Rozdział

232 20 4
                                    

-A co do twojego...jego...myśle ze powinnaś po prostu ochłonąć i wrócić do tego kiedy już ochłoniesz...
-Zrobię tak.
Rozejrzałam się wokół i wpadłam na świetny pomysł.

Przyniosłam do pokoju malutki telewizorek jak ten w Hawkins. Zza łóżka Will'a wyjęłam pudełko z kasetami i przyniosłam na moje łóżko koc.
-Film?
Chłopak uśmiechnął się szeroko i pobiegł po Byers'a, a ja odszukałam odpowiedni tytuł...

To była już tradycja...
Co tydzień szatyn przychodził do mnie i oglądaliśmy wraz z Will'em jakiś film.
Z czasem po prostu zabrakło nam kaset, więc filmy zaczęły się powtarzać, ale mimo to chłopak ciagle przychodził.
Jednak nie były ważne same filmy, a cała otoczka wokół nich...
Ciśnięcie się w trójkę pod jednym kocem, nocki, popcorn, który chłopak ze sobą zawsze przynosił i te szczere rozmowy, kiedy wszyscy spali, a które najczęściej zaczynały się po prostu od żartów...
Po prostu nasza przyjaźń...
Zbliżyliśmy się do siebie, ja, Will i chłopak o włosach kręconych jak baranek...
To dlatego ten czas spędzony wspólnie był taki wyjątkowy...

-A właściwie...-zaczął Will-Mike się odzywał?
To zniszczyło aurę szczęścia i beztroski...
Znów poczułam jak coś przygniata mnie od środka...
Patrzyłam się tępo w jeden punkt i nie wiedziałam właściwie co odpowiedzieć.

-Jane, czy to nie o nim mi dzisiaj mówiłaś?-usłyszałam.
Przeniosłam wzrok na czekoladowe oczy patrzące na mnie zza szkieł.
Chciałam odpowiedzieć ale gardło zacisnęło się nie przepuszczając słów.
Patrzyłam więc w czekoladowe oczy, czekając aż słowa przyjdą same...
-Tak...-w końcu wydarło się ze mnie-Tak, to o nim ci opowiadałam...
-I jak? Co u niego?-zainteresował się Will i przysunął jeszcze w moją stronę.
-Właściwie...od półtora miesiąca kiedy wyjechał...nie dostałam od niego żadnego znaku życia.
Ciężko mi było to mówić, choć nie wiedziałam dlaczego.
Miało mi być lepiej.
Miało mi być lżej.
A nie jest...
Czuje się jakby ktoś sznurem związał moje gardło i zacieśniał go za każdym razem kiedy coś chciało się wydobyć z tamtąd na światło dzienne.
Czułam się źle, choć wiedziałam ze chłopak by mnie nie okłamał.

Przyjaciele nie kłamią.

Choć Mike kłamał...
                              «««»»»

Straciłem nadzieję. Straciłem całkowicie jej resztki, z chwilą kiedy już nawet Will poszedł tańczyć.
Opadłem bezradnie na krzesło i próbowałem nie patrzeć jak doskonale wszyscy się bawią.
To miał być mój bal-pomyślałem-Nasz bal...
Ta myśl rozdarła mi serce.
Piosenki leciały jedna po drugiej i zlewały się ze sobą jak rzeka.
Wszyscy poddawali się jej i ze śmiechem płynęli z jej nurtem.
A ja, stojąc na brzegu, mogłem się im tylko przypatrywać i zazdrościć wspaniałej zabawy.
W pewnym momencie coś mnie podkusiło, by jednak spojrzeć na świetnie bawiący się tłum, i byłem temu czemuś niezmiernie wdzięczny...
Na wprost mnie, przez frontowe, przyozdobione płatkami śniegu drzwi weszła dziewczyna o jasnej zarumienione skórze, karmelowych, ogromnych oczach, podkreślanych purpurą, a jednocześnie zagubionych, szukających w roztańczonym tłumie wsparcia, dziewczyna w długiej do kolan błękitnej sukience przepasanej fioletową wstążką. Jej włosy skręcone w fikuśne sprężynki spływały aż za ucho, a czekoladowy wzrok trafił na mnie.
Coś pchnęło mnie w jej stronę, musiałem po prostu do niej podejść, dotknąć, sprawdzić czy jest prawdziwa.
Czy żyje...

Czy to tylko ja umieram z tęsknoty...

Odległość miedzy nami pokonaliśmy w mgnieniu oka, a jednocześnie czas nigdy mi się tak nie dłużył.
Widziałem w jej oczach wszystkie emocje które przeżywała i byłem świadomy, ze ona widzi moje.
-Wyglądasz pięknie...-usłyszałem swój głos. Sam byłem pod wrażeniem wypowiedzianych przeze mnie słów. Lecz ona tylko zarumieniła się jeszcze bardziej i spuściła wzrok na ziemię.
Lecz ja nie chciałem. Marzyłem by czuć te czekoladowe oczy na sobie do końca świata, a także jeden dzień dłużej.
Chciałem by na mnie patrzyła.
By mnie widziała...
-Chcesz zatańczyć?
-Ja...-rozejrzała się niepewnie po tłumie. W głowie roiły mi się już najgorsze scenariusze-Ja nie wiem jak...
Niemal się zaśmiałem.
-Ja też nie. Chciałabyś spróbować?
Na jej twarz wpłynęła odrobina pewności.
Uśmiechnęła się promiennie i pokiwała głową. Sam również mimowolnie się uśmiechnąłem.
Ostrożnie oplotłem moją rękę wokół jej, a kiedy jej szczupłe palce mnie ścisnęły, poczułem jak żenująco wolno czerwoność i gorąco pełzną po mojej twarzy.
Przeszliśmy parę metrów, bliżej muzyki, a dziewczyna nadal trzymając moją dłoń w swojej rzuciła mi niepewne spojrzenie.
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco i złapałem delikatnie jej drugą dłoń, po czym obie położyłem na swoich barkach.
-Teraz musisz mnie złapać...o tak-cały czas ją instruowałem.
Złapała mnie odrobinę ciaśniej, jakby jednocześnie bała się mnie puścić, ale tez złapać mocniej. Jakby bała się ze ją odepchnę...
Zaśmiałem się na ten gest.
-Tak, właśnie tak...
Na zaróżowione z gorąca policzki na powrót wpłynął rumieniec.
Objąłem ją w talii, również bardzo niepewnie i delikatnie jakby była z porcelany, ale zdawała się tego nie zauważyć.
Przeminęła nam jedna piosenka, wiec zaczęliśmy, jak żagle na wietrze, kołysać się w rytm drugiej.
Jeżeliby wsłuchać się w jej treść, można by powiedzieć ze była o nas.
Ale ja niczego nie słuchałem. Najważniejsza była dla mnie teraz dziewczyna przede mną i jej hipnotyzująco głębokie oczy.
Chwilami, kiedy miałem okazje patrzeć na nie przez dłuższą chwilę, zastanawiałem się czy są głębsze niż najgłębsze jeziora na całym świecie. I czy dziewczyna pogniewała by się gdybym tam wskoczył...
Jednak moje myśli zwolniły.
Piosenka zwolniła.
Wszyscy wokół zwolnili.
Cały świat zwolnił.
A potem się zatrzymał.
Dając nam chwilę dla siebie.
A ja miałem wrażenie, jakby ta chwila trwała wieczność...
A jednocześnie tyle co nic.
Ścisnąłem dziewczynę w pasie i wskoczyłem do jej oczu.
Ona przyciągnęła mnie delikatnie do siebie, lecz tylko tyle potrzebowałem.
Świat się zatrzymał.
Ale fizyka działała.
Nasze ciała poczuły fizykę.
Nasze usta poczuły fizykę...
I wszystko na powrót ruszyło.
Nasza chwila się skończyła...
Dziewczyna oderwała się ode mnie i chyba zawstydziła, kładąc głowę na mojej.
Lecz wiedziałem ze nie żałowała.
I ja też nie.
A ciężar jaki na mnie wywierała...
Jej ręce, oplecione wokół mojej szyi.
Jej głowa spoczywająca na mnie.
I ten smak marzeń i wakacyjnych wspomnień na ustach...
To wszystko przetrzymywało mnie by nie odlecieć...
To wszystko przetrzymywało mnie w zatłoczonej sali, pełnej bawiących się nastolatków, przed odleceniem aż po chłodne, przejrzyste niebo, okrywające się z czasem gęstymi chmurami kryjącymi w sobie miliony pięknych płatków. A każdy inny od reszty...

Tam wszyscy byli wyjątkowi.
Tutaj, wyjątkowa była tylko jedna dziewczyna, trzymająca mnie mocno przy sobie, nie pozwalająca mi odejść...

To już dwa miesiące...
Osiem tygodni...
60 dni...
1440 godzin...

A krótkofalówka uparcie milczy.

Zastanawiam się czy to nie jest swoista próba.
Czy ona nie chce mnie złamać...
Zastanawiam się co by było gdybym to ja zadzwonił...
Gdybym zrobił pierwszy krok...

Patrzę na zegarek na ścianie.
Ten na rękę wciąż ma Eleven...
16:07
Podchodzę niepewnie do telefonu.
Nogi mam jak z waty...
Drżącymi dłońmi wybieram numer.

Pierwszy sygnał.
Nie wierzę ze to robię...
Drugi.
Proszę El...
Trzeci.
Ktoś podnosi słuchawkę...
-Halo?
To nie głos dziewczyny...
-Eleven?
-Nie...nie ma jej.
-Wyjechała?
-Nie, po prostu jej nie ma...
-Dobrze, dziękuje.

Odkładam słuchawkę i zjeżdżam po ścianie, wprost na zimną podłogę.

Nie wierzę...

Milevens wayDonde viven las historias. Descúbrelo ahora