Rozdział

254 24 3
                                    

Otwieram oczy. Wstaję z łóżka zanim odezwie się moja mama, ze za długo śpię.
Jak codzień szykuję się do szkoły.
Myję zęby.
Ubieram się.
Układam włosy.
Jem śniadanie.

I widzę za oknem śnieg.
-Nie idziesz dziś do szkoły Mike. Nikt nie idzie-trzeba przyznać zaskoczyło mnie to...
Nie spodziewałem się tego.
Nie planowałem.
Przez to miałem więcej czasu na myślenie.
Nie dobrze.

Siadam na podłodze w swoim pokoju.
Nie lubię go.
Ale jeszcze bardziej nie lubię piwnicy.
Nie ma już tam dla mnie miejsca.
Za dużo tam niej.
Wspomnień...

Opieram się o łóżko.
Już nie kontroluje tego, w jakim kierunku zmierzają moje myśli...
Nie kontroluje niczego.
Boje się...
Chce przestać.
Ale nie mogę...

Wstałem od leżącego przyjaciela i zacząłem rozglądać się za dziewczyną w różowej sukience.
Jednak pole rozpościerające się wokół było puste.
Nie było jej...
-Gdzie jest El?-spytałem Dustina.
Odpowiedziała mi zatrważająca cisza.
Wpadłem w panikę.
Uciekła.
Głupi, głupi, głupi!-powtarzałem w głowie-Nie powinieneś na nią krzyczeć! Zobacz co narobiłeś idioto!
-El! Eleven?
-El!-słyszałem równoległy krzyk Dustina.
-Eeel! Eleven! El gdzie jesteś?!
Chodziłem w te i z powrotem nawołując dziewczynę o delikatnych rysach.
-Eleven!-mój rozpaczliwy krzyk przedzierał się przez korony drzew.

-Ugh!-położyłem palce na skroniach i masowałem mocno, celem wymasowania bólu wraz z obrazami i dźwiękami. Jednak moje katusze jeszcze się nie skończyły.
Na dobre się jeszcze nie zaczęły...

Gdy spojrzałem na nich stali jak wryci i wpatrywali się w Nastkę. Dlaczego do cholery, nikt nic nie robił?!

Nastka i potwór.
Samotnie stawiająca mu opór pomimo tylu osób wokół siebie.
Widziałem ból i wyczerpanie w jej ruchach.
Opada z sił...

-Mike! Znalazłem pudding!
-Okej!-odkrzyknąłem.
Chwilami zdawało mi się ze dziewczyna nadal się trzęsie.
Zlustrowałem ją wzrokiem z góry na dół i dostrzegłem ze tez mnie obserwuje.
-Czujesz się chociaż trochę lepiej?
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi i odwróciła ciemne oczy.
-Co to...puting?
Rozbawiła mnie jej parodia tego słowa.
-Pudding...-poprawiłem ją-...to taki glut który je się łyżką. Ale nie martw się, kiedy to wszystko się już uspokoi nie będziesz musiała jeść takiego śmieciowego jedzenia jak to...moja mama...ona całkiem dobrze gotuje...ugotuje ci wszystko co tylko będziesz chciała.
-Eggo's?
-Yyyym...tak, Eggo's, ale prawdziwe jedzenie też...Wiesz, myślałem ze kiedy to wszystko minie, Will wróci, a ty już nie będziesz tajemnicą rodzice mogliby postawić ci prawdziwe łóżko w piwnicy...lub będziesz mogła wziąć mój pokój jeśli będziesz chciała, ja i tak spędzam cały czas na dole. Chce przez to powiedzieć...będą dbali o ciebie, będą twoimi nowymi rodzicami...
Naprawdę cieszyła mnie ta myśl. Ze El w końcu czułaby się kochana. W końcu czułaby się szczęśliwa...
A w dodatku nadal byłaby ze mną.
-A Nancy...ona by była jak twoja nowa siostra...
-A ty...byłbyś jak mój brat?
W tym momencie poczułem jak coś we mnie chrupło.
Brat? Czy ona naprawdę tak o mnie myśli?
-Co? Nie! Nie, nie.
-Dlaczego?
-Bo...
Nie mogłem znaleźć słów. Nie wiedziałem jak jej to powiedzieć...
-Bo...to jest inne.
-Czemu?
-Chce powiedzieć...nie wiem. Tak czuję.
Czuję jak się pogrążam.
-To głupie...
Zatapiałem się w jeziorze wstydu i beznadziei jak Nastka w słonej wodzie kiedy spod powierzchni wyrwał mnie jej głos.
-Mike?
Spojrzałem na nią.
-Przyjaciele nie kłamią...
Poczułem jak przypiera mnie do muru. Nie miałem już drogi ucieczki. Nawet moje jezioro się ode mnie oddalało.
Westchnąłem.
Poddałem się...
-Cóż...myślałem...może...nie wiem...może pójdziemy na Śnieżny Bal...razem.
-Śnieżny Bal?
-To taka głupia szkolna potańcówka na której jest muzyka i zabawy...nigdy nie byłem bo trzeba iść z kimś, ale pójście tam z siostrą to nie najlepszy pomysł...
-Nie?
-Znaczy...można, ale to byłoby bardzo, bardzo dziwne. Na szkolną imprezę idzie się z kimś kogo...no wiesz...kogo się...lubi.
-Jak przyjaciela?
-Nie. Nie przyjaciela...
Czułem frustrację i zmęczenie. Samym sobą. Zwróciłem oczy na sufit oczekując pomocy. Próbując wydobyć z siebie coś, czego się bałem...
-Kogoś kogo...
Pocałowałem ją.
Po raz pierwszy po prostu zdobyłem się na odwagę i nachyliłem się niespodziewanie, zaskakując nawet samego siebie.
Smakowała latem i niespełnionymi marzeniami.
Odsunąłem się i spojrzałem na szeroko rozwarte czarne oczy wpatrujące się we mnie ze zdezorientowaniem. Lecz mimo tego, jej różowe usta unosiły się w nieśmiałym uśmiechu.
Cała moja pewność siebie ulotniła się jak dym i spuściłem wzrok na ziemię pragnąc zapaść się w nią i już nie wyjść.
Przez okno wpadły do sali cienie a z tyłu dało się słyszeć odgłos opon na żwirze.
-To Nancy. Zaczekaj tu, wrócę...

Dziewczyna atakowała mnie z każdej strony.
Wszędzie gdzie się rozejrzałem widziałem Nastkę.
To chyba nie jest zdrowe...
Złapałem za krótkofalówkę i włączyłem kanał 13. Nasz kanał...
Odłożyłem krótkofalówkę...

Wiesz Mike. Może teraz powinieneś...trochę bardziej na nią uważać, po prostu...dać jej odetchnąć. Nabrać świeżego powietrza.
Kiedy jej przejdzie napewno odezwie się do ciebie.

Przypominałem sobie te słowa i odtwarzałem w głowie raz po raz.
Powstrzymywały mnie przed zrobieniem czegoś głupiego.
Przed zdobieniem pierwszego kroku...

A może powinienem?
A może ona na to czeka?

Stłumiłem w sobie te głupie myśli...
Nie, jeśli teraz zadzwonisz, napewno w czymś jej przeszkodzisz.
Powinieneś bardziej na nią uważać, dać jej odetchnąć. Kiedy jej przejdzie napewno odezwie się do ciebie.

Powtarzałem to sobie jak mantrę.
Daj jej odetchnąć.
Nie duś jej.
Nie tłamś.
Nie przytłaczaj.
Daj jej odetchnąć...
To jej nie rani Mike, daj jej odetchnąć.








A co jeśli mimo wszystko, jednak się mylę...

Milevens wayWhere stories live. Discover now