Rozdział 90

403 24 18
                                    

Ranek.
Znów to czuję. To zimno...
Mówię sobie ze to dlatego ze wyszłam spod kołdry.

Promienie porannego słońca wpadają przez okiennicę, przebijając się przez moje powieki.
Zaciskam powieki.
Nagle oślepiające światło gaśnie.
Wszystko gaśnie.
Pogrążam się w mroku.

Jestem tam.
Znów widzę Bill'ego.
Jest z dziewczyną. Ładną dziewczyną...
Krzyczy.
Krzyczy i wyrywa się.
Ale on nie reaguje.
Trzyma ją mocno.
W pewnym momencie rzucił dziewczynę wprost na twardą ziemię.
Dziewczyna jęknęła, ale nie powiedziała nic więcej.

Billy odwrócił się w moją stronę.
Zobaczył mnie...
Próbowałam uciekać, próbowałam się cofać, lecz chłopak podszedł do mnie szybkim krokiem i niemal złapał za nadgarstek.
Udało mi się cofnąć o krok.
Dziewczyna z tyłu poruszyła się.
Skupiłam wzrok na niej, spróbowałam zrozumieć co chce z siebie wydusić.

-Nie powinnaś nas wtedy szukać. Wchodzić we wspomnienia. Teraz już wiemy o tobie wszystko...-uśmiechnął się szyderczo-I mamy cię jak na tacy.
-Dlaczego to robisz?!-krzyknęłam przez łzy.
Chciałam już się stad wydostać. Uciec.
Przed oczami tkwił mi obraz dziewczyny, miotającej się i krzyczącej, następnie rzucanej bezceremonialnie przez chłopaka, oraz jęk bólu, jaki z siebie wydała, gdy szczupłe, wysportowane ciało zderzyło się z kamienną płytą...

Otworzyłam gwałtownie oczy.
Zlana byłam potem i łzami.
Obejrzałam bacznie cały pokój, aż natrafiłam na wysoką męską sylwetkę, stojącą w drzwiach.

Odetchnęłam z ulgą na widok mężczyzny opartego o framugę. Ten natomiast podszedł do mnie i przykucnął przy moim łóżku, oparwszy się wcześniej o moje kolano.
-Wszystko dobrze, mała?
Pokiwałam jedynie głową w odpowiedzi.
-Zły sen?
Pokręciłam głową na zaprzeczenie.
-Wizja.

Mężczyzna długo się nie odzywał i z początku myślałam ze po prostu mnie nie zrozumiał.
Po chwili jednak pokiwał głową w zamyśleniu i odparł.
-Dziś jest siódmy dzień twojego szlabanu. Jeśli chcesz coś zrobić z tym-wskazał na mnie-oraz z tym potworem w centrum handlowym...proszę idź-urwał. Patrzył się chwile w milczeniu na moją zieloną pościel.
Kiedy na powrót podniósł wzrok lśniły w nich troska i zmartwienie...
-Ale kiedy będziesz walczyć ze złem...proszę uważaj na moją małą dziewczynkę...
-Twoja mała dziewczynka jest nie aż taka mała-uśmiechnęłam się.
Następne co powiedział odblokowało wszystkie zapory.
Wszystkie próby powstrzymania płaczu poszły się bujać. A ja rozpłakałam się rzewnie i wpadłam w jego ramiona.
Mężczyzna spojrzał na mnie, następnie na siebie, po czym wyszeptał.
-Ale zawsze będzie...

Leżałam chwilę, połowicznie na nim, połowicznie dalej na łóżku.
Po paru minutach policjant odezwał się znowu.
-Ale stary tatusiek, czasem nie może się pogodzić z tym ze masz już...chłopaków, lub robisz inne dziwne rzeczy.
-Chodzi ci o...całowanie?
-Ummm...tak. Nie rób tego.
-Co? Dlaczego?-zaśmiałam się, lecz szeryf był całkowicie poważny. Jedynie gdy zobaczył ze się śmieje, jego twarz przeciął słaby uśmiech.
-A przynajmniej kiedy ja nie patrzę-nie sądziłam ze mówi poważnie.
Mówił.
Naprawdę tego chciał.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, a wtedy Hopper wstał i wyszedł z pokoju.
-Tato?-spytałam gdy był już w drzwiach.
-Czyli...że mogę iść do przyjaciół?
Przytaknął.

Był poniedziałek rano, a ja szykowałam się do wyjścia.
Nie wiedziałam gdzie mogą być.
Ani gdzie szukać.
Dlatego złapałam krótkofalówkę i nacisnęłam guzik mówiąc...
No właśnie, co chciałam im przekazać?
               «««««»»»»»
Spałem.

Milevens wayWhere stories live. Discover now