Rozdział 102

316 25 13
                                    

Wyszedłem ze szkoły i nie miałem pojęcia gdzie się teraz skierować.
Od chwili zadzwonienia dzwonka na koniec lekcji rozpoczęła się szalona ucieczka przed maniakalną brunetką o piwnych oczach.
Jednocześnie nie miałem pojęcia gdzie miałbym się spotkać z Lil. Skłamała.

Stanąłem na dziedzińcu, gdzie spotkaliśmy się rano. Moje myśli galopowały ku drobnej sylwetce o spływających do pasa złotych włosach i zielonych oczach.
Usłyszałem z tyłu kroki.
Nie dbałem już kto to jest.
Nie ryzykowałem obejrzenia się za siebie.

Wyprułem do przodu w stronę nadjeżdżającego autobusu. Dałem porwać się przez tłum atakujący wąskie drzwiczki...
Jak morze porwali mnie nastolatkowie pragnący oddalić się ze szkoły jak najszybciej.
Wysiadłem pod domem i szybkim krokiem udałem się do małego, zadbanego domku, jednego z wielu.
Brązowe włosy kłuły mnie w oczy, a ja powstrzymywałem pokusę odwrócenia się i spoglądnięcia na pojazd wiozący moich znajomych i przyjaciół.

Z jednej strony miałem przed sobą rzędy malutkich, jednakowych domków, a z drugiej, piękną łąkę o której istnieniu mało kto wiedział, na której stał wielki dąb, skąd rozpościerały się najpiękniejsze w Brooks zachody słońca...
Jednak ta łąka miała symboliczne znaczenie.
Na tę łąkę trzeba było mieć z kim iść.

Wszedłem do pokoju i rzuciłem plecak na ziemię. Obrzuciłem siedząca na łóżku szatynkę krótkim spojrzeniem.
Była sama.

-Gdzie Mike?
-Wyszedł na chwilę.
Uniosłem brwi w niemym zdziwieniu, lecz dziewczyna nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi, bardzo skupiona na pleceniu warkoczy z krótkich, czekoladowych pasemek opadających do jej ramion.
Z fascynacją oglądałem pracę jej palców.
Ile wyczucia wymagało od niej to zajęcie, żeby nie zrobić fryzury krzywo, a jednocześnie uchwycić wszystkie włosy...
Wziąłem w palce własne kosmyki i zastanawiałem się na ile szalony ktoś musiałby być, żeby podjąć się zaplecenia ich.

Moją głowę przewiercała myśl, co takiego Mike miał do załatwienia ze nie zabrał ze sobą El.
Przecież odkąd przyjechał trzy dni temu nie odklejały się od siebie ani na chwilę.
Ewentualnie naprawdę krótką chwilę...

Zazdrościłem im.
Zazdrościłem Mike'owi.
Zazdrościłem El...
Zazdrościłem im ze mają kogoś z kim są aż tak blisko.
Kiedyś byliśmy równie blisko z Mike'iem, Lucasem i Dustinem, lecz...

Dorośliśmy, a  po tej przyjaźni nie zostało ani śladu.

Zatapiałem się w ciepłych, znajomych ramionach mojej przyjaciółki nostalgii.
Zatrzeszczała krótkofalówka...
Przekręciłem na kanał 13, a szum ustał.
To nie ten kanał...
Zakwitła we mnie ziarenko ekscytacji, po plecach przebiegł drobny dreszcz.
Gałka kręciła się dalej aż zatrzymała się na jednym z kanałów.
Urządzenie wciąż trzeszczało...
Moje palce zaczęły drżeć.
Niczym koc, ogarnęło mnie zimno.
Z trzeszczącego nadal pudełka wydobył się głos. Znałem ten głos...
To ten głos brzmiał w moich uszach przez poprzednie tygodnie.

-Willy. W najwyższym miejscu w Brooks. Za godzinę...

Wszystko ustało.
Nastała cisza.
Krótkofalówka trzęsła się.
Spojrzałem na zegar na ścianie.
To nie krótkofalówka.
To moje ręce się trzęsły...
Ponownie spojrzałem na zegar.
Godzina...

Porwałem do rąk trzeszczące pudełko i wybiegłem z pokoju po mapę, trzymaną w gablocie w salonie.
Nie zwróciłem najmniejszej uwagi, ba!
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, z kasztanowłosej, czekoladowookiej dziewczyny siedzącej na drugim łóżku, dokładnie obserwującą zaszłą sytuację z szeroko otwartymi oczyma...

Rozłożyłem mapę na stole i gorączkowo zacząłem szukać „najwyższego miejsca".
-Will, kładę tu właśnie obiad. Weź to!
-Tak, tak. Nie teraz mamo-zignorowałem ją.
Mój palec jeździł po mapie w tę i z powrotem.
Gdzie było „najwyższe miejsce"?
-Co tu się...
-Johnatan! Gdzie jest najwyższe miejsce w Brooks?
-Spokojnie młody. Dostałeś wypieków.
-Pomóż mi bracie!
-Ja niewie...
-Mamo...-odwróciłem się do niej z błagalnym spojrzeniem.
Kobieta wytarła brudne od mąki ręce i podeszła do mapy rozłożonej na całą długość stołu. Przez chwilę jej ręka błądziła po kartce tak, jak wcześniej moja.
Przez chwilę miałem nadzieję, ze wie gdzie to...

-Nie mam pojęcia!-westchnęła z irytacją.
Opuściłem głowę, a moje przydługie włosy opadły bezwładnie na mapę miasta.

Podkładałem z powrotem skrawek papieru i włożyłem do kieszeni. Ubrałem buty i zabrałem krótkofalówkę.
-Gdzie idziesz Will? Obiad na stole.
-Poszukam Mike'a. Długo nie wraca...
Bzdura.

___________________________________
Hej, hej. Przepraszam za taką przerwę, ale chyba tracę wenę...
Mam nadzieję ze docenicie ten rozdział, pomimo ze to gowno...
💋🖤🖤🖤🖤💋

Milevens wayWhere stories live. Discover now