Rzym w płomieniach cesarzowej Joanny

32 5 10
                                    

CLARISSE*

   Zerwałam się na równe nogi, nie do końca wiedząc, gdzie byłam ani jak się nazywałam, ale melodia "The dance begins" Austina Wintory'ego, którą miałam ustawioną jako dzwonek, skutecznie utrudniała mi dalszy sen. Wręcz na ślepo ruszyłam do pomieszczenia, w którym zostawiłam swoją komórkę, po drodze zaplątując się we własne spodnie, które poprzedniego wieczora miałam na sobie. Nawet nie pamiętałam, dlaczego leżały akurat na korytarzu, a nie jak nakazywały zasady porządku, złożone w kostkę na krześle lub w koszu na brudną garderobę. Ostatecznie jednak doszłam do salonu i stołu ze szklanym blatem, na którym wibrował mój telefon. Nie widząc jeszcze dobrze na oczy, po prostu nacisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.

- Halo? - spytałam zaspanym głosem - Adrien, litości... - odsunęłam na chwilę urządzenie, aby sprawdzić godzinę na wyświetlaczu - Jest 4 nad ranem... Normalnie ludzie śpią o tej porze. Mów, czego chcesz i wracam do łóżka... 

   Blondyn po krótce wyłożył cel swego telefonu, co sprawiło, że jedynie ciężko westchnęłam. Chodziło mu o imprezę sylwestrową... Znowu... Najwidoczniej Agreste miał zamiar prześladować mnie tym temat, dopóki się nie zgodzę albo przynajmniej dobitnie nie wyjaśnię mu, że Aigle nie miała najmniejszego zamiaru na żadne huczne potańcówki. Co innego Aquila, ta wyglądała na dziewczynę żądną poklasku. 

- Nie, nie przyjdę - powiedziałam, czując lekkie zdenerwowanie - Muszę oddać miraculum Lili. Tak, dobrze usłyszałeś, muszę. Adiś... To jest skomplikowana sprawa. Cudem udało mi się odzyskać zegarek, dzięki pomocy Jeanne, a Lila o mało co jej oczu nie wydrapała. Nie... Teraz nie będę ci niczego tłumaczyć... Thor, Zeus, Maria! - uniosłam się - Adrien, jest 4 nad ranem! Obudziłeś mnie, a teraz chcesz, żebym opowiadała ci o moich moralnych dylematach?! Masz tupet jak każdy Agreste! Nie dziwię się, że moi rodzice nienawidzą twojego ojca! - ze złością zakończyłam rozmowę, rzuciłam komórkę na karminową kanapę, która miała być hołdem dla kanapy ustawionej w sieni GaMy i rzuciłam się na mebel. 

   Zmęczona przyłożyłam dwa palce do skroni i westchnęłam. Byłam wykończona wczorajszym wieczorem i marzyłam tylko o tym, aby przespać caluśki dzień, jednak ten zielonooki bufon zrujnował mój genialny plan. Jakby na potwierdzenie mych myśli, "The dance begins" rozbrzmiało ponownie w salonie. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie odebrać, ale w końcu uległam, nie mogąc dłużej znieść dźwięku skrzypiec, który wręcz wdzierał mi się do uszu. 

- Jak jeszcze raz będziesz zawracał mi głowę głupotami... - warknęłam do komórki, po czym odetchnęłam, aby jakoś się uspokoić -  Nie, mnie nie będzie na Sylwestrze. Będzie za to Lila i Jeanne. Rudego jeszcze o to nie pytałam, nie miałam okazji, ale zgaduję, że pewnie się zgodzi, jest dość wyluzowany, jak pewnie zdążyłeś zauważyć. Zróbmy tak... Przekażę Jeanne, aby spotkała się dzisiaj z tobą o... Szósta rano przy Łuku Triumfalnym ci pasuje? Świetnie, to umówię was. Tylko błagam... Jeśli zniszczycie mi miraculum, to ja zniszczę was, zrozumiano? Cudownie. To czekaj o szóstej przy Łuku i uważnie wypatruj Pomarańczowego Kapturka. Jeanne lubi zjawiać się znikąd i niespodziewanie. Yhmm... Jakoś wybaczę ci to, że mnie obudziłeś, ale dobrze ci radzę, nie rób tego więcej, jeśli chcesz zachować rysopis, a obawiam się, że ta piękna buźka to jedyne, co masz wartościowego - zaśmiałam się do komórki - Yhm... Cześć! - odparłam i rozłączyłam się. 

- Myślałem, że Jeanne to ty - usłyszałam nad sobą głos. 

- Thor, Zeus, Maria! Blacky! - podskoczyłam zaskoczona - Ale mnie przestraszyłeś! 

- Wybacz, nie miałem takiego zamiaru - zaśmiał się mężczyzna, opierając się łokciami o kanapę - Po prostu usłyszałem swoje imię, a raczej mój pseudonim artystyczny i postanowiłem przyjść. Kim jest ten wredny Adiś, który postanowił zbudzić cały S.I.E.R.O.C.I.N.I.E.C. o takiej porze? 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz