Deal o barwie miodu

30 7 3
                                    

WŁADCA CIEM*

- Nooro, mroczne skrzydła precz - warknąłem, uderzając wściekle laską o lakierowaną podłogę lekarskiego gabinetu.

Chwilę potem fioletowy garnitur z wysokim, srebrnym kołnierzem zniknął, a jego miejsce zastąpiła zwyczajna piżama, którą zmuszony byłem nosić w trakcie pobytu w szpitalu. Mogłem mówić o niebywałym szczęściu, ponieważ nadal żaden z dziennikarzy nie zainteresował się mą obecnością w publicznej placówce zdrowia, więc i zdjęcia ze mną w roli głównej nie rozpalały wyobraźni co pośledniejszych czytelników plotkarskich gazetek oraz portali internetowych.

- Mój panie - szepnęło usłużnie Nooro, pochylając głowę w poddańczym geście - Może nie powinieneś akumizować osób, które już raz poddały się twej sugestii? Skoro już raz zawiodły...

- Nonsens. W końcu któremuś się uda - rzuciłem sucho, nie zaszczycając kwami spojrzeniem - Następny złoczyńca będzie tak silny, że same jego kroki wprawią budynki w drżenie i dzięki niebywałej mocy, którą ode mnie otrzyma, raz na zawsze zmiecie Biedronkę i Czarnego Kota z powierzchni ziemi! - powiedziałem, zaciskając prawą dłoń w pięść.

- Tak, panie... - zgodziła się fioletowa istotka z oczami wielkimi jak dwa ametysty.

Odwróciłem się na pięcie i zamaszyście otworzyłem drzwi gabinetu, który chwilowo pełnił funkcję mojej bazy.

- Jak zwykle - mruknął kąśliwie żeński głos, na dźwięk którego wszystkie moje biedne narządy bez ostrzeżenia zjechały na sam dół, lokując się z mlaskiem w miednicy - Niepraktyczny, niemyślący, całkowicie pozbawiony jakiekolwiek ostrożności w działaniu. Jeśli twój syn odziedziczył to po tobie, to powinnam mu współczuć dalszego życia.

O ścianę w pobliżu drzwi opierała się Teriza. W pierwszej chwili nie rozpoznałem jej przez burzę gęstych, ciemnobrązowych loków, skrywających jej twarz z niesamowitą pieczołowitością. Nie wyglądała tak nieskazitelnie, jak zazwyczaj się prezentowała w obu swoich postaciach, mimo iż w formie Peahen również miała rozpuszczony włos. Teraz dziewczyna sprawiała wrażenie zabiedzonego kotka, nieszczęśliwej ofiary podstarzałego projektanta mody, który z bezwzględnością wykorzystał wszystkie jej uroki dla własnej lubieżnej potrzeby. Gdybym jej nie znał, to mógłbym uwierzyć w jej wersję wydarzeń, ale złośliwy uśmieszek spierzchniętych warg i pogarda wyzierająca z brązowych tęczówek jednoznacznie zdradzały, że miało się do czynienia z osobą bardzo niebezpieczną.

Aby chronić swój i tak już nadszarpnięty wizerunek, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę pokoju teoretycznie pilnowanego przez policjanta, a praktycznie stojącego dla wszystkich otworem. Wyminięcie groźnej Poison Ivy nie mogło odbyć się bez jej komentarza. Teriza, jak wszystkie jej komiksowe wcielenia, które istniały w innych uniwersach, musiała mieć ostatnie słowo.

- Czy przyszło ci do głowy, że odgrywając te swoje idiotyczne cyrki z ćmami, dasz się nagrać kamerom zainstalowanym w pokoju lekarzy? - prychnęła tak niezobowiązująco, jakby fakt, że szpital naszpikowany był monitoringiem, powinien stanowić dla wszystkich oczywistą oczywistość.

Było to aż nadto oczywiste. Tak oczywiste, że nie należało nawet komentować. Przyśpieszyłem kroku.

- Żadnego dziękuję? - usłyszałem za sobą - Gdyby nie ja, wydałby się twój największy sekret!

- Większy niż gwałt na tobie? - spytałem zimno, zatrzymując się.

- Znacznie większy - zaśmiała się lekko, odbijając się dłońmi od ściany - I znacznie groźniejszy. Co by się stało, gdyby twoja tajemnica ujrzałaby światło dzienne? Pomyślałeś o tym... - poczułem jak drobne dłonie dziewczyny oplatają mi szyję - Gabrielu?

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz