Rozdział 16

659 39 0
                                    

Wszedłem do szkoły i myślałem że zwymiotuję. Cuchnęło tam prze potwornie, ale bywało gorzej.
Na razie zawiesiłem sprawę Willa, z myślą że ta pójdzie szybko a naprowadzi mnie na jakiś trop przy zniknięciu chłopaka.
Szedłem szkolnymi korytarzami i nie mogłem się skupić na szukaniu czegokolwiek, przez zniszczone lampy i krew na ścianach i podłodze. Niby normalna rzecz w tym zawodzie, a tak rozprasza.
Kazałem Johnatanowi i Nancy szukać dalej w innych salach a sam wszedłem do sali matematycznej. Nic.
W plastycznej? Nic.
Wtedy usłyszałem trzask krótkofalówki.
-Halo halo, Szeryfie?
-Co jest chłopaki, nie mogę teraz gadać-odpowiedziałem podirytowany.
-No...no bo...przyjechali ludzie z laboratorium i żądają informacji o jakiejś niebezpiecznej dziewczynce.
O ku*wa! No to jesteśmy w czarnej dupie!!
-No i co powiedzieliście?
-Że nie znam i nie wiem kto to. Zna ją pan?
-Bardzo dobrze, wmawiajcie im że nie wiemy o kogo chodzi. Świetnie- powiedziałem entuzjastycznie, czego już chwilę później strasznie pożałowałem
-No no, Hopper takie kłamstewka nie ujdą ci na sucho. A ty doskonale to wiesz-usłyszałem mocny głos.
Brenner.
Ta mała opowiadała trochę o nim.
W tym momencie zrobiło mi się jej okropnie żal.
Odłożyłem krótkofalówkę i wyrzuciłem z głowy wydobywające się z niej głosy.
Aby oczyścić umysł przeszedłem się sprawdzić jak u dzieciaków. Byli w sali przyrodniczej.
Kiedy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia, uderzył mnie odór większy niż gdziekolwiek indziej, do tego wgnieciona tablica i tunel utworzony z ławek i krzeseł...
A więc to zapewne tutaj rozegrała się cała akcja. No no, sądząc po widoku to ta mała była naprawdę cenna dla laboratorium.

Po całym dniu szukania śladów, gdzie mogły zniknąć dzieciaki, odprawiłem Nancy i Johnatana do domów, a sam postanowiłem jeszcze poszwendać się po placówce.
-Nancy?-zaczepiłem dziewczynę zanim wyszła i odciągnąłem ją na bok. Johnatan stał przy wejściu zaniepokojony czekając na koleżankę.
Dobrana z nich para- pomyślałem-Na pewno razem.
-Słuchaj, zgodziłem się wam pomoc tylko ze względu na informacje którymi dysponujesz, a nie powinnaś moim zdaniem.
-Oh, proszę. Przecież to widać gołym okiem.
Ale i tak doceniamy pańską pomoc Szeryfie-powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem.
Serio?!
-To ma pozostać między nami. Jasne?
-Tak jest, kapitanie-zasalutowała i odeszła do swojego chłopaka.
Ale skoro ona zrobiła mi takie świństwo, to czemu ja nie mogę zrobić jej?
-Żegnam i ave Jancy!-dziewczyna aż się zakrztusiła i będąc już w progu drzwi frontowych pokazała mi, możecie się domyślić którego, palca.
Przechadzałem się po korytarzach szkolnych jak wcześniej, tyle ze teraz zapalałem wszystkie ocalałe po tutejszym zajściu światła. Kiedy już odpaliłem wszystko co się dało, szukałem jakiś wyraźnych wskazówek w miejscach gdzie było najwięcej szkarłatnej posoki. Niestety nie znalazłem niczego więcej niż za dnia. Nagle z krótkofalówki przy piersi dało się słyszeć trzask. Lecz to nie byli chłopaki z policji, była to inna stacja.
Podniosłem ostrożnie urządzenie do ust i słuchałem. Wtedy przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
-Witam znowu pana Szeryfa. Może się pan domyślić kto mówi. Nie będę owijał w bawełnę, bo każda sekunda się liczy. Macie znaleźć 11 i dostarczyć ją do Laboratorium Hawkins...
-Bo co?- byłem już nieźle wkurzony, a ten człowiek nie dawał za wygraną.
-Przewidziałem, że będzie pan stawiał opory, Szeryfie. Ale jeśli nie dostarczy nam pan obiektu badań, jakim jest Jedenaście, będziemy musieli zapewnić sobie inny.
Hmmmm...w którym sektorze Cmentarza Hawkins leży Sarah Hopper?
O nie! Nie! Nie zrobi tego! Wszyscy tylko nie moja Sarah!
Je*any sk*rwesyn!
-Z tego co wiem, profanacja zwłok nie jest legalna-próbowałem udawać że nie zrobiło to na mnie wrażenia.
-Naukowcy mają przyzwolenie na różne rzeczy, na przykład rozkrajania ciał obiektów badań.
Nie...
Wyobraziłem sobie moją małą dziewczynkę leżącą na stole operacyjnym z osobnymi rękami od reszty ciała.
-Nic nie obiecuję-odpowiedziałem zrezygnowany do trzeszczącego pudełka.
Nie usłyszałem odpowiedzi, zapewne postanowili pójść na ten układ.
O boże...
W co ja się wpakowałem...
Nie. Nie mogę pozwolić tej małej tam wrócić! Nie ma mowy!

Milevens wayWhere stories live. Discover now