Rozdział 11

747 41 4
                                    

-Obiecuję- powiedziałam tylko.
Zmusił mnie! To było nie fair!! Chciałam iść z nim, w końcu bywałam tu teoretycznie częściej niż on! Teoretycznie.
Usiadłam ciężko z powrotem na krzesło na którym siedziałam i myślałam jak by tu obejść obietnicę którą dałam. Po chwili poderwałam się z krzesła uradowana.
Przecież on powiedział żebym była tu kiedy wróci...
A więc mogę spokojnie poszukać Przejścia sama, dopóki tu nie przyjdzie.
Tak!! To jest to! Sama byłam pod wrażeniem genialnego planu, który wymyśliłam. Odryglowałam więc drzwi i ostrożnie obejrzałam się na korytarz.
Sama nie wiem czego szukam...potwora, Mike'a? Czułam się trochę źle z myślą że robię coś wbrew złożonej obietnicy.
Ale...El, ogarnij się! Nie robisz niczego złego. Przecież on poprosił jedynie byś była w tamtej sali, kiedy po ciebie wróci! A więc nie robisz niczego złego.- pomyślałam. Powtarzałam to sobie cały czas jak modlitwę, próbując wbić to sobie do głowy.
Nic złego.
Nic złego.
Nic złego.
Nic złego.
No dalej, El. To nic złego.
Idź przed siebie.
To nic złego.
Znalazłam się już na przeciwległym korytarzu, więc bez sensu było wracać, a postanowiłam ułatwić sobie robotę i po prostu w głowie znaleźć to przejście. Stanęłam na boku. Zacisnęłam mocno oczy i skupiłam się na czarnej przestrzeni mojego umysłu. Szukałam i szukałam...właściwie czego szukałam?
Myślę że dowiem się dopiero gdy to znajdę...
W pewnym momencie poczułam jakby coś mnie szarpnęło.
Ale nie coś stąd, coś jakby...z zewnątrz!!!
Skupiłam się na tym jeszcze bardziej podeszłam jeszcze bliżej...i zobaczyłam to czego szukałam. Z początku było małe, i jakby tylko prześwitywało, ale dla mnie to wystarczyło. Zobaczyłam szybko gdzie jest to tajemnicze coś i pobiegłam tam prędko.
Czułam to mocniej i mocniej, jakby skręcało mi trzewia, szarpało za głowę. Ale zignorowałam to i skupiłam się na Przejściu.
Ale...
Co jeśli mi uda się wyjść z  Drugiej Strony, a Mike tu zostanie.
I co jeśli ja stąd ucieknę, a on przyjdzie do tamtej sali, zobaczy że mnie nie ma, zacznie się niesamowicie martwić i mnie szukać i trafi na demogorgona?!
O mój boże, bez tego chłopaka tutaj, byłoby zdecydowanie łatwiej.
Wróciłam zatem do klasy, gdzie zostawił mnie Mike, usiadłam na krześle, na którym wcześniej siedziałam, owinęłam się jego ciepłą kurtką, i czekałam.
Czekałam. Czekałam. Czekałam. I czekałam.
Wiem, jestem strasznie nie cierpliwa, bo minęło może jakieś 5 minut odkąd tu przyszłam, więc wyobraziłam sobie ile gofrów przyniósłby mi chłopak za każdą sekundę kiedy go nie ma.
No więc teraz zaczęłam liczyć gofry, które wisi mi już Mike.

Naliczyłam 3800 gofrów. To dużo. Oj, dużo...
No, no Mike, szykuj się bo wisisz mi już cały samolot pełny Eggo's.
Po półtorej godziny znudziło mi się liczenie gofrów. Uznałam że gdyby miał mi je wszystkie kupić to chyba by zbankrutował.
A więc wstałam, zaczęłam chodzić po klasie, oglądać ją z każdej strony i robić inne dziwne rzeczy.
Po pewnym czasie drzwi się otworzyły i z impetem wpadła do środka drobna postać.
-Mike?-powiedziałam, niepewnie
-El, jesteś tu? To ja, to Mike- No naprawdę, czy on mnie nie widział?! Czasami nie wiem...a no tak. Nie widział mnie. W końcu stałam w takim miejscu, skąd ja jego widziałam, ale on mnie już nie.
-Tak, to ja. El..leven- wahałam się, czy powinnam mówić na siebie imieniem, które on mi nadał, czy tym prawdziwym?
-El? Chodź szybko. Chyba coś znalazłem- podbiegł do mnie, złapał za rękę i wręcz wypadł ze mną z pomieszczenia.
-Im szybciej wrócimy tym lepiej prawda?- powiedział z uśmiechem. Był taki ładny. Taki pełen nadziei, pomimo wszystkich przeciwności. Ten uśmiech był nawet kiedy działo się naprawdę źle.
-Znalazłem coś.-kontynuował-Myśle że to może być Przejście. Udało się. W końcu stąd uciekniemy.- mówił uradowany.
Kiedy przeszliśmy już niemały kawałek, poczułam znów to szarpanie. Teraz kiedy nie skupiałam się na szukaniu dziury, przez którą można by przejść odczułam że ten ból, to szarpanie, łomotanie, i skręcanie wewnątrz wcale nie było tak lekkie jak mi się z początku wydawało. Złapałam się za brzuch, lecz promieniowanie przeszło na głowę i stało się nieznośne przez co lekko się zachwiałam. Oczywiście zauważył to Mike.
-El wszystko dobrze? Potrzebujesz chwili przerwy?-spytał opiekuńczym tonem.
Od czego przerwy? Czasami go nie rozumiałam.
-Nie wszystko dobrze, idźmy dalej-powiedziałam i nawet słabo się uśmiechnęłam.
Chłopak bez przekonania ruszył do przodu, wolniej niż z początku. Ból nie ustawał, co oznaczało że zaraz stąd wyjdziemy. Pogrążyła się w zamyśleniu i nie poczułam kiedy głowa, brzuch i nogi momentalnie przestały boleć.
-To tu byłem kiedy postanowiłem do ciebie zawrócić. Stąd wydawało mi się ze jest kilka kroków do Przejścia. Ale teraz nic nie czuję. Nie wiem co się stało-popatrzył na mnie ze zmartwieniem w oczach, szukając w moich jakiś odpowiedzi.
-Może idźmy dalej-zaproponowałam.
Mike przytaknął i poszedł prosto korytarzem, ciągnąć mnie za sobą. Kiedy doszliśmy do kolejnego skrzyżowania kilku korytarzy delikatnie pociągnęłam go w bok. Kiedy zaraz po tym niemal przegryzam sobie wargę by powstrzymać się od syknięcia z bólu, wiedziałam że idziemy dobrze. Postanowiłam, że wytrzymam jeszcze trochę.
Dla przyjaciół. Dla Hawkins. Dla Mike'a.

____________________________________
Sorka, ten też mógłby wydawać się przydługi, ale numer rozdziału zobowiązuje❤️❤️11❤️

Milevens wayDonde viven las historias. Descúbrelo ahora