Ciut wcześniej czyli prolog w środku akcji ( Lady Lamp cz. 5 )

27 5 1
                                    

LA VOLPE DA TIVOLI*

Ciut wcześniej

- Wystroiłaś się - zauważyłam, taksując Diablicę wzrokiem. 

   Dziewczyna była już wewnątrz Ratusza, gdy przybyłam na miejsce mniej standardową drogą (niczym prawdziwy asasyn wspięłam się po fasadzie budynku i wskoczyłam do budynku przez okno, tym razem nie dekapitując po drodze żadnej rzeźby, jak to zrobiłam swego czasu w Tivoli).  

   Mad miała na sobie czerwony płaszcz, który przy moim białym okryciu wyglądał jak cosplay polskiej, monakijskiej lub indonezyjskiej flagi. Czerwcowy był również krawat, który Amerykanka non stop poprawiała, jakby obawiając się, że ktoś zauważy złą technikę wiązania. Nie wszystko jednak nosiła w krwawym kolorze. Kołnierz kapoty, a także podwinięcia rękawów były już czarnej barwy, tak samo jak krótkie rękawiczki, pasek oplatający jej biodra oraz kombinezon, który miała pod paltem. Jednak twarz ukrywała za czerwoną, klasyczną maską, której nie powstydziłaby się Biedronka. Rubinowy kolorek zdecydowanie wygrywał, albowiem nawet włosy i diable rogi ( jak na Diablicę zresztą przystało ) miała w szkarłacie. 

- Ty też ładnie wyglądasz, Lisico - powiedziała, uśmiechając się. 

- Grazie - skłoniłam się w pół na renesansową modłę.

   Thor, Zeus, Maria... Jak ja lubiłam tę formę. Uwielbiałam teatr, pozę, którą przyjęłam, tajemniczość, wielkopańskie gesty i powiew śródziemnomorskiej świeżości, który się za mną ciągnął. To było coś zupełnie innego od Aigle. La Volpe była wolna od kpin, szyderstw i nieprzychylnych opinii. Była kimś zupełnie innym. Spokojniejsza, bardziej rozważna, dokładnie wszystko obserwująca, a co najważniejsze, tak samo skuteczna jak Orlica. Może nawet bardziej od Królowej Wiatru. Kradzież miraculum Lisa Swallow była fenomenalnym pomysłem.

- To prawda, że Kot zaprosił wszystkich posiadaczy miraculi? - zapytała zaciekawiona Arleen.

- Podobno - mruknęłam, zastanawiając się, czy przy Mad powinnam trzymać się wyuczonej roli Lisicy z Tivoli z lakonicznym słownictwem, która odzywała się tylko wtedy, gdy było to absolutnie potrzebne, aby roztaczać wokół siebie nimb tajemniczości. 

   Cóż... Chyba świat się nie zawali, jeśli La Volpe w trakcie Sylwestra będzie ciut bardziej rozmowna niż zazwyczaj. Zresztą, Diablica i tak wiedziała, kim byłam, dlatego udawanie przy niej nie było już takie zabawne.

- Aż dziw, że wydali mu ponad połowę szkatuły - mruknęła zaskoczona nastolatka, unosząc brwi. 

- Zrobił wielkie, kocie oczy i GaMa dała się nabrać - wzruszyłam ramionami, śmiejąc się w duchu z tego, że prawdopodobnie wnuczka Mistrza Fu podarowała blondynowi magiczną biżuterię tylko dlatego, ponieważ nie był cudowną Biedronką, którą tak uwielbiał jej dziadek.

- Jak ja byłam Panterką , to jedyne co mi moje kocie oczka zapewniały to ciastka miodowe - parsknęła śmiechem Mad.

-  Może znajdziesz tu coś podobnego. Burmistrz raczej postarał się z jedzeniem - wskazałam głową na ustawione szwedzkie stoły, przy których chłopak w stroju małpy wycierał garnitur mężczyźnie łudząco podobnemu do jednego z moich wujków. 

   Możliwe, że to był jeden z moich wujków... Mleczne włosy, blada skóra, postawna sylwetka i drogi garniak. Wyglądał jak jeden z wielu z Familii, ale tak mógł przecież prezentować się każdy poważniejszy biznesman. Gdyby posiadał jakiś lisi emblemat typu szal, pierścień, pas lub broszka lub gdyby jego dłoń znaczyła głęboka blizna po Rytuale Przyjęcia, wtedy z całą pewnością mogłabym stwierdzić, że ten człowiek należał do mojej rodziny.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz