Rozdział

426 21 8
                                    

Zdezorientowana siedziałam na łóżku.
Nie wiedziałam co się właśnie dzieje.
W jednej chwili byłam w starym Hawkins
A chwilę później znów w nowym domu.

Lecz Mike był ten sam.
Przez chwilę było jak kiedyś...
A potem...

Chciałam teraz płakać.
Chciałam się rzucać i krzyczeć.
Chciałam z powrotem mojego Hoppera.
I mojego Mike'a.
Chciałam z powrotem moich przyjaciół.
I moje Hawkins.
Chciałam z powrotem to wszystko.
A przede wszystkim chciałam się przytulić...
Ale Mike wyszedł.

Znowu...

podszedł do mnie i przykucnął przy moim łóżku, oparwszy się wcześniej o moje kolano.
-Wszystko dobrze, mała?
Pokiwałam głową w odpowiedzi.
-Zły sen?
-Wizja.

Mężczyzna długo się nie odzywał i z początku myślałam ze po prostu mnie nie zrozumiał.
Po chwili jednak pokiwał głową w zamyśleniu i odparł.
-Dziś jest siódmy dzień twojego szlabanu. Jeśli chcesz coś zrobić z tym-wskazał na mnie-oraz z tym potworem w centrum handlowym...proszę idź-urwał. Patrzył się chwile w milczeniu na moją zieloną pościel.
Kiedy na powrót podniósł wzrok lśniły w nich troska i zmartwienie...
-Ale kiedy będziesz walczyć ze złem...proszę uważaj na moją małą dziewczynkę...
-Twoja mała dziewczynka jest nie aż taka mała-uśmiechnęłam się.
Następne co powiedział odblokowało wszystkie zapory.
Wszystkie próby powstrzymania płaczu poszły się bujać. A ja rozpłakałam się rzewnie i wpadłam w jego ramiona.
Mężczyzna spojrzał na mnie, następnie na siebie, po czym wyszeptał.
-Ale zawsze będzie...

Po paru minutach policjant odezwał się znowu.
-Ale stary tatusiek, czasem nie może się pogodzić z tym ze masz już...chłopaków, lub robisz inne dziwne rzeczy.
-Chodzi ci o...całowanie?
-Ummm...tak. Nie rób tego.
-Co? Dlaczego?-zaśmiałam się, lecz szeryf był całkowicie poważny. Gdy zobaczył ze się śmieje, jego twarz przeciął słaby uśmiech.
-A przynajmniej kiedy ja nie patrzę-nie sądziłam ze mówi poważnie.
Mówił.
Naprawdę tego chciał.

Pokiwałam głową, a Hopper wstał i wyszedł.
-Tato?

Coś ciążyło mi gdy o nim myślałam.
Ciągnęło mnie w dół.
W przepaść.
Lecz ja nie chciałam spadać.
Nie chciałam spadać sama.
A jak narazie nikt nie nadchodził...

Jednak mój umysł jeszcze nie skończył się nade mną znęcać.
Jeszcze nie zaczął, a kolejna porcja wyciskających łez wspomnień wpadła do mojej głowy...

-Nie płacz tato. Bo ja tez się popłacze. Zrobiłam coś źle?-słyszałam jak łzy powoli zniekształcają mój głos.
-Nie, po prostu...Spędzaliście tyle czasu...myślałem ze już...już nie będziesz chciała spędzać czasu ze staruszkiem...ze będziesz wolała swoich przyjaciół, czy chłopaków...A tu proszę, moja mała dziewczynka jednak nie jest jeszcze taka dorosła...

Mężczyzna szorstkim kciukiem, lekko drapiąc skórę mojego policzka, otarł ostatnią łzę, którą nie zdążyła wsiąknąć w zieloną koszulę chwilę wcześniej, gdy go przytulałam, ani chwilę później, gdy znów rzuciłam mu się w objęcia.
Nigdy nawet nie pomyślałam o tym, ze mój opiekun mógłby borykać się z takimi problemami.

Ze mógłby się o mnie tak martwić.
tak troszczyć...

Do pokoju wpadł Mike, a pierwsze o czym pomyślałam kiedy go zobaczyłam, to ze znów płaczę.
Ciągle płaczę.
Nic tylko płaczę.
Skąd on ma na to jeszcze nerwy...

-El zobacz co...co się stało?-jego głos zmiękł diametralnie.
Nie wiem czy coś miedzy nami się poprawiło, czy to po prostu był Mike...

Chłopak kucnął przy mnie, a ja wycierałam w pośpiechu oczy. Byle nie musieli trgo dłużej znosić.
-Co się stało?-spytał ponownie, spokojniej.
Pokrecilam tylko głową w odpowiedzi, a Mike przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
Dokładnie pamiętałam słowa, które wypowiedziałam kilka chwil temu.

-Masz racje Mike, nie chroniłsz mnie jak on. Ale nikt inny mi nie pozostał..."

Byłam ich świadoma.

A mimo to wyplątałam się z jego objęć i, zupełnie poważna, usiadłam naprzeciwko chłopaka. Widziałam w jego spojrzeniu podejrzenie, a nawet szczyptę obaw.
-Przepraszam Mike-przez jego twarz skradał się grymas niezrozumienia.
-Za wszystko co się miedzy nami działo. Nie chcę się już kłócić.
Podałam mu rękę z cichą nadzieją by ją przyjął.

Mike chwilę siedział osłupiały, ale po chwili zgarnął mnie w uścisk. Uśmiechnęłam się lekko i tez go objęłam.
-Ja tez przepraszam El. Dobrze ze doszłaś do tego ze nie chcemy się kłócić...
-Słucham? To ty zacząłeś tą kłótnię-stwierdziłam oburzona.
Chłopak tylko zaśmiał się i założył mi kosmyk za ucho.
-Witaj z powrotem Eleven.

Milevens wayWhere stories live. Discover now