Niewinne dzieci celem książęcych motylków (Decybeliks cz. 4)

28 7 0
                                    

AIDA*

   Brązowowłosa mulatka z wielkim pieprzykiem nad prawą brwią, który upodabniał ją do barokowych oraz rokokowych władczyń Francji, z triumfalną radością wymalowaną na twarzy niemal z takim samym zapałem, jak owe władczynie były zasymilowane z pudrem, wyciągnęła ku swym przyjaciółkom od serca komórkę z dyndającym u boku breloczkiem przedstawiającym małą biedronkę, aby pokazać im coś przed czym uciekłam z USA.

   Wszystkie dziewczęta nachyliły się nad urządzeniem prawie jednocześnie, nawet Alix, która wcześniej stała pod ścianą i uparcie z kimś czatowała. O ich szybkości i o tym, która była ostatnia na osobliwej linii mety, świadczyły jedynie bujające się przez chwilę kosmyki włosów, wprawione do ruchu przez wiatr. Jako ostatnie zafalowały fioletowe końcówki Juleki, znającą moją historię najlepiej z kilku szczątków opowieści, które udało mi się streścić, zanim sroga zima odebrała mi głos.

   Aby dodać całej sytuacji dramatyzmu, Alya włączyła na maksa głośniki, aby każdy mógł usłyszeć głośne krzyki i westchnięcia autora filmu oraz pobocznych postaci, które zostały złapane przez kamerkę. Mimo iż nic nie widziałam z perspektywy miękkiej poduszki, to doskonale pamiętałam każdą sekundę nagrania, które pewnego wieczoru dostarczył mi Achilles. 

   Ten obraz wrył mi się w pamięć. Oddałabym wszystko, aby moment, gdy czarnoskóry chłopak bez lewej ręki zręcznie przemykał po ostrych skałach i ślizgał się po kamienistej plaży tylko po to, aby pokazać mi film, nigdy się nie wydarzył. Gdyby Achilles nie przyszedł do mnie wtedy, być może skończyłoby się na tym, że przeniosłabym się bym głębiej w otchłań Morza Sargassowego lub po prostu zapadła na dłużej w podwodnej jaskini, którą obrałam za swój dom. Gdyby nie pokazałby mi tego nagrania, siedziałabym spokojnie w USA, zastanawiając się nad większą niż dotychczas liczbą badaczy patrolujących morze na swych białych łodziach. Niestety, znałam prawdę i teraz mogłam już sobie jedynie pluć w brodę oraz wyrywać ze złości włosy. Należało dać fali, która powstała zapewne jako pozostałość po huraganie Matthew, zmieść z powierzchni świata Nowy York oraz kilka nadmorskich stanów, które dość często odwiedzałam w trakcie wielu wycieczek krajoznawczych. Dałam się ponieść emocjom... Gdybym się uspokoiła, to nigdy nie siedziałabym w kajucie, opatulona grubą kołdrą i robiąca za obiekt zainteresowania u niedorosłych podlotków. 

   Wszystkie dziewczynki ponownie pisnęły. Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, który fragment mogły oglądać. Najwidoczniej trafiły na moment, gdy ciemny kształt z nietoperzymi skrzydłami wytrysnął z morza, aby zmierzyć się z nadciągającą falą. Na filmie nie było to widoczne, jego autor nie był posiadaczem żadnego wypasionego sprzętu i jakość pozostawiała wiele do pozazdroszczenia, ale... I tak sprawiało to duże wrażenie, więc nie dziwiłam się ich reakcji.

    Idealnie pamiętałam tamten dzień, mimo iż uczestniczyłam w podobnych incydentach. Moje miraculum pozwalało mi władać na wodą, więc ochoczo z tej umiejętności korzystałam, chociażby w Chile czy Santa Cruz. Ale to tsunami... Było potężne... Sięgało Statule Wolności do połowy szaty, a jak zatrzymało mi się na dłoniach, to pchało mnie przez kilka dobrych metrów, dopóki wreszcie nie stanęło. Rozczepiałam je potem przez prawie 10 minut w taki sposób, aby nie powstały od niej mniejsze fale, które mogłyby zagrozić brzegowi. Kiedyś nikt nie robił z tego takiej sensacji...

- Kto to jest Kapitan Violin? - zapytała nagle Alya, wyrywając mnie ze wspomnień.

- Nie kto inny jak Brāken - uśmiechnęłam się słabo, przykładając dłoń do czoła, aby sprawdzić, czy nadal mam gorączkę.

   Wszystkie nastolatki spojrzały po sobie, najwidoczniej nigdy o kimś takim nie słysząc. Odkaszlnęłam ostro i westchnęłam, powoli wypuszczając powietrze, aby nie dostać ponownego ataku.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz