22 rude kasztany

31 3 0
                                    

CZARNY KOT*

   Zamachałem nogami w powietrzu, aby choć trochę rozruszać zmarznięte kończyny. Był grudzień, piąta nad ranem, wszędzie panował mrok i chłód, a ja siedziałem na dachu Łuku Triumfalnego ponad pięćdziesiąt jeden metrów nad poziomem morza, wystawiając się na działanie niskich temperatur. 

   Ze zniecierpliwieniem ponownie sięgnąłem po koci kij, aby sprawdzić godzinę. Według zegarka na urządzeniu La Volpe nie była spóźniona, nadal pozostawało jej dziesięć minut do umówionej godziny. Miałem jednak nadzieję, że zjawi się prędzej niż później, gdyż wolałem nie doświadczać na własnej skórze hipotermii, choćby mieli mi za to zapłacić. 

   Możliwe również, że Lisica z Tivoli znajdowała się już na miejscu, ale nie ujawniała swojej obecności, czekając na sposobność do wyskoczenia i przestraszenia mnie. To by mogło być w jej stylu, zwłaszcza, że Jeanne, jak nazywała ją Aigle, kojarzono właśnie ze zjawianiem się dosłownie znikąd i przyprawianiem ludzi o zawał. 

   Nagle na wyświetlaczu kija pojawiła się ikonka z lisim ogonem, symbolizującym właścicielkę miraculum iluzji. Gdybym posiadał jej zdjęcie, to pojawiłoby się zamiast owego charakterystycznego znaczka. Marszcząc brwi, nacisnąłem zieloną słuchawkę, aby odebrać przychodzące połączenie. Momentalnie na ekraniku ukazało się oblicze Włoszki, przykryte standardowo głębokim kapturem i przystrojone kpiącym uśmieszkiem. 

- Ciao, bella! - przywitałem się z szerokim uśmiechem, starając się nie szczękać zębami - Dzwonisz, aby spytać się o drogę do Arc de triomphe? 

- Nie - odparła lakonicznie dziewczyna, wzruszając ramionami. 

- Co więc takiego wydarzyło?

- Spotkajmy się na cmentarzu - oznajmiła. 

   Miałem wrażenie, że doszło do pomyłki. Z jakiego powodu La Volpe miałaby prosić mnie o przyjście na żalnik, skoro Aigle jasno wyraziła swą wolę umówienia nas przy Łuku Triumfalnym? Możliwe, że Jeanne działała na własną rękę i nie we wszystkim słuchała się Orlicy, ale jaką różnicę sprawiało jej przyjście do innego miejsca niż wyznaczone? 

- Mieliśmy się spotkać przy Arc de triomphe... - zauważyłem.

- Mieliśmy - potwierdziła skinieniem zakapturzonej główki. 

- Czyli nadal się tu widzimy?

- Widzimy się na cmentarzu - oznajmiła, po czym... zwyczajnie zakończyła połączenie.

   Zamrugałem kilkukrotnie, nie bardzo ogarniając, co się właściwie wydarzyło. La Volpe bez żadnego powodu zmieniła lokalizację i jeszcze nie raczyła poinformować mnie o dokładnym adresie. Jej "cmentarz" na nic się zdawało, gdyż w Paryżu było kilka miejsc służących do składania martwych ciał. Mogła mieć więc na myśli nieistniejący już Cmentarz Niewiniątek, na którym sprzedawano warzywa, słynny i wciąż działający Père-Lachaise, a nawet Panteon, w którym leżały szczątki takich osobistości jak Maria Skłodowska-Curie czy Aleksander Dumas. 

   Nie było jednak rzeczy niemożliwych do wykonania. Przypomniałem sobie jak prawie trzy lata temu miałem zająć się śledzeniem Kima Chiên Lê, chroniąc go tym samym przed pożarciem z rąk, a raczej z łap wściekłego Pantermana, którego dumę Wietnamczyk uprzednio uraził, co spowodowało akumizację mężczyzny w istotę zdolną do teriantropii. W tamtym przypadku przykleiłem pluskwę do bluzy chłopaka, aby ułatwić sobie zadanie, jednak w tym postanowiłem po prostu sprawdzić, czy kij sam nie namierzy Lisicy z Tivoli, co też skrupulatnie uczyniłem. Na moje szczęście, pozycja Włoszki była doskonale widoczna. Dziewczyna znajdowała się w szesnastej dzielnicy zwanej Dzielnicą Bogaczy.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz