Rozdział 44

465 36 12
                                    

Otwieram oczy.
Światło mnie oślepia.
Czyżby był już ranek?
Tak długo byłam w Hawkins?
Przesuwam się nieco na posłaniu i czuję wilgoć.
Spoglądam w dół.
Czerwona, nieprzyjemna wilgoć.
Skąd się wzięła?
Odruchowo dotykam nosa.
Zakrwawiony.
Uszy?
Zakrwawione.

Ale aż tak?
Jedno było pewne.
Muszę kogoś spytać o radę...
A tym kimś na pewno nie będzie Hopper.
I doskonale wiedziałam do kogo się zwrócę...

Upchnęłam jednym szybkim ruchem zakrwawiony koc w szafie i wyszłam przez okno.
15 minut szybkiego biegu i byłam na miejscu.

Zapukałam energicznie i otworzyła mi uśmiechnięta kobieta.
-Dzień dobry Jane. Zdaje się ze wiem po co przyszłaś-powiedziała i wiedzącym wzrokiem spojrzała na moje ubranie.
Gapa ze mnie mnie. Nie przebrałam się!

Momentalnie cała się zaczerwieniłam i weszłam szybko do środka.
Pokierowałam się od razu do białych drzwi. Bez wahania otworzyłam je i odruchowo usiadłam na łóżku.
Zaraz jednak przypomniałam sobie co wciąż mam na sobie i wstałam prędko.

-Co się stało Jane?-spytała dziewczyna.
-Potrzebuję pomocy-teraz już na bank przypominałam pomidora.
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem, przynajmniej tak z początku myślałam, bo chwile później wybuchła śmiechem.
Obeszła mnie dookoła i spojrzała na spodnie.
-Jesteś zakrwawiona-stwierdziła.
Wow. Ale odkrycie.
-Tyle to nawet ja wiem.
Znów zachichotała.
-Dlaczego się śmiejesz?
-Bo...Nie zadawaj głupich pytań!
Teraz to ja się śmiałam.
Lillian nie powiedziała ani słowa w czasie dokładnych oględzin, więc nie wiedziałam co mi się stało.

Po chwili po prostu podeszła do szafy i wyjęła z niej kilka rzeczy. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu był wśród nich ręcznik.

Rzuciła mi niebieskie, pasiaste spodnie kończące się w talii i śliczną żółtą bluzkę kończącą się w połowie brzucha. Kiedy się przebrałam sprostowała mi włosy i ułożyła w wysokiego kucyka. Następnie posadziła przy toaletce i nałożyła na twarz coś tak świecącego, ze gdy się uśmiechałam wyglądałam jak gwiazda.
Co z resztą dziewczyna sama stwierdziła. Zajmowała się mną jak mama swoim dzieckiem.

Siedziałam cierpliwie i czekałam.
Lil skończyła i odwróciła się, ale po chwili jakby sobie coś przypomniała.
-Jane, pokaż jak odwiedzasz Mike'a.
Jej wypowiedź zupełnie mnie zaskoczyła, ale mimo to pokiwałam głową i machnęłam na nią ręką by podeszła bliżej.
Wytłumaczyłam jej, ze nie sprawię by przeniosła się tam ze mną, ale może jeśli będzie trzymać mnie za rękę sama poczuje choć odrobinę tego co ja.
Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem i ujęła moją dłoń.

A ja zamknęłam oczy.

Jestem.
I choć zatraciłam się w czasie, miejscu i świadomości, nadal czuję na sobie dłoń przyjaciółki.

Odnajduję w głowie Mike'a.

Siedzi na kanapie w jakimś domu i rozmawia z Lucasem.
W jakimś obcym domu.
Innym domu.

To nie dom Wheeler'ów.

Przycupnęłam ostrożnie koło nich i wsłuchałam się w ich rozmowę.

Mówili o Willu.
O czwartym członku ich grupy.
O tym którego nie zdążyłam poznać.
O tym którego pomagałam im szukać.
O tym który był po Drugiej  Stronie.

Mówili o nim. Z pewnością.
Ale...

Mówili ze im go brakuje.
Ze tęsknią.
Ze jest...martwy.

Milevens wayTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon