Sabotażyści z Saint-Denis

40 5 36
                                    

   Adrien cały czas wpatrywał się w ekran telefonu informującego go o zakończeniu połączenia. Rozmowa nie była długa, właściwie sprowadzała się do ostrej, acz uprzejmej prośby o jak najszybsze przybycie chłopaka do posiadłości Strażnika, którą stanowił mały salon masażu przynoszący właścicielowi skromne, lecz wystarczające na utrzymanie dochody. W całej "pogawędce", a właściwie monologu Wanga, Adriena uderzył ton głosu starszego mężczyzny i jego delikatne drżenie zdradzające zdenerwowanie. Oznaczało to, że musiało wydarzyć się coś strasznego, z czym wszechwiedzący Strażnik nie umiał sobie poradzić. Tylko dlaczego prosił o pomoc Czarnego Kota, a nie Biedronkę? Najwidoczniej jednak wydarzenie nie było aż tak istotne, aby kłopotać Biedronsię... Albo co gorsza, Jego Pani coś się stało i jedynie on mógł ją uratować. 

   Chłopak spojrzał zdenerwowany w olbrzymie, delikatnie oświetlone okrągłymi lampkami lustro i westchnął. Bardzo chciałby pomóc, w normalnej sytuacji dawno biegłby już po paryskich dachach w swoim czarnym, lateksowym stroju i frunął po wiecznie błękitnym, niezależnie od pory roku, niebie pozbawionym chmur. W tym momencie pewnie bez wahania wyskoczyłby przez okno, aby nieść ratunek wszystkim potrzebującym, gdyby nie jeden drobny problem... A właściwie kilka problemów, które zwaliły się na niego niczym grom z zeusowej domeny bez żadnego logicznego powodu. 

    Otóż kłopotami, które dotknęły Adriena były niecodzienne zmiany w jego wyglądzie, jak i zachowaniu. Zagubiony nastolatek stał na drżących nogach, przytrzymując się dłońmi zlewu i wpatrywał się w swoje odbicie. Mimo iż przerzucił wcześniej wszystkie książki z pokoju Nathalie, która w swoich skromnych progach skrywała prawdziwą bibliotekę, przejrzał najróżniejsze pliki PDF i artykuły, które zaproponował mu Google, a także Scholar, obejrzał na YouTube kanały prowadzone przez pseudolekarzy pokroju doktora Arno-Loire, który z zapałem lepszej sprawy przekonywał, iż osoby zakażone akumą, tudzież megaakumą Władcy Ciem dalej były niebezpieczne dla otoczenia i należało je izolować, to nie znalazł odpowiedzi na dręczące go pytania. Dalej nie wiedział, dlaczego jego źrenice przybrały kształt kocich szpilek świadczących o syndromie Schmid-Fraccaro typowym dla nieprawidłowej budowy chromosomu 22, nie miał pojęcia, jakim cudem białka oczu przybrały delikatnie zielonkawą barwę, dlaczego paznokcie zaostrzyły mu się niczym wiedźmie ze "Shreka", czemu cały czas miał ogromną ochotę na ryby i mleko, a tym bardziej jakim cudem wyrósł mu długi, czarny, puchaty ogon. Internet nigdy nie słyszał o dręczących go dolegliwościach, na zapytanie o wystąpienie u człowieka ogona wypluwał mu historię Chandre Orama, ale nie było to to, czego szukał. Nic nie tłumaczyło niezwykłego zjawiska, które dotknęło Adriena. Jedno było pewne. Coś sprawiło, że młody Agreste zaczął przekształcać się w kota. Może była to sprawka jakiegoś ulepszonego Pantermana, który zamiast siebie, zamieniał ludzi w zwierzaki? A może to jakiś głupi dowcip Plagga? Opcji było dużo i każda brzmiała równie absurdalnie. 

- Nareszcie zacząłeś robić się przystojny - zaśmiało się kocie kwami, lewitując obok blondyna z kpiącym wyrazem pyszczka. 

- To wcale nie jest śmieszne - westchnął Adrien, kręcąc głową.

- Spójrz na to tak, dziewczyny uwielbiają koty! Nie będziesz mógł się już od nich odpędzić! 

- Wcale nie chcę, aby ktokolwiek mnie uwielbiał - żachnął się chłopak - Po prostu chcę, aby to coś zniknęło! Skąd to się w ogóle wzięło? - spytał, łapiąc się za czarny ogon.

- Na mnie nie patrz. Jesteś pierwszym takim przypadkiem w mojej karierze - prychnął Plagg - Ciesz się przynajmniej, że nie wyrosły ci kocie uszy.

- Uszy mógłbym schować pod czapką - jęknął Adrien - Dlaczego nie mogły wyrosnąć mi akurat uszy? Dlaczego nie uszy? Wolałbym kocie uszy! - miauknął chłopak, zakrywając twarz dłońmi. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz