohaterowie vs złoczyńcy", stawiając swój majątek na to, że Władca Ciem ponownie skapituluje i z zacięciem godnym wiecznego optymisty, już następnego dnia wymyśli sobie jakiegoś bandytę, który również przegra. Mimo wszystko, fajnie byłoby się rozruszać i powalczyć z kimś ciekawym. Lisicy szczególnie marzyła się potyczka z kimś władającym lodem. Sama uwielbiała jeździć na łyżwach i była w tym naprawdę niezła, a słyszała, że lodowe mikstury dodawały do wyposażenia kostiumu ostre płozy. Jednakże walka z jakimś aktorem, reżyserem lub pisarzem wciąż zmieniającym swoją postać również byłaby interesująca, bo czyż sama La Volpe da Tivoli nie nosiła maski? 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz