Ołowiane tancereczki w sznurkach lisiego Taaffe

27 5 5
                                    

LA VOLPE DA TIVOLI*

- To należy do mnie! - warknęła La Volpe, zrywając błyskotkę z nadgarstka oszołomionej nagłym atakiem eegalowej traumy Lili, która próbowała zarejestrować rozbieganym wzrokiem miejsce pobytu oszalałego kwami odbijającego się od ścian i zwalającego z niej fotografie, kapelusze oraz maski.

   Lisica zerknęła pobieżnie na zegarek. Nie był uszkodzony. Wyglądał bardzo dobrze, chociaż szkiełko nie lśniło tak jak dawniej, gdy posiadaczką miraculum była Aigle. To jednak powinno się zmienić, zwłaszcza za kilka minut, kiedy wielowiekowe dziedzictwo hinduskich Orłów trafi do właściwej osoby.

   La Volpe olewając badającą trasę pierzastej kulki Lilę i samą pierzastą kulkę przywodzącą na myśl zepsuty samolot jaką był Eegal, odkręciła się na pięcie z zamiarem opuszczenia pokoju taką samą drogą, jaką weszła. Niestety, nie było jej to dane, gdyż niespodziewanie poczuła potężne uderzenie dwóch stóp ( a właściwie botków ) w okolicach żeber. Ból szarpnął całym ciałem Lisicy, która kompletnie nie spodziewała się ataku ze strony Aquili i z pewnym zdezorientowaniem postąpiła kilka kroków do przodu. Na jej nieszczęście, okna były bez szyb, co musiało zakończyć się spektakularnym upadkiem z wysokości trzeciego piętra. La Volpe zachwiała się, przez chwilę wisiała w powietrzu niczym koszykarz gotowy do rzutu, po czym zleciała na dół, ale zamiast rozbić się na chodniku i zmiażdżyć sobie kręgosłup, wykonała przewrót w powietrzu i w zgrabnym fikołku ześlizgnęła się na trawę w parku. 

- Merde - przeklęła pod nosem, orientując się, że tuż obok niej nie leżał wiernie zegarek.

   To nie tak miało wyglądać. Powinna już powolutku dreptać na spotkanie z Aigle, a zamiast tego klęczała na trawie pokrytej rosą, próbując dojść do siebie po próbie zamachu na jej bogate życie. Gdyby Lili udałoby się ją zabić, to być może byłaby winna wybuchowi III wojny światowej. W końcu, gdy zabili gościa z gałęzi Habsursko-Lotaryńskiej, to glob stanął w ogniu. Czy świat naprawdę był wart tego, aby ginąć z powodu La Volpe da Tivoli? Coś jej mówiło, że nie, ale Lila już była godna, aby umrzeć z powodu swej niedoszłej ofiary. Niech tylko wpadnie w jej łapki.

   Aquila w tym czasie z gracją sfrunęła ku Lisicy, której nie omieszkała uderzyć z bumeranga, gdy ta próbowała powstać. Da Tivoli ponownie się przewróciła, tym razem łapiąc się za obolałą głowę. To nie było miłe... Od ciosu cała rzeczywistość jej zawirowała przez co sama Włoszka wyglądała jak jedna, wielka, brązowo-czarna plama. 

- To ty powinnaś stracić miraculum, a nie ja - oznajmiła donośnie, pochylając się nad leżącą La Volpe - Naprawdę uważasz, że Paryż miałby się lepiej, gdybym pozwoliła ci ukraść mój zegarek? Czy to nie ty jesteś odpowiedzialna za kradzież "Mona Lisy" i zniszczenie szklanej piramidy w Luwrze? Hm? 

- To nie byłam ja - wzruszyła ramionami czarnowłosa, nie mogąc się w końcu powstrzymać od komentarza, który cisnął się jej na język.

- A kto?

- Iluzja, moja droga Lisico. Będąc zaakumizowaną w podróbkę dawnej Rudej Kitki, powinnaś wiedzieć na czym polega moc Mirażu.

- Co to ma niby do rzeczy? - spytała, muskając palcami zawieszkę z lisim ogonem, która zwisała z kaptura da Tivoli.

- Między innymi to, że zaraz cię pokonam - uśmiechnęła się uroczo La Volpe - I to w dwóch słowach. Miraż! - krzyknęła, przykładając flet do ust.

   Błysnęło i to tak potężnie, że Aquila siedząca okrakiem na La Volpe musiała zasłonić oczy wolną ręką. Gdy już ją odjęła od powiek ze zdumieniem zamrugała. Nie były w Paryżu. Były w całkowicie innym miejscu. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz