Rozdział 56

409 36 10
                                    

Następnego dnia dostałam od Dusti'ego zadanie by zająć się przekąskami i napojami.
Ogólnie zagonili mnie do kuchni...
Poszłam więc lekkim krokiem prosto do lodówki i udawałam ze wcale nie zauważam masywnej sylwetki podążającej za mną.
Spokojnie zaczęłam przyrządzać sałatkę, mini paróweczki, i inne przysmaki.
Wyjęłam właśnie paczkę chipsów kiedy silne słonie zacisnęły się wokół mojej talii, chciałam cis powiedzieć lecz mój oprawca uciszył mnie skutecznie długim pocałunkiem.
Złapałam go za policzki i przyciągnęłam go jeszcze bliżej.
To w ogóle możliwe?
Johnatan przycisnął mnie do blatu co wydusiło ze mnie stękniecie.
Do kantu blatu, więc nie myślcie ze było to nie wiadomo jaki odgłos. Było to stękniecie bólu...
Ugryzłam go w odwecie z całej siły w wargę, co wykorzystał i wepchnął mi język do gardła.
Chlasnęłam go z liścia po twarzy, ale uśmiechnęłam się.

Oderwał swoje usta od moich, a ja złapałam go znowu i przyciągnęłam nasze twarze bliżej siebie, już chciałam kategorycznie zaprzeczyć i zacząć całować go znowu, kiedy szepnął cicho, ledwo słyszalnie.
-Tak długo w ogóle się nie odzywałaś. Nie wiedziałem co począć. Jak to odebrać. Co się działo Nancy?
-Oh, pewne sprawy rodzinne-odparłam tylko i pocałowałam go znowu, tym razem mocniej, natarczywiej.

Nasze języki ścierały się i tańczyły wokół siebie. Pragnęliśmy się bardziej i bardziej.
Ja nie mogłam nacieszyć się jego ustami, a jego dłonie penetrowały każdy skrawek mojej skóry. Teraz każda warstwa ubrania paliła niczym ogień piekielny.
Johnatan znów oparł się o mnie całym ciężarem ciała a to wyrwało mi dech z piersi.
Następnie złapał moje uda i pociągnął do góry. Wplotłam ręce w jego miękkie włosy, a on jedną ręką, nie przerywając naszego pocałunku, podparł dłoń o moje żebra, niebezpiecznie wysoko...

Połączenie między naszymi ustami zacierało się coraz bardziej. Nasz pocałunek stawał się coraz namiętniejszy, dzikszy.

Kątem oka zauważyłam jak się ściemniło.
Cholera, pomyślę o tym później.

Nie wiem do czego by doszło, gdyby do kuchni nie wszedł Steve.
-Co tu się...
Momentalnie oderwałam się od Byers'a, lecz to co chłopak zobaczył, to już jego.
Popatrzył się na nas wymownie, lecz zmienił temat.
-Chodźcie, szykuje się niezła rozróba...
-Co?! Kto się bije?-jakieś zamieszki w moim domu? Nie zezwalam na to!
-Nieważne kto się bije, trzeba temu zaradzić!-dodał Johnatan.
-Mike i...nie zapamiętałem jego imienia...
-Mike?! I nie rozdzieliłeś ich? To co ty tam robiłeś Steve, przyszedłeś po popcorn?!

No więc szykuje się niezła rozróba.
Zaraz powiększy się jeszcze bardziej kiedy Nancy Wheeler wkroczy do akcji!
Najbardziej przeraża mnie tylko to, ze Mike w niej uczestniczy...

Milevens wayUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum