Mulatyczne zjawy kąsają jadowite decybele (Decybeliks cz. 2)

28 6 6
                                    

ADRIEN*

   W uszach rozbrzmiewała mi skoczna muzyka stworzona za pomocą specjalnych programów komputerowych, którymi naszpikowane były wszystkie urządzenia elektryczne Nino. Najwidoczniej mulat na dobre zaczął wiązać swoją przyszłość z kasetami, płytami i sprzętem nagłaśniającym. Do tworzenia piosenek z tekstami jeszcze się nie garnął, ale czułem, że było to kwestią czasu. Sam utwór o znaczącym tytule "Zjawa" nadawał się na wielki hit, pod warunkiem, że Nino znalazłby kogoś o słowiczym głosie, kto zaśpiewał wersy spisane przez zdolne tekściarza lub niespełnionego poetę. Odruchowo pomyślałem o Rose. Przecież ta rezolutna blondyneczka była wokalistką zespołu "Kocia Muza", być może zgodziłaby się na współpracę z Nino. 

- I jak ci się podoba? - zapytał chłopak, patrząc na mnie uważnie spod okularów, jednoznacznie oczekując mojej opinii.

- Jest świetna, chociaż nie rozumiem, dlaczego nazwałeś to "Spectre" - odparłem, oddając przyjacielowi słuchawki, z którymi nigdy się nie rozstawał. 

- Bo to ziom - zaczął - jest już wyższa filozofia. Widzisz, wykombinowałem sobie, że to dzieło głosu, który siedzi w mojej głowie i śpiewa mi te wszystkie nutki. Ja i on jesteśmy za pan brat. To hołd dla niego, łapiesz?

- Yhmm... - kiwnąłem głową - Jesteś pewien, że nie powinieneś przedstawić go jakiemuś psychiatrze? - zażartowałem sobie.

- Głupiś - zaśmiał się Nino - Ty tego nie zrozumiesz. Coś takiego mogą pojąć jedynie nadludzie. Pisarze, poeci, muzycy, reżyserzy, malarze, kompozytorzy... Weźmy dla przykładu takiego van Gogha. Myślisz, że dlaczego uciął sobie ucho, jeśli nie przez podpowiedzi głosu podświadomości?

- Nie wiem - mruknąłem, wzruszając ramionami.

- No właśnie. Nie wiesz, dlatego bardzo cię proszę, nigdy nas nie krytykuj. 

- Was?

- Nas. Nadludzi - powiedział z kamienną miną, po czym nagle się roześmiał - Nie no, stary! Serio myślałeś, że mówię poważnie? Ja cię wkręcam, a ty łykasz wszystko jak młody pelikan!

- Nino... - westchnąłem głęboko - Nie mam ochoty, ni siły na żarty...

- O co chodzi, ziom? - zapytał wyraźnie zaniepokojony.

- Nic... - mruknąłem, odwracając wzrok od mulata.

   Wnętrze kawiarenki było urządzone w beztroskim stylu boho. Na ciepło oświetlonych ścianach tańczyła gra barw i najróżniejszych wzorów. Nie ważne, gdzie skierowało się oczy, wszędzie stały gwiazdy betlejemskie; najwięcej było ich przy ladzie. Dodatkowo w "Enchanté" brakowało krzeseł, jednak klientom nieszczególnie to przeszkadzało, skoro żaden z nich nie narzekał na wielkie, miękkie poduszki. Poza tym... Uwaga ludności skierowana była bardziej na osobę białowłosej, szczupłej czarodziejki, która zabawiała tłum karcianymi sztuczkami.

- Ziomuś, mów. Jestem twoim przyjacielem. Sam doskonale wiesz, że możesz mi zaufać. Nie wypaplam. Słowo DJ'a - powiedział, kładąc lewą dłoń na sercu, a prawą unosząc do góry.

- Jakbym ci powiedział, to byś nie uwierzył... - szepnąłem, obserwując, jak magiczka zamieniła różdżkę w bukiet zgrabnych, czerwoniutkich poisecji.

   Nie wiedzieć czemu, miałem nieodparte wrażenie, że dziewczę przypominające wyglądem kominiarza było już kiedyś zaakumizowane. Mało tego, byłem pewien, że to samo dziewczę kiedyś zwinęło mój sygnet za pomocą czarnoksięskich zdolności. 

- Adrien... Dajesz mi powody do zmartwienia. Gadaj, o co kaman. Chodzi o... - chłopak przybliżył do mnie swą twarz tak blisko, że poczułem przy czole dotyk jego czerwonej czapki, po czym Nino konspiracyjnie zniżył głos do szeptu - twojego ojca? 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz