Ryszard z Luki lub Luka z Ryszarda ( Romantica cz. 4 )

30 5 0
                                    

BIAŁA PANTERA*

   Oparłam dłonie o parapet, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Od ziemi dzieliło mnie kilka metrów i skok z takiej wysokości mógłby się skończyć nieszczęśliwie, a w moim przypadku jeszcze gorzej niż u statystycznego człowieka, zważając na fakt, że nadal trzymano mnie w szpitalu z powodu urazu głowy. Przygryzłam niepewnie dolną wargę. Nie podobała mi się ta sytuacja.

- O co chodzi? - spytał Ryś, opierając się o ścianę i zerkając na mnie ciekawie.

- Musimy wyjść, a tutaj jest za wysoko. Nawet nie mam pojęcia, jak się korzysta z mojej mocy... - odparłam cicho zawstydzona swoją olbrzymią niewiedzą. 

- Bardzo łatwo. To wręcz intuicyjne, ale tylko u... - zastanowił się nad doborem odpowiedniego słowa - normalnych miraculi.

- To znaczy? - zdziwiłam się.

- Irbisy... Są specyficzne - podrapał się po karku - Wy władacie lodem, ale to nie jest wasza główna moc. Ta pomniejsza, czyli używanie śniegu faktycznie może wyglądać intuicyjnie, ale ta najważniejsza wymaga skupienia - wyjaśnił powolnym tonem - Chodzi mi o to, że... Twoje miraculum wymaga od ciebie finezji i kreatywności. Ono się ciebie posłucha tylko wtedy, gdy będziesz pewna i zdecydowana tego, co robisz. Słyszałem kiedyś o pewnej bohaterce, Turuncu Tilki, jeśli mnie pamięć nie myli. Ona korzystała ze swojej mocy po wypowiedzeniu formułki i voila! Tworzyła iluzję zgodną ze swoimi oczekiwaniami, ale miała wtedy tylko 5 minut do przemiany zwrotnej. Ty masz nieograniczony czas. Pojmujesz?

- Tak, pojmuję - kiwnęłam głową - Jednak to wcale nie oznacza, że wiem, co należy zrobić. Pokażesz mi, jak ty używasz swojej mocy? 

- Oczywiście, Królowo Zimy. Patrz i ucz się - oznajmił, wyciągając za pasa zgrabny pędzelek - Na Chłopickiego! - nagle Ryś walnął się w czoło z taką siłą, że aż odgiął mu się daszek od czapki - Potrzebuję kartki... Bez tego nic mi nie wyjdzie.

- Poczekaj chwilę... - mruknęłam, sięgając do torebki.

   Ostatnimi czasy non stop ktoś mnie odwiedzał. Najczęściej byli to rodzice i siostra, którzy przynosili mi rozmaite rzeczy. Jedną z nich był zapisany dziwnymi wierszami notatnik. Osobiście nie pamiętałam, abym wcześniej zajmowała się takimi rzeczami jak poezja, ale wolałam w to nie wnikać. Po prostu wyrwałam z zeszytu kartkę, a resztę schowałam na właściwie miejsce.

- Proszę - powiedziałam, podając mężczyźnie kawałek papieru. 

- Dziękuję - uśmiechnął się i wziął się za malowanie.

   Gdy skończył rysować swoim zaczarowanym pędzlem, położył obrazek na łóżku i odsunął się. Następnie wycelował włosiem w swoje dzieło i donośnie krzyknął "Realistyka". Zaraz potem kartka zalśniła i... przemieniła się we mnie, leżącą na boku i przykrytą kołdrą. 

- Jak ci się podoba? - zapytał dumnie Ryszard, łapiąc się pod boki - Od dawna już nie tworzyłem, więc mogło wyjść koślawo. 

- Jest dobrze - mruknęłam zdumiona z lekko otwartymi usta - To jest... magiczne. 

- Bo to jest magia, moje dziecko - zaśmiał się, klepiąc mnie po ramieniu, co odczułam jako przeszywający chłód - Teraz Dershan w ogóle nie zorientuje się, że nas nie ma, więc możemy gromić najeźdźcę aż do obchodu lekarskiego. 

- Gorzej, jak zamknie okno... - powiedziałam - Jest grudzień, śnieg, będzie mu zimno, a my wtedy nie będziemy mieli wejścia.

- Coś wykombinujemy - wzruszył ramionami - Teraz musimy się stąd wydostać. Wskoczymy na to drzewo - rzekł, wskazując na mirabelkę rosnącą nieopodal.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz