Śmierć za Hiszpanię, chwalebna to zaraza

38 6 3
                                    

LORINE*

   Kiwnęłam się lekko na łóżku, raz w przód, raz w tył, czując jak bujanie koi moje nerwy. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale od momentu, gdy wróciłam do domu, czułam się słabo. Czułam się tak, jakby coś przypalało mnie od wewnątrz. Chyba... Czułam się winna z powodu całej sytuacji, która miała miejsce kilka godzin wcześniej. Nie zasłużyłam na uczucie, którym obdarzył mnie Czarny Kot...

- Mrrrr.... - zamruczała Belyy, zawijając się w kłębek na poduszce - Dawno się tak nie najadłam.

   Kiwnęłam się ponownie, puszczając słowa kwami mimo uszu, co najwidoczniej nie spodobało się stworzonku, bo zerknęło na mnie podejrzliwie błękitnymi jak oczy morskiej bogini Sonii, której łzy, według legend, spływały na ziemię w postaci deszczu, tęczówkami.

- Co ci jest? Bujasz się jak dziad proszalny, któremu odmówiono miski kaszy - mruknął potworek - Słyszałam historię o takim dziadku i nie skończyła się zbyt dobrze.

- Nie wiem... - szepnęłam, wstając z łoża - Po prostu... Coś mnie gniecie w środku, rozumiesz? Mam wrażenie, jakby coś przygniatało mi piersi - jęknęłam, odganiając łzy napływające do oczu.

- To przez tego blond lalusia? - parsknęła Belyy - Naprawdę?

- Chyba... Chyba tak - kiwnęłam głową, próbując się nie rozpłakać - Ja... Ja przecież nie zasługuję na jego miłość. Nie po tym, co mu zrobiłam...

- Nie martw się! Za kilka tygodni świat o nim zapomni - Belyy machnęła lekceważąco łapką, próbując zagrzebać się w podusię. 

- Jak to? - spojrzałam na nią, nie rozumiejąc, co też mogła mieć na myśli.

- No tak to. Przecież odebrałaś mu moc. 

- Co? - jęknęłam, łapiąc się jednocześnie biurka, aby nie zemdleć w najmniej odpowiednim momencie. 

- Użyłaś na nim Mroźnego Pocałunku. Mocy, o której miałam ci nie mówić, ale skoro już ją wykorzystałaś, to coś mi podpowiada, że będziesz pragnęła jakiś wyjaśnień... Czyż nie? - kwami uniosło do góry powiekę w oczekiwaniu na odpowiedź, na co ja jedynie skinęłam zszokowana - Chcesz poznać krótszą czy dł...

- Chcę poznać całą prawdę, którą przede mną ukrywałaś - powiedział twardo jakiś głos, tak bardzo do mnie niepodobny - Znamy się już cztery miesiące, a ja nadal nie mam pojęcia o wielu swych zdolnościach.

- Eh... - westchnęła cierpiętniczo Belyy - Dobrze... Niech ci będzie. Popatrz na swoje miraculum - wskazała na bransoletkę przystrojoną płatkami śniegu - Każda z tych ozdóbek to w rzeczywistości więzienie. Więzienie dla biednych, bohaterskich duszyczek, które ośmieliły się stanąć na drodze twoich poprzedników. Myślisz, że dlaczego niektóre istoty reagują strachem na twój widok? Dzięki mnie, jesteś zdolna odebrać magię innym.

- Kontynuuj...

- Jestem pierwszym kwami, które stworzono - uśmiechnęła się Belyy, przykładając łapkę w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce - Zostałam powołana do życia po to, aby chronić ludzi przed wiecznym zimnem. Wszyscy mnie kochali, a właściwie Jurija, bo to on był Irbisem. Potem jednak klimat się nieco ocieplił, więc i Белый холод przestał być aż tak potrzebny. Wtedy się zaczęło... Pojawiła się Sybbi, kwami Mglistej Pantery, z zadaniem ujarzmienia mgły. Początkowo to zignorowałam, ale gdy lud zacząć lec w stronę Мист, uległam zazdrości. Chciałam przekonać Jurija, aby pozbył się tej całej Мист i udało mi się. Tak prawie, bo ten tuman się w niej zakochał... - Belyy nabrała w miniaturowe płuca powietrza i na chwilę zamilkła, jakby kontemplując nad dawnymi czasami - Jurij i Tatiana zostali małżeństwem i doczekali się uroczej gromadki dzieci, a po ich śmierci miracula trafiły w łapki tej dziatwy. Konkretniej... W łapki Olgi i Michaiła. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz