Tańcząca z głowami

23 6 4
                                    

AIDA*

- Jak się czujesz? - drzwi kajuty otworzyły się nieznacznie, wpuszczając do środka chłopaka w jeansowej bluzie narzuconej na białą koszulkę z czarnym wizerunkiem jakiegoś rozczochranego lwa. 

   Nastolatek uśmiechnął się lekko, wchodząc do pomieszczenia, jakby był u siebie, co było w sumie prawdą, ponieważ mój pokój mieścił się w jego rodzinnym statku, zacumowanym u brzegu Sekwany. Zawsze to jakaś namiastka wody, w której spędziłam większość swojego życia.

   Izba nie była duża, jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że pokoik prezentował się wcale przytulnie. Jasne ściany dodawały mu uroku i wnosiły życie, zwłaszcza, gdy miasto za okrąglutkim, maleńkim okienkiem kładło się do snu. W kącie pomieszczenia znajdowało się ciemne biurko z jakimś owalnym przedmiotem, świecącym po włączeniu odpowiedniego guzika oraz czymś, co wyglądało jak płaski prostokąt. Po lewej stronie mebla stała również mała, drewniana komódka na ubrania. Nie było ich dużo, zwłaszcza, że przybyłam do Paryża z tylko jedną, białą sukienką, ale na szczęścia przyjaciółka rodziny wpadała prawie codziennie, aby sprezentować mi swe nowe dzieło, w którym miałam chodzić.

- Lepiej - mruknęłam, unosząc głowę na łokciu i z zaciekawieniem obserwując Lukę, który właśnie podejmował wariackie próby zamknięcia drzwi butem i to w taki sposób, aby nie wypuścić z rąk talerza z kanapkami.

- Miło mi to słyszeć. Niedługo powinnaś stanąć na nogi - oznajmił, trzaskając białym skrzydłem.

- Obawiam się, że dojdzie do tego dopiero wtedy, gdy stopnieją śniegi - westchnęłam - Nie nawykłam do mrozu. Nigdy w ogóle nie widziałam takiej pogody.

- Nigdy nie widziałaś śniegu? - zdziwił się, kładąc talerz z moim śniadaniem na stoliczku miniaturowym jak wszystko inne na statku.

- Gdzie miałam go widzieć? Pod - w dokończeniu zdania przeszkodził mi potężny, rwący płuca kaszel, który wstrząsnął całym ciałem z taką mocą, że musiałam się unieść, aby móc złapać tchu.

- Napij się - powiedział spokojnie błękitnooki, chwytając za napełnioną wodą szklankę, ale jedyną reakcją, jaką ode mnie otrzymał, było spojrzenie pełne wyrzutu.

   Ciekawe, jak on to sobie wyobrażał? Musiał mieć rację z tą wodą, ale nie widziałam możliwości, aby się jej napić przy takim napadzie kaszlu. To nie mogło być wykonalne. 

- Salomé... - Luka widząc, że jego wysiłki pozostały głuche na prośby i całkowicie bezowocne, odłożył naczynie w pierwotne miejsce i opiekuńczo położył dłoń na moich plecach - Oddychaj. Nie hiperwentyluj, bo zabraknie ci powietrza i będziesz mieć duszności. Wdech i wydech. Tak, dobrze. Jeszcze raz, ale wolniej, spokojniej... Powolutku... Idealnie.

- Dziękuję... - szepnęłam cicho pomiędzy głębokimi oddechami.

- Nic nie mów, aby nie pogorszyć - odparł - Napij się za kilka minut tej wody. Będzie mieć zbawienny wpływ na twoje gardło. I nie martw się, nie jest zimna - powiedział, puszczając mi oczko - Właśnie... Zapomniałbym. Masz gości. Oczywiście, jeśli nie czujesz się dobrze, to przekażę im. To jak?

   Nie mogąc mówić, uniosłam sugestywnie kciuk w górę, aby zasygnalizować Luce, że zgadzam się na towarzystwo jego siostry i koleżanek, o ile te nie boją się żadnych agresywnych zarazków. 

- Świetnie - kiwnął czarno-niebieską czupryną, otwierając drzwi - Możecie wejść! Salomé jest wyjątkowo przytomna!

   Do pokoju nieśmiało wkroczyło kilka dziewcząt znacznie młodszych ode mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy mieszkałam w Ameryce nie widywałam zbyt dużo osób w tak młodym wieku. Zazwyczaj na moją dziką plażę zapuszczali się jedynie szaleni surferzy płci męskiej, którym nie straszne były popisy wśród fal naostrzonych skałami, natomiast gdy płynęłam wzdłuż zatok przy dużych miastach, byłam zbyt daleko, aby móc dokładnie obserwować ludzi. Wszyscy wyglądali jak mrówki.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz