Rozdział

253 20 4
                                    

-Jane?
Odwracam się do Johnatana.
-Ktoś dzwonił. Ktoś do ciebie. Pytali się o ciebie...
Moje serce zdjął lekki strach, ale opanowałam go i z powrotem schowałam w czeluści mojej czarnej duszy.
-Nie wiesz kto to był?
-Nie poznałem tego głosu, ale myślę...
Nie słuchałam go dalej.
Z impetem weszłam do mojego pokoju i rzuciłam rzeczy na ziemię.
Wzięłam krótkofalówkę, którą Will miał na szafce i ustawiłam na kanale 13.
Naszym kanale...

-Halo?-rzuciłam drżące słowa na sygnał niesiony przez urządzenie.
Czekałam z bijącym mocno sercem, jednak nikt nie odpowiedział na moje wołanie.
-Halo?-powtórzyłam.

Do pokoju wszedł Will więc odłożyłam szybko urządzenie i przeskoczyłam na swoje łóżko.
Chłopak rzucił mi niepewne spojrzenie ale nic nie mówił...

-Zachowujesz się dziwnie od jakiegoś czasu...Wszystko okej?
Wiedziałam o co mu chodzi.
Lekko zawiodłam się na sobie samej, ze nie umiem tak dobrze się maskować jak myślałam.
-Tak. Po prostu...wszystko dobrze.
Mój głos lekko się złamał kiedy to mówiłam, mimo ze tak bardzo tego nie chciałam.
Mimowolnie popłynęłam w stronę ciemnowłosego chłopaka o skórze białej jak śnieg za oknem...
Zatrzasnęłam jednak za nim drzwi mojego umysłu i wyszłam, w biegu łapiąc koc, do chłopaka o czekoladowych oczach skrytych za przezroczystymi szkłami, który już czekał na mnie na zewnątrz.
-Masz wszystko?-spytałam tylko widząc spory przedmiot niesiony przez niego na plecach.
Pokiwał głową i spojrzał na słońce, chylące się ku zachodowi, oblewające świat resztkami swoich barw.
Weszliśmy na najwyższy pagórek w okolicy i rozścieliliśmy koc.
Słyszałam z dołu dobiegające głosy i śmiechy, dotyczące mnie i chłopaka o kręconych jak baranek włosach, lecz zignorowałam je z nadzieją ze ten ich nie słyszał...

Po chwili z dumą odsunął się bym mogła podziwiać urządzenie, zdolne przenikać prywatność gwiazd. Podeszłam do niego niepewnie i spojrzałam na szatyna, a on, dla dodania mi otuchy, kiwnął tylko głową.
Ujęłam teleskop delikatnie w ręce i spojrzałam.
Byłam zafascynowana tym widokiem i stwierdziłam ze są one lepsze nawet niż nasze seanse filmowe.

Czułam się jakby bezkresne niebo ukazało przede mną swoje tajemnice i szczegóły.
Jakbym posiadła w tamtym momencie wszelkie tajemnice świata.
I jakbym była ponad tym...

Uśmiechnęłam się szeroko do właściciela maszyny i przepuściłam go, by teraz on mógł to wszystko poczuć.
-Niezły widok, co?-powiedział nadal podziwiając gwiazdy.
-Fantastyczny...
Chłopak opadł na koc koło mnie i oparł się o grube drzewo za nami.
-Czasem wyobrażam sobie co by było, gdyby po prostu odlecieć...
-Odlecieć?-powiedziałam ciszej.
-Wiesz, zostawić te wszystkie problemy które przytrzymują nas na ziemi i odlecieć. Znaleźć się tam, pośród nich...Nigdy tak nie myślałaś?
-Myślę tak teraz.
Zaśmiał się lecz wciąż także wpatrywał się w atramentowe niebo.
-Czy...ten przyjaciel się odzywał?-spytał po chwili. Bardzo mu zależało na tej informacji...
-Nie.
-Bo za niedługo znów jest wolne, może...
-Wiem-przerwałam mu gwałtownie. Nie chciałam teraz rozmawiać o Mike'u...
                            «««»»»
Jestem.
Cisza ogarnia mnie i moje ciało.
Nagle słyszę krzyk.
Znajomy krzyk...
Odwracam się w stronę głosu i widzę go...
Miota się w czyichś objęciach.
To on krzyczy...
Mój oddech przyspiesza a mnie ogarnia strach.
Podbiegam.

-To pułapka! Musisz im powiedzieć! To pułapka słyszysz! Muszą zawrócić!
-Mike?-mój głos się łamie.
-To pułapka! On ich zabije, to pułapka!
-Mike!

Chce go dotknąć, sprawdzić co się dzieje, chce by na mnie spojrzał, usłyszał...
Lecz jego już nie ma.
Pozostał po nim siwy dym i płynące potokiem łzy...

„To pułapka"-ciagle słyszę.

To nie Mike.
To moje wspomnienia.
Idę chodnikiem i bardzo staram się skupić na drodze.
Lecz nie umiem...

Wychodząc na dziedziniec szkolny ktoś zahacza mnie ramieniem.
Ignoruje go, idę dalej.
Byle do domu...

-Hej Jane. Co ty mnie tak obserwowałaś na chemii? Zakochałaś się czy co?-usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na niego ukradkiem i zobaczyłam szkolną gwiazdę.
Nie wierzę...
Zmieszana odeszłam kawałek, ale chłopak złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
-Podobam ci się. Przyznaj to. Chciałabyś żebym z tobą chodził...

Wyobraziłam sobie samą taką sytuację i poczułam wstręt.
Wstydziłam się samych takich myśli.
Już czułam to gorąco na twarzy i nadciągający, buraczkowy kolor.
-Nie-powiedziałam, mimo wszystko, pewnym tonem-Nie chciałabym ciebie choćbyś był ostatnim samcem na Ziemi...
Blondyn uśmiechnął się podle i spojrzał na kogoś za moimi plecami.
-No tak. Ty byś wolała baranka...
Przyjaciel stanął koło mnie a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
-Już od jakiegoś czasu wszyscy mówią ze jesteście parą. Sprawdźmy czy to prawda...-kontynuował blond chłopak, po czym spojrzał na szatyna i wskazał mnie głową-No dalej kochasiu, pocałuj ją.
Chłopak na początku się wzbraniał, ale ten obiecał mu solidne lanie, wiec z kolejnych kilkunastu sekund pamiętam tylko, ze wszystko zadziało się zbyt szybko.
Czekoladowe oczy spojrzały na mnie ze skruchą, po czym zamknęły się na moment, a kiedy chłopak je otworzył, czerwone usta zbliżyły się do mnie i dotknęły moich.
Nie więcej niż kilka sekund, ale i tak czułam się źle.
Czułam się ciężko.
Zupełnie jakby obwiesił mnie nie pocałunkiem, a ołowiem...

Milevens wayWhere stories live. Discover now