Rozdział 54

449 31 16
                                    

-Kocham cię Mike. Ale miłość nie polega na byciu smutnym i zadawaniu tego smutku drugiej osobie. Na przeżywaniu bólu i zadawania go wzajemnie...

Słyszałem ją.
Czułem jej delikatną dłoń na mojej twarzy.
Ale gdy poczułem jej oddech, tak blisko mnie przeszył mnie dreszcz.

Nie miałem pojęcia, od jak dawna była tak blisko. Był to dla mnie wstrząs ze w ogóle tu była.
Stałem nieruchomo przez cały czas, by niczego nie zepsuć. By jej nie spłoszyć.
By jej nie przestraszyć.
By nie odeszła...

To, ze El była tu ze mną było równie magiczne i nierealne, co istnienie innych cywilizacji.
Mimo to czułem jak jej oddech przyspiesza, a delikatne dłonie odrywają się od mojej twarzy.
Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
El tu była.
Była koło mnie!

Stałem nieruchomo, rozkoszując się jej każdym ruchem, każdym oddechem.

Kiedy odeszła nie wiedziałem z początku co się dzieje.
Dopiero kiedy opuściło mnie jej osobliwe ciepło, rzuciłem się za nią do biegu.

El mnie kocha. Eleven mnie kocha.
Powiedziała mi to.

Kocha mnie.

-Eleven!-zawołałem w przestrzeń, w las, w przepaść klifu, w wodę znajdująca się pod nim.
-Eleven! Eleven! Eleven! Eleven!-powtórzyło echo.
-El gdzie teraz jesteś...

Po chwili rozbrajającego mnie bezruchu usłyszałem szelest krzaków.
Podbiegłem tam i poczułem jak powietrze powoli się zagęszcza.
-El nie widzę cię...
-Jak zresztą od pół roku. A ja zawsze gdzieś tu byłam...

               «««««»»»»»
Hopper wtargnął do mojego pokoju.
Jak zwykle.
Wejście smoka.
Mistrz wyczucia czasu.
Gal anonim, po prostu. Bo jest malutki jak myszka i jak zrobi komuś wjazd do pokoju, to zrobi to ze sprawnością ninja.

Praca w policji bardzo go rozpuściła.
I roztyła...

-Spakowana?
Coooo? To jaśnie pan nie poinformował mnie ze zamierza wyjechać dziś?
No zobacz, pewnie miałam się domyślić.
-Nie wiedziałam ze wyjeżdżamy dzisiaj.
-Jutro-sprostował mnie ojciec.
Byłam zła, byłam wściekła. I jeszcze dodatkowo wnerwiało mnie to ze nie miałam pojęcia dlaczego.

-Idę do Lillian-oznajmiłam i wyszłam z pokoju.
-A pakowanie?
-Spakuję się po powrocie. Przecież ona tez musi, tak? Raczej się nie domyśli-powiedziałam i za pomocą mojego umysłu trzasnęłam drzwiami...w których zresztą stał.

Konsekwencjami będę przejmować się później.
Teraz tylko chciałam jak najszybciej i bez przeszkód znaleźć się u przyjaciółki.
Zapukałam i jak to zwykle otworzyła mi jej matka.
-Wchodź Jane, zapraszam.
Jane. Już prawie zapomniałam o tym imieniu.
-Dziękuję-powiedziałam i prawie wbiegłam do domu, a następnie pokoju dziewczyny.
-Hej Lil-powiedziałam i przytuliłam dziewczynę-
Pamiętasz ze jedziesz ze mną do Hawkins?-
W odpowiedzi blondyna pokiwała głową.
-No więc wyjeżdżamy jutro. Niespodziaaaaaaaankaa!-teatralnie rozrzuciłam konfetti.
Ona jedynie wyjęła z szafy niewielką torbę i zaczęła się pakować.

Po prostu. Bez słowa.

Byłam w takim szoku, ze przyklęknęłam przy niej i zaczęłam pakować ją razem z nią samą.

Po chwili pakowania w ciszy wyciągnęłam z jej torby malutkie coś, co zapakowała chwilę wcześniej.
-Naprawdę Lillian Blair? Naprawdę?-powiedziałam z niedowierzaniem i wyciągnęłam z torby małe koronkowe figi.
-Czyje to jest do cholery...-dziewczyna się okropnie zarumieniła. Jak dotąd nie odezwała się w ogóle-I gdzie to kupiłaś?
W tym momencie wybuchnęła śmiechem tak potężnym, ze niemalże rechotem.
-Gdzie zamierzasz to nosić moja panno?
-Może gdzieś, kiedyś się przyda...-powiedziała zawstydzona-Poza tym skąd możesz wiedzieć, czy to nie są moje najwygodniejsze?
-Nie wiem, masz rację-powiedziałam i wzruszyłam ramionami-Masz więcej takich cudeniek?
-Możliwe...Ale nie pokażę ci ich, bo robisz wiochę!-powiedziała i rzuciła mnie owymi majtkami.

Tak zaczęła się bitwa na wszystko co znajdowało się w torbie, szafie i pobliżu...

Kiedy wróciłam do domu było już ciemno.
Wemknęłam się cichutko do domu, a tuż za mną podążała niczym mój cień pewna drobna sylwetka...

Postanowiłyśmy z Lil piżama party, takie ciche żeby Hopper nie wtargnął do środka. Znowu.

Ostatecznie, około godziny pierwszej, ogarnęłyśmy się, a właściwie to moja przyjaciółka mnie ogarnęła, i zaczęłyśmy pakować tym razem mnie.

-Czyli jedziemy na zwiedzanie nowego miasta we dwie i twój tata?
-I Jack.
-Naprawdeeeee? Po co nam on? Ogarniemy tam jakieś dziewczyny i zrobimy babski wieczór!-krzyknęła rozemocjonowana dziewczyna.
-Nie krzycz idiotko!-skarciłam ją, choć chyba mi nie wyszło, bo w połowie zdania zaczęłam się śmiać.
-Jenny!
-Lillian Blair nie bądź zazdrosna! Jack również jest moim przyjacielem.
-Jenny? Czy byłoby przegięciem wpaść do niego i spakować jeszcze jego?
-Teraz?! Jest po pierwszej!
-Hahahahha...i co?

A więc postanowione. Wracamy do Hawkins.
Już jutro...

Milevens wayWhere stories live. Discover now