Rozdział 8

828 51 5
                                    

-Hopper?!-krzyknęli wszyscy razem. W sumie to wypaliłam to zupełnie spontanicznie. Myślałam bardziej o Joyce, w końcu ona też wie o Upside Down, ale jednak Szeryf to szeryf, on ma większy zakres możliwości działania.
-Yyyy...taaak.- powiedziałam bez przekonania, nie chciałam się przyznać że wymyśliłam to przed chwilą
-Tak, właśnie tak. To jest Szeryf Hopper.- powtórzyłam już bardziej przekonana.
-Hmmm...w sumie jakby się nad tym zastanowić...to Nancy ma rację.-poparł mnie Johnatan za co byłam mu bardzo wdzięczna, bo ja zupełnie nie miałam autorytetu u tych dzieciaków.
-Ohhhh, nie sądzę żeby to był dobry pomysł, jednak ufam Nancy. Lucas a ty, co sądzisz?- odrzekł Dusti
-Phi, sądzę że to kretyński pomysł! I co pójdziemy do niego i powiemy, że nasz przyjaciel i jakaś przypadkowa gwiazda, znaleziona w lesie, rozpłynęli się razem w powietrzu i prawdopodobnie są w innym wymiarze walcząc z potworem?! Jak to brzmi?!
-Tak jak brzmi prawda.- przerwał mu Johnatan
-Poza tym, nawet jeśli nas nie wyśmieje prosto w twarz, to co on może zrobić?! Przecież to tylko policja ku*wa!- ciągnął czarnoskóry
-Hamuj się Sinclair!-rozumiem że poniosły go emocje, ale nie będę tolerować przekleństw.
-A jeśli już do niego pójdziemy, to czy w ogóle zastaniemy go na posterunku?! Przecież teraz non-stop szwęda się z Joyce Byers, nie wiadomo gdzie są, nie wiadomo co robiąc!!- teraz nawet poprzez ciemną karnację widać było wypieki złości.
-Ej, ogarnij dupę młody bo wyjdziesz! Rozumiesz?- zdenerwował się Johnatan. Nie dziwię mu się.-Jeśli tak ci się nie podoba pomysł pójścia na policję, jaki masz pomysł?- kontynuował najstarszy.
-Nie wiem! Myślałem że to właśnie wy nam pomożecie! A tu się okazuje, że nasz przyjaciel-tchórz zostawił nas wszystkich, dla jeba... dziewczyny! Dla dziewczyny kurde! Dziewczynę, którą zna kilka miesięcy, nawet mniej, wolał od nas, których zna kilka lat!!!!-
Teraz dopiero zobaczyłam jak czują się chłopaki, którzy byli jego przyjaciółmi. Jak to przeżywali. I naprawdę, naprawdę im współczułam. Kierowana instynktem wstałam z łóżka na którym siedziałam i podeszłam do siedzącego na ziemi Lucasa, który resztkami sił powstrzymywał łzy. Przytuliłam go mocno i szepnęłam
-Spokojnie,wiem jakie to ciężkie, i wiem też że Mike to patentowany dupek. To krzywdzące co zrobił...
-I to swoim najlepszym przyjaciołom...- zaciągał nosem chłopak
-...Wiem, wiem jak to jest stracić najlepszego przyjaciela...-teraz sama powstrzymywałam łzy. Wszystko powróciło, wspomnienia, obrazy, dźwięki. Ale nie mogłam się rozryczeć. Teraz to ja musiałam być tą silną, która wszystko trzyma w ryzach.
W pewnym momencie poczułam jak Lucas opiera się o moje ramię, zarzuca ręce wokół mnie, i zaczyna drżeć. Chwilę później w moją bluzkę zaczęła wsiąkać jakaś ciecz. Po spazmach chłopaka rozpoznałam że płacze. Dobrze, niech się wypłacze. Po chwili dołączył do niego Dusti. Też miał łzy w oczach, więc jego również przyciągnęłam do siebie. Było im trudno, bardzo, ale ja to rozumiałam. Pogłaskałam Dustina po włosach i on tez zaczął rzewnie płakać. No więc siedziałam tam i dawałam im czas, którego tak potrzebowali. Później wysłuchałam jak żalili się na swojego przyjaciela i znowu płakali. Siedziałam tam i przeżywałam wszystko razem z nimi, i słowo daję. Kiedy tylko znajdę tego grzyba, porządnie mu nagadam. Chociaż...nie. Chłopcy sami wymierzą mu odpowiednio srogą karę. A patrząc na ich obecny stan, to będzie ona mega ostra. Nawet nie zauważyłam, kiedy Johnatan do mnie przyszedł i szepnął do ucha
-Wspaniała z ciebie matka.-szepnął z uśmiechem. Pewnie gdybym miała wolną rękę walnęłabym go w bok, ale przykro mi. Rąk brak. Chłopcy zasnęli mi na ramionach, więc przeniosłam ich z chłopakiem na łóżko.
-To co, kierunek: posterunek?
-Właśnie tak. Aż ci się zrymowało-zaśmiał się

Milevens wayWhere stories live. Discover now