Rozdział 42

426 33 11
                                    

Stałam tam.
Całą noc.
Trwałym przy nim.
Obserwowałam.
A odpowiadało mi tylko zimno i jego puste spojrzenie.
Ten chłód emanujący od niego...
Dostawałam od niego gęsiej skórki.

To wszystko moja wina.
Moja wina.
Moja wina.
Moja wina.
Moja wina.

W tej chwili chciałam tylko podejść do niego, dotknąć, powiedzieć ze już wszystko dobrze.
Ze już tu jestem...

Nagle chłopak wstał energicznie i podszedł do okna. Podeszłam za nim i spojrzałam w kierunku przejeżdżającego na syrenie radiowozu.
On tez na niego patrzył.

Z bliska jego rysy były jeszcze ostrzejsze,
Twarz bledsza.
A oczy intensywniejsze.
Te oczy barwy obsydianu śniły mi się co noc od 93 dni.
Te oczy patrzyły na mnie z troską i miłością tyle czasu.
I tylko te oczy od początku widziały we mnie kogoś więcej niż obiekt badań lub niebezpiecznego zbiega z laboratorium.

Te oczy kochałam.
Ale kiedy ja kochałam te oczy, były one jasne i pełne blasku. Takie...żywe.
Teraz były chłodne i nieporuszoną niczym lodowa góra.
Teraz były martwe.
I ja tez umierałam...
Na myśl ze sama je zabiłam...

Chciałam to wszystko naprawić.
Naprawić.
Naprawić.
Naprawić.
Podejść jeszcze milimetr bliżej.
Pokazać ze tu jestem.
Naprawić.
Naprawić.
Naprawić.
Pocieszyć i spojrzeć nań z uczuciem.
Naprawić.
Naprawić.
Naprawić.

Ale nawet to nie było mi dane...
Do pokoju wparowała Nancy, cała podekscytowana i spięta.
-Znaleźli Willa...
I wyszła. Tak po prostu wyszła zostawiajac Mike'a w totalnym osłupieniu.
Podeszłam szybko do niego i objęłam go ramieniem by dodać mu otuchy.
Niemalże...
Nasze ciała dzieliły milimetry, a ja nie miałam odwagi ich pokonać.
Nienawidziłam się za to, a los nie pozostawił mi ani chwili zastanowienia, ponieważ Mike już wychodził pospiesznie z pokoju, ciągnięty przez siostrę.

Nie mogę go stracić.
Nie znowu.

Ta myśl popchnęła mnie do działania i już w następnej chwili biegłam za tą dwójką ze łzami w oczach. Nie mogłam ich odpędzić. To jedno było i będzie zawsze silniejsze ode mnie.

Biegłam i biegłam. Ile tylko sił.
Myślicie ze dobiegłam?

Włos dzielił mnie od chłopaka, gdy drzwi samochodu zatrzasnęły się przede mną z hukiem.
Włos.
Tyle brakowało, by go nie stracić.
Włos.
Jeden malutki...
Włos.

Patrzyłam jak odjeżdżają w nieprzebraną czerń nocy, a potoki łez w moich oczach mogłyby zapełnić nie jedną rzekę.

Znów go straciłam...
Znów się zawahałam...
Znów pozwoliłam mu odejść...
To znów moja wina...

___________________________________
Przepraszam za 3-4 dniową przerwę.
Nie jesteście sami jeśli również myśleliście ze minęła cała wieczność...
Ostatnio trochę ignorowałam wenę przez nawałnice pracy, ale spokojnie.
Jestem tu.
I mam również jedną malutką prośbę.
Przez to ze jestem kobietą i mimo wszystko jestem dosyć niezdecydowana, napiszcie mi wyraźnie ze strony kogo chcielibyście następny rozdział.
I proszę szybciutko szybciutko o odpowiedź bo ja piszę rozdziały ciągiem, wiec już pewnie będę zaczynać zapisywać...

Milevens wayWhere stories live. Discover now